Poszła za nim, wyprzedając go potem, chcąc zaprowadzić na miejsce, gdzie mieli trenować. Jego randka z Szyszkiem była… Wspaniała. Karmiła się widokiem ucznia, który lizał z radością burego. Taki przeciwnik związków kotów tej samej płci całował się z kocurem… Nie potrafiła wyrzucić z siebie tej satysfakcji. Jego godność upadła. Wiedziała, że tego się wstydził. A teraz śmiał nawet uciekać. Tchórz.
- Gdzie idziesz, homosiu?
Dymny o dziwo nie zareagował na to, zaciskając zęby, oddalając się od niej szybciej. Podbiegła do niego. Nie mogła pozwolić, by teraz nagle sobie gdzieś poszedł, nieprawdaż?
- Co, umówiłeś się na randkę ze swoim chłopakiem?
- Nie. Nie zamierzam się u ciebie szkolić. Idę sam się szkolić - zawarczał. Ta jego złość była wspaniała. Jak widziała ten jego rozwścieczony pysk… Już się nie bała. Raz trochę oberwała, ale to było nic.
- To był jednorazowy... Żart. Nie obrażaj się już tak.
- Tak. Bardzo zabawne... Naprawiłaś ten żart? Szyszek nie będzie mnie nachodził?
Kiwnęła głową. Musiała wszystko wytłumaczyć starszemu uczniowi, bo nie chciała potem jakichś problemów. Jeszcze by coś na opak myślał po tej randce i tak dalej… To była bezpieczniejsza opcja.
- Tak. O ile nie uznał, że to ja żartuję.
Posłał jej mordercze spojrzenie. Jakby myślał, że samym wzrokiem ją zabije.
- To za mało. Nie wybacze ci tego. Zostaw mnie w spokoju
- Nie wybaczysz? Ojoj... Tylko, że ja już się nie boję twoich działań. Wiem, że jeżeli cię jeszcze bardziej wkurzę, to nic mi nie zrobisz, bo mój brat to lider. Pomijając fakt, że gdyby coś się stało to i tak bym się do niego nie zwracała... To boisz się. I dobrze. Bo mogę jeszcze raz ci urządzić taką randkę.
- ŻADNYCH RANDEK! - wrzasnął jej w pysk. - Nie ciesz się swoim zwycięstem! Zniszczę cię inaczej! Twój brat cię nie uratuje!
- W jaki niby sposób mnie zniszczysz? Plotki zostały puszczone, nic więcej nie możesz mi zrobić- stwierdziła. Już się powoli oswajała z tym jak mogli inni o niej sądzić. Wkrótce to mogło ucichnąć i w ogóle…
- Nie martw się. Na pewno coś wymyśle. - zawarczał. - Nie idź za mną. Potrenuje sam, bez twojej pomocy Zboczone Echo!
- Jeszcze jestem twoją mentorką, nie możesz sam trenować. Jeżeli zostaniesz wojownikiem to proszę bardzo, ale na razie dalej jesteś uczniem- zaprotestowała. Jak by się później wytłumaczyła z tego, że kocur sobie gdzieś idzie? Poza tym, chciała się dalej z niego ponabijać. To było śmieszne.
- Wcześniej jakoś nie miałaś oporów, bym trenował sam. Co ci się odmieniło? Uważasz, że skoro się przelizałem z kocurem, to jesteśmy równi? Nie ma mowy! Jestem powyżej ciebie larwo!
- Nie jesteś powyżej mnie, jesteśmy sobie równi przecież. Albo nawet ja jestem od ciebie wyżej, jako ktoś starszy i bardziej doświadczony a do tego twój mentor. Czemu nagle masz takie opory? Kiedyś niemalże błagałeś mnie o trening, homosiu.
- Nie nazywaj mnie tak! - zasyczał. - Wtedy jeszcze uważałem cię za kota! Teraz już jesteś zwykłym robactwem - skrzywił się z odrazy. - Umiem już dużo, nie potrzebuje już ciebie i twoich rad!
- Jakim niby robactwem? Robactwo to tobie weszło do łba geju. Wiem, że dużo już umiesz, ale to nie oznacza, że koniec naszych treningów. Poczekamy aż Rudzik cię mianuje wojownikiem- powiedziała, mówiąc prawdę. Nie mógł ot tak nagle zostać wojownikiem. Musiał nabrać jeszcze wprawy w kilku rzeczach i może dopiero wtedy… Nastroszył na to sierść.
- To skoro dużo umiem, to po co dalej trenować? Niczego mnie więcej nie nauczysz - warknął, zaciskając pazury na ziemi. Pewnie sobie wyobrażał, że to jej gardło. To było dość możliwe.
- No homosiu, nie obrażaj się już tak. Nie jesteś szczęśliwy po przelizaniu się z kocurem? Nie przesadzaj już tak. Poćwiczysz sobie pływanie, gdyby twój wybranek się topił.
- Nie jestem! - wydarł się na nią. - To okropne! Nienawidzę cię! Nikogo nie uratuje! Prędzej utopie z miłą chęcią, jeśli jeszcze raz się do mnie zbliży!
- Biedny Szyszek. A tak cię polubił... Ty go też. Pamiętam. Tak, kocham go bardzooo- zaczęła naśladować głos Nastroszonego.- Kocham Szyszkaaaaaa!
Położył po sobie uszy, drżąc wręcz ze złości. Widok go w takim stanie był świetny. Tak samo jak przypominanie mu o żenującym wydarzeniu. Wręcz para mu z uszu wylatywała. Gotował się jak nie wiadomo co.
- Naćpałaś mnie! To był sen, a nie prawda! Nie kocham go! Nigdy nie będę z nim parą, nienawidzę gejów i zamorduje go jak znów go na mnie naślesz! - zagroził. - A potem wepcham ci jego szczątki do gardła!
- Nie bądź już taki agresywny. Przecież twój ukochany nic nie zrobił...
- To nie jest mój ukochany! Zrobił! Dotknął mnie językiem! - biadolił - Jestem zbrukany! Obrzydliwe! Przestań mówić, że to mój chłopak! - znowu wysunął pazury ze złości.
- Ty też go dotknąłeś... Lizałeś go z taką namiętnością…- przypomniała, nic sobie nie robiąc z tych jego słów. Kocur wykrzywił swój pysk z odrazą.
- To nie byłem ja! Ja nie jestem gejem! Nie podobało mi się to! Wręcz to było obrzydliwe! Ja mam dziewczynę! Z nią lubię się całować! To nie było to samo!
- To byłeś ty. Poza tym, czym się różni całowanie kocura od całowania kotki? Jak miałeś okazję zobaczyć, niczym.
- Całowanie kocura jest obrzydliwe - zapiszczał. - Nienormalne, niezgodne z naturą i... no i po prostu nie! Nie pachnie jak kotka, tylko jak ja! Czuję się przez siebie zmolestowany! Nie wiesz jaka to trauma! Aż mi nie dobrze! - zwiesił łeb dalej drżąc jak kocię na wietrze. Jego stan był zabawny. Taki pewny siebie stał się słabiakiem.
- Biedaczek... Nie potrafi się pogodzić ze swoją gejowską naturą... Nie rozbecz się tu.
- Nie mam żadnej gejowskiej natury! I nie będę ryczał jak ty! Umiem przełknąć ten wstyd z godnością! - rzucił, kierując kroki nad rzekę. Czyli jednak chciał ratować tonącego Szyszka? Jak wspaniale.
- Jak na razie wyglądasz jakbyś się miał rozbeczeć, więc... Nie wiem mój drogi. Możesz płakać, homosiu. Nic się nie stanie.
- Nie będę płakać! Nie dam ci tej satysfakcji! - przyspieszył kroku, jeżąc się. - I nie nazywa mnie homosiem Zboczone Echo! Ta nazwa bardziej pasuje do ciebie! Robimy trening i na tym się kończy nasz dzień. Bez żadnych dodatkowych zajęć z twoim udziałem.
Przekrzywiła łeb. Szkoda, chciałaby jeszcze raz urządzić mu randkę z kocurem. Naćpany Nastroszony to było coś niesamowitego.
- Dobrze już dobrze. To co, pokaż jak pływasz. Wyobraź sobie, że twój kochaś tonie... Od razu będziesz miał więcej energii...
Zatrzymał się krok od wody słysząc jej słowa. Nagle zmienił zdanie? Nie chce się uczyć tego jak ratować chłopaka, tak?
- Nie denerwuj mnie! Przestań rzucać te głupie komentarze! - syknął.
- Nie spinaj już się tak. Ruchy, ruchy. Kochaś tonie, kochany homosiu.
- Gdzie idziesz, homosiu?
Dymny o dziwo nie zareagował na to, zaciskając zęby, oddalając się od niej szybciej. Podbiegła do niego. Nie mogła pozwolić, by teraz nagle sobie gdzieś poszedł, nieprawdaż?
- Co, umówiłeś się na randkę ze swoim chłopakiem?
- Nie. Nie zamierzam się u ciebie szkolić. Idę sam się szkolić - zawarczał. Ta jego złość była wspaniała. Jak widziała ten jego rozwścieczony pysk… Już się nie bała. Raz trochę oberwała, ale to było nic.
- To był jednorazowy... Żart. Nie obrażaj się już tak.
- Tak. Bardzo zabawne... Naprawiłaś ten żart? Szyszek nie będzie mnie nachodził?
Kiwnęła głową. Musiała wszystko wytłumaczyć starszemu uczniowi, bo nie chciała potem jakichś problemów. Jeszcze by coś na opak myślał po tej randce i tak dalej… To była bezpieczniejsza opcja.
- Tak. O ile nie uznał, że to ja żartuję.
Posłał jej mordercze spojrzenie. Jakby myślał, że samym wzrokiem ją zabije.
- To za mało. Nie wybacze ci tego. Zostaw mnie w spokoju
- Nie wybaczysz? Ojoj... Tylko, że ja już się nie boję twoich działań. Wiem, że jeżeli cię jeszcze bardziej wkurzę, to nic mi nie zrobisz, bo mój brat to lider. Pomijając fakt, że gdyby coś się stało to i tak bym się do niego nie zwracała... To boisz się. I dobrze. Bo mogę jeszcze raz ci urządzić taką randkę.
- ŻADNYCH RANDEK! - wrzasnął jej w pysk. - Nie ciesz się swoim zwycięstem! Zniszczę cię inaczej! Twój brat cię nie uratuje!
- W jaki niby sposób mnie zniszczysz? Plotki zostały puszczone, nic więcej nie możesz mi zrobić- stwierdziła. Już się powoli oswajała z tym jak mogli inni o niej sądzić. Wkrótce to mogło ucichnąć i w ogóle…
- Nie martw się. Na pewno coś wymyśle. - zawarczał. - Nie idź za mną. Potrenuje sam, bez twojej pomocy Zboczone Echo!
- Jeszcze jestem twoją mentorką, nie możesz sam trenować. Jeżeli zostaniesz wojownikiem to proszę bardzo, ale na razie dalej jesteś uczniem- zaprotestowała. Jak by się później wytłumaczyła z tego, że kocur sobie gdzieś idzie? Poza tym, chciała się dalej z niego ponabijać. To było śmieszne.
- Wcześniej jakoś nie miałaś oporów, bym trenował sam. Co ci się odmieniło? Uważasz, że skoro się przelizałem z kocurem, to jesteśmy równi? Nie ma mowy! Jestem powyżej ciebie larwo!
- Nie jesteś powyżej mnie, jesteśmy sobie równi przecież. Albo nawet ja jestem od ciebie wyżej, jako ktoś starszy i bardziej doświadczony a do tego twój mentor. Czemu nagle masz takie opory? Kiedyś niemalże błagałeś mnie o trening, homosiu.
- Nie nazywaj mnie tak! - zasyczał. - Wtedy jeszcze uważałem cię za kota! Teraz już jesteś zwykłym robactwem - skrzywił się z odrazy. - Umiem już dużo, nie potrzebuje już ciebie i twoich rad!
- Jakim niby robactwem? Robactwo to tobie weszło do łba geju. Wiem, że dużo już umiesz, ale to nie oznacza, że koniec naszych treningów. Poczekamy aż Rudzik cię mianuje wojownikiem- powiedziała, mówiąc prawdę. Nie mógł ot tak nagle zostać wojownikiem. Musiał nabrać jeszcze wprawy w kilku rzeczach i może dopiero wtedy… Nastroszył na to sierść.
- To skoro dużo umiem, to po co dalej trenować? Niczego mnie więcej nie nauczysz - warknął, zaciskając pazury na ziemi. Pewnie sobie wyobrażał, że to jej gardło. To było dość możliwe.
- No homosiu, nie obrażaj się już tak. Nie jesteś szczęśliwy po przelizaniu się z kocurem? Nie przesadzaj już tak. Poćwiczysz sobie pływanie, gdyby twój wybranek się topił.
- Nie jestem! - wydarł się na nią. - To okropne! Nienawidzę cię! Nikogo nie uratuje! Prędzej utopie z miłą chęcią, jeśli jeszcze raz się do mnie zbliży!
- Biedny Szyszek. A tak cię polubił... Ty go też. Pamiętam. Tak, kocham go bardzooo- zaczęła naśladować głos Nastroszonego.- Kocham Szyszkaaaaaa!
Położył po sobie uszy, drżąc wręcz ze złości. Widok go w takim stanie był świetny. Tak samo jak przypominanie mu o żenującym wydarzeniu. Wręcz para mu z uszu wylatywała. Gotował się jak nie wiadomo co.
- Naćpałaś mnie! To był sen, a nie prawda! Nie kocham go! Nigdy nie będę z nim parą, nienawidzę gejów i zamorduje go jak znów go na mnie naślesz! - zagroził. - A potem wepcham ci jego szczątki do gardła!
- Nie bądź już taki agresywny. Przecież twój ukochany nic nie zrobił...
- To nie jest mój ukochany! Zrobił! Dotknął mnie językiem! - biadolił - Jestem zbrukany! Obrzydliwe! Przestań mówić, że to mój chłopak! - znowu wysunął pazury ze złości.
- Ty też go dotknąłeś... Lizałeś go z taką namiętnością…- przypomniała, nic sobie nie robiąc z tych jego słów. Kocur wykrzywił swój pysk z odrazą.
- To nie byłem ja! Ja nie jestem gejem! Nie podobało mi się to! Wręcz to było obrzydliwe! Ja mam dziewczynę! Z nią lubię się całować! To nie było to samo!
- To byłeś ty. Poza tym, czym się różni całowanie kocura od całowania kotki? Jak miałeś okazję zobaczyć, niczym.
- Całowanie kocura jest obrzydliwe - zapiszczał. - Nienormalne, niezgodne z naturą i... no i po prostu nie! Nie pachnie jak kotka, tylko jak ja! Czuję się przez siebie zmolestowany! Nie wiesz jaka to trauma! Aż mi nie dobrze! - zwiesił łeb dalej drżąc jak kocię na wietrze. Jego stan był zabawny. Taki pewny siebie stał się słabiakiem.
- Biedaczek... Nie potrafi się pogodzić ze swoją gejowską naturą... Nie rozbecz się tu.
- Nie mam żadnej gejowskiej natury! I nie będę ryczał jak ty! Umiem przełknąć ten wstyd z godnością! - rzucił, kierując kroki nad rzekę. Czyli jednak chciał ratować tonącego Szyszka? Jak wspaniale.
- Jak na razie wyglądasz jakbyś się miał rozbeczeć, więc... Nie wiem mój drogi. Możesz płakać, homosiu. Nic się nie stanie.
- Nie będę płakać! Nie dam ci tej satysfakcji! - przyspieszył kroku, jeżąc się. - I nie nazywa mnie homosiem Zboczone Echo! Ta nazwa bardziej pasuje do ciebie! Robimy trening i na tym się kończy nasz dzień. Bez żadnych dodatkowych zajęć z twoim udziałem.
Przekrzywiła łeb. Szkoda, chciałaby jeszcze raz urządzić mu randkę z kocurem. Naćpany Nastroszony to było coś niesamowitego.
- Dobrze już dobrze. To co, pokaż jak pływasz. Wyobraź sobie, że twój kochaś tonie... Od razu będziesz miał więcej energii...
Zatrzymał się krok od wody słysząc jej słowa. Nagle zmienił zdanie? Nie chce się uczyć tego jak ratować chłopaka, tak?
- Nie denerwuj mnie! Przestań rzucać te głupie komentarze! - syknął.
- Nie spinaj już się tak. Ruchy, ruchy. Kochaś tonie, kochany homosiu.
<NIENAWIDZE CIE>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz