Wiadomość, że nie idą sami na patrol, była pozytywnym zaskoczeniem. Pomimo zaakceptowania przez nią Bażanciego Futra jako mentora, kocur ją po prostu nudził. Treningi wydawały się jej schematyczne, nawet gdy wprowadzali w nie coś nowego, to i tak zaraz traciła całe swoje zainteresowanie. Nie był Kruczą Gwiazdą, która jak nikt inny potrafiła zmotywować ją do każdej pracy. Jej niekonwencjonalne metody nieraz uderzały w jej uczucia, ale były niezwykle skuteczne.
Również ucieszył ją fakt, że zamiast grzebać się za starszymi, dostała okazję na towarzystwo młodej duszy. Mało co wiedziała o Sroczej Łapie, ale póki niczym jej nie podpadła, wywierała na niej dobre wrażenie. Nawet jako przybysz znikąd, nie mogła być aż taka zła. Źródlany Dzwonek także nie była czystej krwi Nocniakiem, a stanowiła według liliowej godny do podziwu przykład.
Pozwoliła młodszej uczennicy poprowadzić ich dwuosobową grupę. Pomimo osiadłego na jej futrze śniegu, czarne plamy wyróżniały się na tle białego krajobrazu. Zając przekrzywiła głowę i otrzepała się, zastanawiając się, ile tak naprawdę było z niej widać, zważywszy na jej jasne ubarwienie.
Mróz szczypał ją w czubek nosa. Zmarszczyła go, a następnie kichnęła, mrużąc oczy. Zimno było uciążliwe, szczególnie gdy tak naprawdę z każdym krokiem coraz bardziej oddalały się od obozu, przebywając na terenach, których tajemnic wciąż w pełni nie odkryli. Spięła się na myśl o czającym się pomiędzy korami drzew potencjalnym niebezpieczeństwie. Jakie drapieżne istoty mogły żyć w tutejszych borach? Nigdy nie widziała dla przykładu wilka, ale słyszała, że z jego szczęką jednym gryzem mógłby zabić dorosłego wojownika. Czy Bażant postąpił słusznie, wysyłając je dwie na samotny trening?
Nim zdążyła cokolwiek skomentować, śnieg zaczął prószyć znacznie mocniej, zasłaniając jej cały widok.
Jeden omylny krok sprawił, że z jej piersi wydał się zduszony okrzyk. Utraciła grunt pod łapami i przez chwilę leciała, nim z głuchym łoskotem nie uderzyła o ziemię.
— Zajęcza Łapo…?
Uniosła wzrok ku górze. Śnieżynki wpadały jej do oczu, a spod przymrużonych powiek ledwo co dostrzegała sylwetkę swojej towarzyszki. Miała nad sobą po prostu jasną plamę, przyozdobioną ciemnymi paćkami i znajdującą się znacznie wyżej od niej.
— Co się stało? — spytała zaskoczona, choć wydawało jej się, że odpowiedź jest jej znana, ale zadała to pytanie dla zasady.
Vanka odkaszlnęła. Przysypana z lekka śniegiem, ledwo co kontaktowała z otoczeniem. Od przeraźliwego chłodu świszczało jej w uszach i głos Sroki dochodził do niej zniekształcony.
— Nie wiem dokładnie, nie zauważyłam tej dziury... — mruknęła, niechętnie przyznając się do braku uwagi. Pora Nagich Drzew bywała zwodnicza, a ona z każdym dniem miała jej coraz bardziej dosyć.
— Dasz radę sama wyjść? — miauknęła, odsuwając się na krok od szczeliny.
Rozsądne zachowanie. Niech, chociaż ona zostanie na górze.
— Spróbuję — krzyknęła, otrzepując się i opierając się przednimi łapami o bok dziury. Wysunęła pazury i spróbowała je wbić w ziemistą ścianę, jednak ta skuta lodem, nie uległa ostrym końcówkom. — Nie da rady, zbyt ślisko — pisnęła żałośnie, zawiedziona tym, do czego doszła.
Nastała chwila ciszy. Co jakiś czas przerywał ją jedynie świst wiatru. Zajęcza Łapa marzła coraz bardziej, panicznie rozglądając się dookoła. Nie miała tu nic, co mogło jej pomóc, a jej jedyną nadzieją była czarna u góry kotka. Nie mogła powiedzieć, że jest z tego faktu zadowolona. Nie były ze sobą blisko, zresztą, to pierwszy raz, kiedy w ogóle miały okazję się lepiej poznać. Liliowa nie potrafiła przypomnieć sobie sytuacji, w której powiedziała do niej coś więcej niż "Hej".
Chociaż, nawet gdyby stał tam ktoś pokroju Makowego Pola, również nie mogła być pewna otrzymania pomocy. Srebrna bywała niezwykle toksyczna i żmijowata, gdy tylko coś jej nie pasowało. Nazywanie jej przyjaciółką było ze strony Zając zwykłym aktem głupoty.
— Nie masz tam może jakiegoś dłuższego kija? — zapytała, kuląc uszy. Próbowała się jakkolwiek ocieplić, bo im dłużej stała w tej szczelinie, tym bardziej doskwierało jej zimno. — Jak bardzo silna jesteś? Może będziesz w stanie mnie wyciągnąć... — zasugerowała, hamując ten płaczliwy ton, który cisnął jej się na język.
Zdana na jej łaskę, była totalnie zdesperowana.
— Nie wiem, czy to się uda. Może skończyć się tak, że ja wpadnę do ciebie, jeśli za mocno pociągniesz — westchnęła. — A to będzie koniec dla nas dwóch. Mogę pójść poszukać Bażanciego Futra i Żonkilowej Zatoki — zaoferowała.
Liliowa spięła się, strosząc ogon. Było to rozsądniejsze, ale zarazem również ryzykowne dla niej, tkwiącej tu w dole bez wyjścia.
— A dasz radę tu wrócić? Nie zgubisz się? Przez śnieg wszystko wygląda tak samo, a zapachy od razu zanikają — mamrotała, przełykając ślinę. — A ja nie wiem, jak długo będę w stanie tu wytrzymać. Tu jest znacznie zimniej — dodała, zwijając się w ciaśniejszy kłębek. Z każdą chwilą traciła nadzieję na wyjście stąd. Nie tak chciała zginąć, a tym bardziej nie tak młodo.
Również ucieszył ją fakt, że zamiast grzebać się za starszymi, dostała okazję na towarzystwo młodej duszy. Mało co wiedziała o Sroczej Łapie, ale póki niczym jej nie podpadła, wywierała na niej dobre wrażenie. Nawet jako przybysz znikąd, nie mogła być aż taka zła. Źródlany Dzwonek także nie była czystej krwi Nocniakiem, a stanowiła według liliowej godny do podziwu przykład.
Pozwoliła młodszej uczennicy poprowadzić ich dwuosobową grupę. Pomimo osiadłego na jej futrze śniegu, czarne plamy wyróżniały się na tle białego krajobrazu. Zając przekrzywiła głowę i otrzepała się, zastanawiając się, ile tak naprawdę było z niej widać, zważywszy na jej jasne ubarwienie.
Mróz szczypał ją w czubek nosa. Zmarszczyła go, a następnie kichnęła, mrużąc oczy. Zimno było uciążliwe, szczególnie gdy tak naprawdę z każdym krokiem coraz bardziej oddalały się od obozu, przebywając na terenach, których tajemnic wciąż w pełni nie odkryli. Spięła się na myśl o czającym się pomiędzy korami drzew potencjalnym niebezpieczeństwie. Jakie drapieżne istoty mogły żyć w tutejszych borach? Nigdy nie widziała dla przykładu wilka, ale słyszała, że z jego szczęką jednym gryzem mógłby zabić dorosłego wojownika. Czy Bażant postąpił słusznie, wysyłając je dwie na samotny trening?
Nim zdążyła cokolwiek skomentować, śnieg zaczął prószyć znacznie mocniej, zasłaniając jej cały widok.
Jeden omylny krok sprawił, że z jej piersi wydał się zduszony okrzyk. Utraciła grunt pod łapami i przez chwilę leciała, nim z głuchym łoskotem nie uderzyła o ziemię.
— Zajęcza Łapo…?
Uniosła wzrok ku górze. Śnieżynki wpadały jej do oczu, a spod przymrużonych powiek ledwo co dostrzegała sylwetkę swojej towarzyszki. Miała nad sobą po prostu jasną plamę, przyozdobioną ciemnymi paćkami i znajdującą się znacznie wyżej od niej.
— Co się stało? — spytała zaskoczona, choć wydawało jej się, że odpowiedź jest jej znana, ale zadała to pytanie dla zasady.
Vanka odkaszlnęła. Przysypana z lekka śniegiem, ledwo co kontaktowała z otoczeniem. Od przeraźliwego chłodu świszczało jej w uszach i głos Sroki dochodził do niej zniekształcony.
— Nie wiem dokładnie, nie zauważyłam tej dziury... — mruknęła, niechętnie przyznając się do braku uwagi. Pora Nagich Drzew bywała zwodnicza, a ona z każdym dniem miała jej coraz bardziej dosyć.
— Dasz radę sama wyjść? — miauknęła, odsuwając się na krok od szczeliny.
Rozsądne zachowanie. Niech, chociaż ona zostanie na górze.
— Spróbuję — krzyknęła, otrzepując się i opierając się przednimi łapami o bok dziury. Wysunęła pazury i spróbowała je wbić w ziemistą ścianę, jednak ta skuta lodem, nie uległa ostrym końcówkom. — Nie da rady, zbyt ślisko — pisnęła żałośnie, zawiedziona tym, do czego doszła.
Nastała chwila ciszy. Co jakiś czas przerywał ją jedynie świst wiatru. Zajęcza Łapa marzła coraz bardziej, panicznie rozglądając się dookoła. Nie miała tu nic, co mogło jej pomóc, a jej jedyną nadzieją była czarna u góry kotka. Nie mogła powiedzieć, że jest z tego faktu zadowolona. Nie były ze sobą blisko, zresztą, to pierwszy raz, kiedy w ogóle miały okazję się lepiej poznać. Liliowa nie potrafiła przypomnieć sobie sytuacji, w której powiedziała do niej coś więcej niż "Hej".
Chociaż, nawet gdyby stał tam ktoś pokroju Makowego Pola, również nie mogła być pewna otrzymania pomocy. Srebrna bywała niezwykle toksyczna i żmijowata, gdy tylko coś jej nie pasowało. Nazywanie jej przyjaciółką było ze strony Zając zwykłym aktem głupoty.
— Nie masz tam może jakiegoś dłuższego kija? — zapytała, kuląc uszy. Próbowała się jakkolwiek ocieplić, bo im dłużej stała w tej szczelinie, tym bardziej doskwierało jej zimno. — Jak bardzo silna jesteś? Może będziesz w stanie mnie wyciągnąć... — zasugerowała, hamując ten płaczliwy ton, który cisnął jej się na język.
Zdana na jej łaskę, była totalnie zdesperowana.
— Nie wiem, czy to się uda. Może skończyć się tak, że ja wpadnę do ciebie, jeśli za mocno pociągniesz — westchnęła. — A to będzie koniec dla nas dwóch. Mogę pójść poszukać Bażanciego Futra i Żonkilowej Zatoki — zaoferowała.
Liliowa spięła się, strosząc ogon. Było to rozsądniejsze, ale zarazem również ryzykowne dla niej, tkwiącej tu w dole bez wyjścia.
— A dasz radę tu wrócić? Nie zgubisz się? Przez śnieg wszystko wygląda tak samo, a zapachy od razu zanikają — mamrotała, przełykając ślinę. — A ja nie wiem, jak długo będę w stanie tu wytrzymać. Tu jest znacznie zimniej — dodała, zwijając się w ciaśniejszy kłębek. Z każdą chwilą traciła nadzieję na wyjście stąd. Nie tak chciała zginąć, a tym bardziej nie tak młodo.
<Srocza Łapo?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz