Astry… Tak, są piękne. Złotawa nie mogła temu zaprzeczyć w żadnym stopniu. Ich barwy były różnorodne - od fioletu, po czerwień i róż. Matka niedawno przyniosła je do legowiska i od tego czasu Szakal zachwycała się ich płatkami, podziwiając każdy szczegół kryjący przed nią jakąś tajemnicę. Topiła swój nos w słodkawych zapachu, delikatnie przewracała z boku na bok zebrany stos kolorów i dbała o niego jak o własne dzieci. Broniła kwiaty zażarcie, raz nawet raniąc w nos Błękit. Mały kocur zakwilił wtedy przeraźliwie, gdy stróżka krwi wypłynęła z rany. Czy poniosła za to konsekwencje? Ależ tak. Gawronia Łapa omal nie zamordowała ją z szału, a Stokrotkowa Polana nadała agresorce szlaban, przez który została wystawiona na kpiny nieznośnej siostry. Ku zdziwieniu młodej, po incydencie astry nie zostały wyrzucone na zewnątrz. Być może opiekująca się nią szylkretka miała do nich sentyment, kto wie.
Żłobek dla nowo narodzonych ponownie się zapełniał. Kolejne kocięta wiły się przy brzuchu karmicielki, kłując w uszy nieznośnym piskiem wyrażającym głód wiecznie goszczący w brzuchach. Nienawidziła tych "słodkawych" dla innych istot. Zazwyczaj wyrastały z nich diabły, które następnie zamieszkiwały legowisko uczniów i rządziły się własnymi prawami. Z jednej strony cieszyła się, że niedługo nie będzie pod władzą mamy, otoczona dzieciorami, lecz z drugiej strony bała się tego, co nastąpi, gdy nie uraczy jej ochrony. Pośród uczących się nie miała żadnego sojusznika ani przyjaciela, a już słyszała o tym, jak niektórzy potrafią być nieznośni. Nie każdemu również było dane zakończyć trening - ostatnio Wścibski Nochal i Bezzębny Robal opłakiwały śmierć Świetlikowej Łapy, która nieszczęśliwie utonęła i już nigdy nie ujrzała dnia.
Lecz nie to było najważniejsze. Patrzyła teraz na swoją przyjaciółkę z ogromną blizną na pysku. Jej rozmiar przerażał Szakal. Jak ona wytrzymała ten ból oraz co miała na myśli poprzez niewłaściwe postępowanie? Przeczuwała, że być może zaatakował ją ogromny przeciwnik, z którym nie mogła wyjść cało. Ale czy na pewno o to chodziło? Miała już nieraz okazję by ujrzeć, jak brutalni potrafią być wojownicy jej klanu. Równie dobrze mogła komuś podpaść. Ktokolwiek to był, wolała się od niego trzymać z daleka.
– Piękne... Myślałaś może o tym, by zostać medyczką? Wiem, że to twoja pasja, a... Kunia Norka... Według lidera nie nadaję się na to stanowisko. Może byłabyś od niej lepsza, skoro twoja mama i babcia znają się na roślinach?
– Eee.. – nie tego pytania się spodziewała. Odwróciła niepewnie głowę w stronę Bieliczego Pióra, uciekając niekiedy wzrokiem przy wypowiedzi. – Nie mam bladego pojęcia. Wiem znakomicie, że Kunia Norka to zdrajczyni kultu, która postanowiła podążyć własną ścieżką. Codziennie widzę niezadowolone spojrzenia rzucane przez naszą rodzinę w jej stronę i oczywiście jest to zrozumiałe, ale tylko wyobraź sobie. Ona będzie jak nic mnie uczyć, bo przecież Deszczowa Chmura jest na to za stary. Myślisz, że nasi przyjmą ze spokojem informację, że moją mentorką będzie jedna z najgorszych kotek klanu? Bo ja jakoś szczerze w to wątpię. Jeszcze ta medyczka zatruje mnie kłamstwami i dopiero będzie się działo! Zostanę jak ona wyrzutkiem, a nie chcę tego, naprawdę bardzo nie chcę.
– To może poproś Mroczną Gwiazdę, by szkolił cię Gęsi Wrzask? – zasugerowała. – Z tego co słyszałam pobierał nauki u Irgowego Nektaru i Deszczowej Chmury w ziołolecznictwie. Sądzę, że jeśli nawet trafi ci się Kunia Norka, to kto inny może ci pomóc z doszkalaniem się, gdyby ona nie sprawowała się w tym dobrze... Dziwne, że Mroczna Gwiazda nic jeszcze z nią nie zrobił.
– Ja też jestem tym zaskoczona. – stwierdziła. – Być może opuści kiedyś szeregi leczących? Bo zakładając, że przejdę naukę w stopniu zadowalającym, to raczej nie będzie potrzebna. – z zadowoleniem machnęła ogonkiem. Był to doskonały sposób, aby przypodobać się liderowi i zastępczyni. Tylko ukłucie żalu psuło całe szczęście. W ostateczności nie chciała wygnania Kuniej Norki. – Zastanowię się dłużej nad tym, kim chcę być. A tymczasem pozostaje jeszcze jeden problem. Mianowicie musiałabym wtedy porozmawiać z przywódcą, a on jest… straszny.
– Tak, wiem o co ci chodzi. – liznęła nerwowo puszystą szyję, na której ciągła się czerwona bruzda. – Mroczna Gwiazda ma talent do wzbudzania respektu, jednak nie możesz się go bać - to nie wpłynie pozytywnie na twoją ocenę. Przy nim wręcz musisz się pokazać z jak najlepszej strony, ponieważ pierwsze wrażenie jest najważniejsze. – zerknęła na Szakal. – Oprócz odwagi zachowaj umiar. Udowodnij słowami i czynami, że go szanujesz oraz nie wyśmiewaj się z niego.
– Ale dlaczego miałabym się śmiać w tak poważnej chwili?
– Nasze reakcje na stres potrafią być różne. – rzekła z nutą powagi. – Jeden kot zemdleje, gdy inny z nerwów odwali największą głupotę, która doprowadzi lidera do białej gorączki. Myślę, że to się nie wydarzy, ale wolę dla pewności ostrzec.
– Aha. Przyjmuję to do wiadomości. – spojrzała na swoje łapki. Dlaczego każdy kłopot stawał się raptownie tak wielki? Wszakże jest tchórzem, nie podoła zadaniu przed oczami Mrocznego! – Jak myślisz, kogo dostanę na mentora? – zapytała. – Oczywiście chodzi mi o wojownika.
Odpowiedź Bieliczego Pióra nic by nie zmieniła, to było jasne jak słońce świecące co dnia, lecz chciała i tak poznać opinię przyszłej kultystki. Być może przepowie jej przyszłość, spowoduje, że los się odmieni? Szakal wierzyła, że nawet najmniej znaczące słowa wraz z czasem zmieniają swoją wartość.
<Mój jasnowidzu :3?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz