Od tamtej pory nie zamienił z Kurką ani słowa. Był zbyt zajęty swoimi problemami, aby zwracać uwagę na starszego kolegę, który ośmielił się odtrącić jego łapę, którą wyciągnął na znak przyjaźni. Najbardziej jednak temu winne były treningi, gdzie zmuszony był znosić humorki swojej mentorki, z którą czuł się jak na jakimś spływie górskim przez rwącą rzekę. Raz to on był na górze, a raz ona. Nie dało się dojść przez to do porozumienia. Nie cierpiał jej.
Dzisiaj również nie był w humorze. Matka zwaliła mu się na łeb i stwierdziła, że naprostuje go, bo nie wiedziała, że jej syn przejawiał bardzo skrajne poglądy na temat klanowej społeczności. To niedocenienie bolało, bo jedyne czego pragnął, to przestać być na samym dole łańcucha pokarmowego. Chciał sięgnąć wyżej, by zdobyć upragnioną wielkość i szacunek.
Żałował, że w klanie nie było nikogo, kto przejawiał podobne wartości do niego. Brakowało mu kolegi, z którym mógł dzielić pasję. I Tulipanowy Płatek się dziwiła, że zainteresował się Turkuciem? To kocię jedyne było mądre. No może nie był on na jego standardy, bo jeszcze miał mleko pod nosem, ale wyrośnie na kogoś, z kim chęcią zawojuje świat! To się liczyło!
Kątem oka dostrzegł wracającego z treningu Kurkową Łapę. Starszy uczeń znany był ze swojej agresji, udowodnił mu to zresztą. A może tak jeszcze raz spróbowałby się z nim dogadać? Czarny nie miał znajomych. Wszyscy go unikali, bo rzucał się do gardeł. Gdyby tylko chciał, mogliby razem znęcać się nad słabszymi. To by było coś... Tylko czy znów go nie odtrąci? Nie był już kocięciem, a młodym kocurem. Nawet sporo umiał, bo udało mu się zdobyć upragnioną siłę. Czy był wart jego czasu?
Musiał się o tym przekonać... Przynajmniej matka będzie dumna, że poszerzał horyzonty i nie wracał do żłobka jak jakiś desperat.
Skierował kroki do syna Kruczej Gwiazdy, który spojrzał na niego chłodno, gdy się zbliżył.
— Wiem, że nikogo nie lubisz i tak dalej, ale nie nudzi cię już to? Ta samotność? — zaczął, a widząc jak uczeń stroszy sierść, przewrócił oczami. — Słuchaj. Proponuje ci swoją przyjaźń. Dawaj. Razem zlejemy naszych wrogów. Kogo tam nie lubisz, hm? Może Makowe Pole? — zasugerował, słysząc o utarczkach pomiędzy tą dwójką. — Nie chciałbyś ją potraktować z góry, jak na to zasługuję?
<Kurko? No zgódź się>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz