Kręcił się wśród legowiska uczniów. Wilcza Pogoń długo nie wracała z polowania. Zirytowany i zmartwiony, krzątał się bez celu. Półmrok panował w jaskini. Serce kocura pulsowało nieprzyjemnie. Szarżujący Bizon był na patrolu. Biała Zamieć rozmawiała z Pluskającą Krewetką chichocząc wesoło. Kątem oka obserwował rozbawioną siostrę. Dawno nie widział jej z takim uśmiechem. Ostatnio gdy mama opowiadała im bajkę o kocurze co skradł serce księżycowi...
— Słuchaj, wiesz, że Złota Pręga zrobiła sobie kocięta tylko po to by nie pracować. — pisnęła Gawronie Skrzydło do Wrzosowej Polany.
Srokosz zastrzygł uszami. Wciąż nie zdobył żadnych informacji potwierdzających jego tezę o bestialstwie Lamparciej Gwiazdy na Cętce. Bizon nie wierzył mu. Nic dziwnego sam by sobie nie wierzył, gdyby nie absurd tego świata. Codzienności jaką tu zastawał.
— Gawronie Skrzydło. — zawołał niepewnie szylkretkę.
Para żółtych ślepi spojrzała na niego zaskoczona, że zna jej imię.
— Tak? Czegoś ci trzeba, Srokoszowa Łapo? — miauknęła podchodząc do kocura.
Wycofał się o krok przytłoczony osobą kotki.
— Tak. Mam pytanie. Zdajesz się dużo wiedzieć. — biadolił trzy po trzy, nie wiedząc jak zacząć temat. — Widzisz, moja siostra... ona zakochała się w Lamparciej Gwieździe. Wie, że nie ma szans, ale chciałaby chociaż nosić jego kocięta. Mogłabyś mi powiedzieć jaki on jest... — wydusił na szybko.
Miał nadzieję, że kotka kupi tą bzdurę śmierdzącą gorzej niż Nocniak w kałuży. Tortie uśmiechnęła się lekko.
— Oh, wiesz, różne rzeczy o nim krążą. — szepnęła kotka. — Podobno wcale nie jest gejem, skrycie podkochuje się w Wilczej Pogoni i próbuje tak zbliżyć się do niej. Możliwe to on jest ojcem jej dzieci. — mruknęła.
Srokosz zamrugał zdziwiony. Nie takiej informacji się spodziewał. Jego mentorka i lider? Nie zdawali się być aż tak blisko. Lecz klanowe koty były dziwne. Nieprzewidywalne. Poza tym te bezduszne morskie ślepia całej szóstki przywodziły mu na myśl Lamparcią Gwiazdę. Przeszedł go dreszcz na samą myśl o tym. Nie mógł wyrzucić tego z łba. Faktem było, że kocięta mentorki zdawały się być faworyzowane.
— To ile Lamparcia Gwiazda ma kociąt? — wyszeptał zaskoczony.
Gawron rozejrzała się wokół siebie.
— Nie wiem czy mogę o tym tak mówić, ale... — urwała, trzepiąc ogonem. — Podejrzewam, że wszystkie kocięta, które ostatnimi księżycami narodziły się w klanie należą do niego. Wystarczy spojrzeć na ich ślepia. Zupełnie jak jego! Cała szesnastka. — oznajmiła szylkretka, łapiąc się za łeb.
Srokoszowa Łapa spuścił wzrok. Zaczynał wątpić w słowa kotki. Tak jak bardzo chciał wierzyć w bestialstwo lidera tak fakt, że Czaszka czy Koperek były jego kociakami był nawet dla niego absurdalny. Trzepnął ogonem niezadowolony.
— Bardzo śmieszny żart. — burknął, strosząc sierść. — Prawie się nabrałem. Gratuluję. — syknął.
Żółte ślepia przygasły smutno.
— Ale to nie żart. Mówię serio. — miauknęła Gawron. — Piegowata Mordka nigdy by mnie nie okłamała. — oznajmiła.
Srokosz wywrócił ślepiami, odwracając się od szylkretki. Zerknął na wojowniczkę.
— Czasem najbliżsi ranią najbardziej. — mruknął bardziej do siebie i odszedł.
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz