— Poszedłem zwiedzać obóz! Nikt nie chce iść ze mną odkrywać obozu, więc poszedłem sam! — zamruczał ucieszony malec, łapiąc swoją ukochaną zabawkę. Teraz powinna odpowiedzieć czymś w rodzaju "Chodź, oprowadzę cię", ale nie miała na to ochoty. Przecież nie jej zadaniem było pilnowanie jakiegoś bachorka. Jednocześnie gdy wlepiał w nią te swoje wielkie zielone oczy miała wrażenie, że zaraz wypali z jeszcze głupszą propozycją.
— To świetnie, tak mi się zdaje — burknęła, zatrzymując kocurka na chwilę. — Wiesz, zwiedzaj póki masz czas. Jak będziesz uczniem to ci go już zabraknie... — rzuciła, teatralnie wzdychając i odwracając wzrok.
— Dlaczego? — miauknął zaciekawiony Koperek.
— Myślisz, że to takie proste? — wzdychała dramatycznie. — Ba, uwierz mi, że to nam zwalają na plecy zadania najtrudniejsze ze wszystkich! Bycie uczniem jest takie męczące, że jakbyś to zobaczył od naszej strony teraz, to byś się zesrał.
Koperek wyglądał na zaskoczonego, może nawet nieco przestraszonego tym, co Daglezjowa Łapa mówiła.
— Na serio jest tak źle?
— No a jak sądzisz? — prychnęła, wywijając oczami. — Wstajesz o świcie gdy jest zimno, pracujesz ku chwale Klanu, wracasz z treningu gdy jest jeszcze zimniej i idziesz spać! A jeśli niczego nie upolujesz, to nawet nie możesz nic zjeść. Codziennie polujesz, walczysz, wracasz poobijany. A chcesz usłyszeć historię z wczoraj?
Kociak nieznacznie przytaknął. Daglezjowa Łapa uśmiechnęła się i usiadła na zmarzniętej ziemi. Brr! Odkąd napadła na nich pora nagich drzew wszystko było zimne i mokre. Wszystko, czego nie lubiła. Pamiętała jak jako kocię bawiła się śniegiem, i to był jedyny moment gdy lubiła zimę. Mogli sobie to oszczędzić.
— Wyruszyliśmy patrolem gdy tylko wzeszło słońce i wybraliśmy się do studni. Ona jest na samych obrzeżach naszego Klanu. Myślałam, że łapy mi odpadną w tym chłodzie! A tam taka — zrobiła łapą kółko w powietrzu, by odtworzyć wielkość opisywanej chmary — banda szopów! A wiesz jakie są szopy? To przerośnięte szczury, jak nietoperze, ale połączone z lisami. Borsucze łajna walone. Zjadały jakiegoś królika. I wiesz co zrobiliśmy z nimi?
— Co?
— Taki im łomot spuściliśmy, że się teraz wronie strawy nie pozbierają. Oczywiście, sporo ja zrobiłam — mruknęła skromnie — mogą pożałować, że się urodziły! Pobiłam z lewej, z prawej, kopałam ile sił w moich wysportowanych nogach, ale to są silne istoty. Stąd mam taką tam bliznę tu. Nie żebym się przechwalała... — przystawiła swój policzek z delikatnym śladem pazurów jak najbliżej Koperka.
— Łoo, musisz być odważna!
— Oczywiście, że jestem. Jestem Daglezjowa Łapa, najlepsza z uczennic, więc chyba miło poznać.
<Koperku?>
[przyznano 10%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz