Wyczuł jak ktoś się w niego wpatruje. Uniósł wzrok, który od razu zatrzymał się na pomarańczowych oczach niebieskiego ucznia. Srokoszowa Łapa. Znał go z opowieści Urdzikowej Łapy. Podobno do każdego miał problem, a najbardziej to właśnie do pointa; przynajmniej w opinii poszkodowanego. On jednak się go nie obawiał. Nawet jeśli ten zmrużył oczy, by zgrywać twardziela, to dostrzegał te jego dygoczące łapy. Czyżby tak jak się spodziewał, upierdliwy uczeń, który nękał go przez to, że Aksamitna Chmurka go zaczepiała, za bardzo wyolbrzymiał? Mógł się o tym przekonać tylko w jeden sposób.
Podniósł się ociężale, po czym podszedł do kocurka, który patrząc na jego gabaryty, przez chwilę zamarł. Nie przejął się tym jednak, siadając naprzeciw niego, skupiając wzrok na jego oczach. Może udałoby mu się przekonać cętkowanego, aby zajął na jakiś dłuższy czas te natrętne muchy, które latały mu ciągle nad uchem? Jeżeli lubił psocić, to nie byłoby to dla niego żadnym problemem.
— Słyszałem, że lubisz sprawiać problemy — miauknął, co zabrzmiało pewnie nie tak jak powinno. Nie chcąc, by uczeń pomyślał, że chcę mu wlać, sprostował. — Nie zamierzam nic z tym robić, spokojnie. Mam tylko prośbę. Znasz Urdzikową Łapę lub Aksamitną Chmurkę? Jeżeli byłbyś w stanie sprawić, by oboje odczepili się od mej osoby, byłbym zgoła wdzięczny. Te istoty nękają mnie co dzień, nie dając w spokoju nacieszyć się samotnością.
— Znam. Męczą i mnie. — burknął. — Jest ich więcej. Szóstka. Lepiej strzeż się morskich ślepi.
Niebieski nie odpowiedział na jego pytanie, za to podzielił się z nim ciekawą informacją. Czyli wszystko to, co się działo wokół niego, było najwidoczniej codziennością też i innych klanowiczów. Nieco ucieszył go ten fakt, że nie był w tym sam. Oznaczało to jednak, że Urdzikowa Łapa kłamał, skoro Srokosz uznawał, że to oni go męczyli.
— Poznałem na ten moment czwórkę z nich. Jednakże skoro jest ich więcej, to czas chyba tylko wyczekiwać, kiedy kolejni zwalą się mi również na głowę. — wydał z siebie ciężkie westchnięcie. — Szkoda, że wasz klan jest jak rodzina, o którą należy dbać. Tam skąd pochodzę, łatwiej pozbywało się takich... problemów. — powiedział, wracając wspomnieniami do pewnej sytuacji, jak upierdliwe kocię, zostało wrzucone pod łapy potwora, bo za bardzo denerwowało ich szefa. Tutaj raczej coś takiego by nie przeszło. Lamparcia Gwiazda sprawiał pozory dbającego o każdego członka klanu, co było zastanawiające, zważywszy że poznał jego krwiożercze i nieczułe obliczę.
<Srokoszu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz