BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

01 listopada 2022

Od Nastroszonej Łapy cd Zanikającego Echa

*jeszcze Porą Opadających Liści*

Jeżeli sądziła, że z nim wygrała, to się grubo myliła. Nasłał na nią kolejnego kocura. Wmówił mu, że Zanikające Echo chcę kocięta bez zobowiązań i czekał na to co z tego wyniknie, wygładzając swoje futro i obserwując miejsce, w którym znajdowała się kotka ze swoim przyszłym kochankiem.
Tak jak jednak się spodziewał, po chwili mentorka wyleciała jak oparzona, rozglądając się na boki, jakby kogoś szukając. Ah, to pewnie chodziło o jego osobę. Zaśmiał się. Znów jej partner nie podszedł do gustu? Może musiał bardziej się postarać, by wreszcie zaakceptowała swój los i się z jakimś przelizała? Przyglądał się jej dalej, ciekaw co zrobi. Zauważy go? Nie... Tak jak mógł się spodziewać, mentorka poszła w przypadkowym miejscu. To nie było zbyt mądre. Zbliżył się do niej powoli, skradając jak do zwierzyny, po czym na nią skoczył. 
- Bu!
Podskoczyła zaskoczona, rozbawiając go tym sposobem. Ah... Cudowna dawka strachu Obsranej Echo była wspaniała na początek dnia. 
- Właśnie ciebie szukałam potworze! Czemu każdemu wmawiasz, że chcę mieć dzieci?! - rzuciła do niego z pretensją. 
- Bo chcesz przecież - Uśmiechnął się do niej promiennie. - Ale jesteś nieśmiała. Nie spodobał ci się? Poszukam innego.
I mówił tu całkowicie szczerze. Kocica jeszcze nie wiedziała, że był w stanie nawet nasłać na nią cały klan, byle tylko zaszła w tą ciąże. Przecież to nie było chyba nic trudnego? Zyskałaby od niego wolność i spełniła się w roli matki, tak jak powinien ktoś jej pokroju. 
- Nie chcę dzieci! Przestań już! Lepiej znajdź mi partnerkę, skoro tak swatasz innych.
Ugh! Obrzydlistwo! Nie zamierzał wspierać żadnych lesbijskich ruchów i skażać biedne kotki miłością do tej samej płci! Prędzej zwymiotuje śniadanie niż na coś takiego się zgodzi! 
- Nigdy! Nie będę namawiać zdrowych kotek, co mogą dać kocięta, by rezygnowały z tego na rzecz takiej kreatury jak ty! To przeczy mojej ideologii zero homo w klanie - przypomniał jej o tym, bo możliwe, że już jej tak siadło na łeb, że zapomniała o jego homofobicznej naturze. 
- To przestań mi szukać partnera. Zostaw te wszystkie biedne kocury w spokoju. - prychnęła.
Jakie biedne? Jak im mówił to sami się zgadzali! No... Dobra... Orzechowe Serce było ciężko przekonać, ale ten drugi się nawet ucieszył! A to oznaczało, że kocica miała wzięcie wśród kocurów, skoro jeszcze żaden nie umarł na miejscu, słysząc o kogo chodziło. No bo nie oszukujmy się... Zanikające Echo była... Bardzo stara. To już było wyschnięte, pomarszczone koryto rzeki. Że ktoś ją chcę, to był cud! 
- Nie. Muszę cię ożywić. Póki jeszcze jesteś na chodzie, bo zbliża się twoja emerytura - powiedział, schodząc z niej. - To co trening mentorko, czy ryczenie i szukanie dalej ci partnera? - Spojrzał na nią oczekująco.
Spuściła wzrok, po czym bez słowa odeszła od niego. Poczuł jak żyłka na czole mu pęka. Jak... Jak ona mogła tak po prostu odejść?! O nie... To była jakaś kpina! Tak naprawdę chciał, aby wybrała ten cholerny trening, bo naprawdę mu zależało, by czegoś się nauczyć, ale w takim wypadku... W takim wypadku nie miał zamiaru jej oszczędzać. To już nie były potyczki... Tylko wojna. 
- Och rozumiem. Więc wybrałaś wojnę. - rzucił za nią. - To rozpowiem plotkę w klanie, jak się puszczasz...
Zadrżała i szybko się do niego odwróciła.
- C-co?! Z nikim się nie p-puszczam!
Słysząc to jej przerażenie w głosie, poczuł satysfakcje i napływ odwagi. Ha! Czyli idealnie trafił w cel! Zamierzał to wykorzystać. 
- Oczywiście, oczywiście. - miauknął, odwracając się i kierując kroki do jakiegoś wojownika, by podzielić się z nim nowiną. 
- Nie! Nie! - pisnęła, zrywając się do biegu. - P-przestań!
Te jej cieniutkie odgłosy wydawane przez pysk, były melodią na jego uszy. 
- Co, nie? Nie znam takiego słowa - nie przejął się tym, zmierzając dalej w stronę kota.
- P-proszę!- piszczała dalej, niezgrabnie próbując się do niego zbliżyć.- N-nie r-rób mi t-tego!
Nie no, to było przepiękne! Wręcz rozpływał się z zadowolenia, słysząc ten jej głos i widząc jak wręcz pada mu do łap, by go zatrzymać. Ah... Wspaniała wizja. Chciał, aby stała się prawdą. 
- Błagaj na kolanach, to może się zastanowię - Zatrzymał się, posyłając jej uśmiech.
Zanikające Echo zamiast zrobić to czego oczekiwał, zaczęła ciężko dyszeć, zalewając się nagle łzami. Ugh! Była taka żałosna. Czemu musiała tak się opierać? Brzydziła go.
- Nie to nie. - ruszył ponownie do wojownika, mając nadzieję, że ta jeszcze zmieni zdanie. 
Ku jego wielkiemu zdziwieniu, ta przerażona czmychnęła w jakieś krzaki, zanosząc się głośnym płaczem. No nic. Sama wybrała swój los. A miała taką niepowtarzalną szansę ocalić swoje dobre imię. 
Podszedł do siedzącego samotnie kocura i rozpuścił plotkę, że widział jak jego mentorka dawała dupy. Przez to wywiązała się rozmowa o tym, że chciała kocięta, ale jej z nikim nie wychodziło, bo była zbyt nieśmiała. A potem... potem już wszyscy o tym wiedzieli.

***
*dalej pora Opadających Liści*

Od kiedy puścił tą plotkę, jego mentorka zniknęła. Nie pojawiała się w obozie. Przepadła, wsiąkła jak kamień w wodę. Czyżby to był wstyd? Możliwe. Ale, że aż tak się tym przejęła? A kto miał go szkolić?! Ruszył więc na poszukiwanie tej wroniej strawy. Przechodząc obok krzaka, dosłyszał cichy płacz. O! Czyli tam się schowała. Skierował tam swoje kroki, trącając trzęsącą się wojowniczkę, łapą. 
- Ej ty. Zdechła Echo. Co znowu ryczysz? Kolejny partner uciekł od ciebie, bo zobaczył jaka jesteś żałosna?
Wbiła wzrok w łapy, ledwo co oddychając.
- Cz-czemu t-to zrobiłeś?! T-teraz k-każdy m-myśli, ż-że ze mnie d-dupodajka!
No i dobrze! Niech wiedzą, większa szansa, że uda jej się kogoś wyrwać. Jak dla niego powinna mu dziękować, a nie się tak nad sobą użalać. Zrobił jej przysługę. 
- Wiesz czemu. Bo nie chciałaś mnie uczyć. Dałem ci wiele razy szansę na poprawę, a ty co? Nic. Straciłem do ciebie cierpliwość. Masz iść w krzaki z kocurem. Tylko tak uwolnimy się od siebie. Ty do żłobka, a ja dostanę innego mentora - wytłumaczył jej to w prostych słowach. 
- N-nie! N-nie chcę iść w k-krzaki z ż-żadnym kocurem!- pisnęła błagalnie, chowając pysk w łapach.
No i znów się buntowała! Miał już tego dość. Trzeba było pokazać jej kto tu był górą. A był nim on. 
- Pójdziesz! - warknął, stając nad nią. - Bo mnie denerwujesz. Jesteś żałosna! Przez ciebie nie robię postępów! Czuję się jak twoja niańka!
No i to była prawda. Powoli nie wytrzymywał z tą zaryczoną wronią strawą. 
Nic mu nie odpowiedziała, jedynie głośno płacząc. To było już przegięcie. Musiał najwidoczniej nieco ją zachęcić do współpracy. Złapał ją za kark, zaczynając ciągnąc w stronę obozu, lecz ta od razu zaparła się łapami, łapiąc glebę.
- Nie! Nie do obozu! Nie próbuj nawet! Nie mogę się tam pokazać!
Męczyło go to jej biadolenie. Puścił ją, rzucając jej wywyższające spojrzenie. 
- Ale tęsknią za tobą. Już kolejka kocurów czeka, by zdobyć twoje serce - skłamał, chcąc jej bardziej dopiec, bo powoli cierpliwość jego co do niej się kończyła. 
Zadrżała na całym ciele.
- Fuj! Przestań! To obrzydliwe!- Wstała z ziemi i szybko się cofnęła.
- Tak jak obrzydliwa jest ta twoja żałosność. Powinnaś dziękować, że chcę pomóc ci w tym twoim żałosnym życiu się ustatkować - miauknął, podchodząc do niej, nie mając zamiaru od tak jej puścić. 
Była jego mentorką, czy tego chciała czy nie i powinna być mu posłuszna. 
- N-nie chcę się ustatkować! N-nie chcę mieć żadnych dzieci ani partnera! A przez ciebie k-każdy myśli, że... Że...- wymamrotała, nawet nie mogąc tego wydusić.
Ble, ble, ble... Ta sama gadka, którą powtarzali i powtarzali od bardzo dawna. On jednak nie zamierzał jej odpuszczać. Nigdy. 
- Że właśnie chcesz, tylko jesteś nieśmiała. Oj przestań biadolić. To, że się tobą ktoś zainteresował, to już taki koniec świata? Ja bym się cieszył, gdyby w moim przypadku rzesza kotek, lgnęła do mnie.
Zmarszczyła brwi.
- Fuj, jesteś zboczony. Nikt się mną nie z-zainteresował, tylko puściłeś obrzydliwą plotkę!
On zboczony? Niech spojrzy na siebie! To nie go przezywali Zboczone Echo, to nie on kleił się do własnej płci! To dopiero było obrzydlistwo! 
- To mam powiedzieć im, że nie przychodzisz do obozu, bo czekasz na nich poza obozem? Dobrze. Pewnie z chęcią przyjmą zaproszenie.
- N-nie! Nie próbuj!- wrzasnęła na niego z paniką. 
- Przecież wiesz, że te twoje biadolenie ci nie pomoże, bo i tak to zrobię. No chyba, że będziesz mnie błagać na kolanach - przypomniał jej o tym, chcąc by się upokorzyła. Może wtedy zmieniłby zdanie. Ten widok nawet byłby wart odpuszczenia jej tego wszystkiego. 
Spojrzała na niego spłoszonym wzrokiem. 
- J-ja... N-nie mogę p-przecież... P-przed tobą klękać!
- Możesz - rzucił to lekko. - Skoro przede mną już i tak się rozklejasz, możesz zrobić i to. Wtedy nie rozpowiem kolejnych pikantnych szczegółów o twoim życiu, droga mentorko.
Zadrżała lekko. Nie spodziewał się, że to zrobi. Obstawiał, że stchórzy jak zawsze, ale go zaskoczyła. Delikatnie zniżyła się do podłoża.
- P-proszę?
Satysfakcja to mało powiedziane co czuł. Położył łapę na jej łbie, dodając tej scenie właściwego wydźwięku. Tak właśnie miały zachowywać się kotki. Właśnie tak.
- Głośniej i z uczuciem. Musisz mnie przekonać - zamruczał, szczerząc się szeroko. 
Ah... Wspaniale. To było piękne. Nasycał się tym widokiem uradowany. 
- Proszę. Zrobiłam to co chciałeś, puszczaj. 
- Owszem. Zrobiłaś, ale dla mnie to za mało. Błagaj mnie. Kwicz. Rycz. Co wolisz. - miauknął, nie ruszając się o krok. Chciał tego więcej. Nie marnego, żałosnego proszę. Wiedział, że było ją stać na więcej. Musiała tylko tego zechcieć. 
Ta jednak odsunęła się do tyłu. 
- Nie taka była umowa. Nie będę się błaźnić przed tobą! - postawiła się mu, na co wyrwał się z jego gardła niezadowolony pomruk. Jak ona śmiała?! Znów się buntowała? Właśnie teraz, gdy osiągnął prawie swój cel?
- Ty ustanawiasz warunki czy ja? Przecież ode mnie zależy czy dadzą ci spokój, czy wręcz przyjdą do ciebie, by ci pomóc założyć rodzinę - zauważył.
- N-nie próbuj nawet! J-już teraz mi nie dadzą spokoju! J-jesteś straszny! - powiedziała cicho.
A tam zaraz straszny... No może odrobinę. Nie przeszkadzało mu to jednak. Wręcz... To był komplement. 
- Może jestem, ale to tylko i wyłącznie z twojej winy. Zadarłaś ze mną, upokorzyłaś, więc ci się odpłacam. A jedyne co może sprawić, że zapomnę o twoich haniebnych czynach, jest szczera skrucha na moich warunkach.
- Jakich niby haniebnych czynach... To ty mówisz takie obrzydliwe rzeczy! Biłeś mnie i wyzywałeś! Jesteśmy kwita! - piszczała pod nosem tym swoim głosikiem. 
- Ty też biłaś mnie, wyzywałaś oraz topiłaś. Na dodatek nie wywiązałaś się z mojego treningu, przez co musiałem doszkalać się sam. Chcę rekompensaty, a ona jest uczciwa - rzekł niewzruszony.
- Nie jest uczciwa! Możemy wrócić do treningu, tylko ty co chwilę mi życie uprzykrzasz! - kłóciła się z nim. Że też nagle odzyskała siły. Aż dziwne. 
- Ja uprzykrzam? To ty uprzykrzasz mi tym, że siedzisz na tyłku i nic nie robisz! Na dodatek wymyślasz absurdalne zajęcia z szacunku, gdy powinienem uczyć się pożyteczniejszych rzeczy, jak na przykład walka czy polowanie! Pamiętaj Obsmarkane Echo. Ja nie robię nic bez powodu. Gdybyś była posłuszna, nic by się nie stało. 
Jego słowa nie były kłamstwem, a najczystszą prawdą. Miałby jakiś do niej szacunek, gdyby ta tyle razy nie uprzykrzyła mu życia. Teraz miała do niego o to problem? No to chyba powinna dokładniej to wszystko przemyśleć, bo on swojej winy w tym nie widział. To była tylko zemsta za to jej głupie zachowanie. 
- Starałam się. Te zajęcia z szacunku gdyby się udały, z pewnością poprawiłyby nam każdy trening. W końcu bym się starała na tyle, by ci się spodobało. A ty co? Wyzywałeś dalej i wymyśliłeś głupie schadzki z kocurami! Mogliśmy wtedy polować!
- Przecież cię przeprosiłem jak na to zasługiwałaś - przypomniał jej. - To ty ciągnęłaś temat i nie chciałaś ze mną trenować.
Chciała wmówić mu, że to była jego wina? Że to on nie był chętny do pracy? No chyba robiła sobie z niego jaja. To było właśnie odwrotnie! To Echo uciekała przed stawianiem się na treningach, to przez nią był w tyle i to przez nią nienawidził jej coraz bardziej. 
- To nie były przeprosiny, tylko kpina. - zauważyła. 
No może i były kpiną, ale nie zasługiwała na lepsze. Nie po tym wszystkim co mu zrobiła. 
- Wolałaś lepsze? Przecież mnie topiłaś i chciałaś wymusić je siłą. Więc dałem ci takie na jakie zasłużyłaś. Nie poprosiłaś miło i grzecznie. Byłaś agresywna. Naśladuje cię - warknął. 
- Byłam agresywna, bo grzecznie nic byś nie zrobił tylko znowu opluł. Musiałam sobie jakoś z tobą radzić. To co ty robisz jest gorsze! - trwała wciąż przy swoim. 
Już go zdenerwowała. Kusiło go, by dać jej lepe na ten jej szkaradny pysk. 
- Ojoj, nie porycz się. A kto odrzucił moją propozycję ugody? Wypowiedziałaś mi wtedy wojnę! - uświadomił jej to ponownie. 
- Nie myślałam wtedy jasno! - broniła się, a on już widział, jak zaraz znów zaczyna ryczeć tym swoim jednym okiem. Gdyby miała dwa, efekt pewnie sprawiłby, że zalałoby Klan Nocy. 
- Czyli żałujesz swojego czynu i teraz chcesz się na nią zgodzić, tak? - Przyjrzał się swoim pazurom.
- Tak! Nie chcę, byś dalej rozpowiadał plotki!
- No dobrze... - Owinął ogon wokół swoich łap. - Ale masz być grzeczna, nie bić, nie ciągać za ogon, wstawać rano na trening, uczyć mnie, a nie udawać naukę oraz mieć do mnie szacunek. A ja obiecuje, że wstrzymam się od fałszywych oświadczeń skierowanych w twoją stronę - Wyciągnął do niej łapę na zgodę, aby zakończyć tą bezsensowną kłótnię. Poświęcał się, widać było, że mu zależało. Jeżeli kocica tego nie doceni, to udowodni ile warte były te jej słowa. 
Zauważył jak ta prawie parsknęła, słysząc te jego postulaty. 
- Dobrze. Nie będę tego robić. - zapewniła. 
- To chodź na trening. Udowodnij mi to, a odwołam twoich napaleńców, co czekają na ciebie w obozie - zaśmiał się pod nosem, wyobrażając sobie jak kotka wchodzi do obozu, a tam wianuszek wielbicieli, który czekał na nią z utęsknieniem, by ją wycałować. Piękna wizja, naprawdę piękna. Świadomy był jednak tego, że do czegoś takiego by nawet nie doszło. Straszył ją tylko. 
Położyła po sobie uszy i poszła w stronę drzewa, gdzie ostatnio ćwiczyli. Skierował również tam swoje kroki, obserwując ją uważnie i zastanawiając się na co genialnego wpadła. 
- Poćwiczymy walkę. Atakuj. - powiedziała. 
Spojrzał na nią niepewnie. Chciała, by ją zaatakował, czy to drzewo? Miał nadzieję, że nie roślinę, bo to nie była walka. Praktycznie niczego nie uczyła, a wytwarzała siniaki. 
Rzucił się na nią, próbując wykorzystać fakt, że jej pole widzenia było zawężone. Kocica szybko obróciła się w jego stronę, zamachując się w niego łapą. Odskoczył w bok, unikając jej ciosu, po czym szybko dopadł do niej od tyłu i użarł ją w ogon. Wrzasnęła, lecz nie poryczała się, co było osiągnięciem. Spróbowała wyrwać swój ogon z jego szczęk, ponownie próbując zadać cios łapą. Zmuszony był przez to odskoczyć, puszczając jej część ciała i uderzając ją jeszcze łapą po boku. Wojowniczka syknęła, a następnie skoczyła na niego. Próbował zrobić unik, lecz potknął się i upadł na ziemię z jękiem, przez co Zanikające Echo dopadła do niego, z całych sił przyciskając do ziemi. To nie było miłe, a wręcz bolesne. Zaczął się szarpać, krzywiąc się od jej ciężaru na sobie. Kopnął ją mocno w brzuch, co poskutkowało tym, że ta odsunęła się do tyłu, próbując powstrzymać jęk bólu, szybko uderzając go w pysk z całej siły. Krzyknął, a ból rozlał się nieprzyjemnie, aż do jego nosa. Próbował ją odepchnąć z siebie łapami, gryząc ją w kończynę. Skrzeknęła, odsuwając się do tyłu i próbując wyrwać swoją łapę z jego gęby. Puścił ją, zrywając się na nogi i rzucając się w jej stronę, w celu przygniecenia jej do ziemi. Nie udało jej się tego uniknąć. Upadła na ziemię, po chwili próbując wstać, lecz było to utrudnione przez jego ciało, które starało się ją zatrzymać w miejscu. Dał jej mocno łapą w pysk, naśladując tym sposobem właśnie niedawną sytuację. Zagryzł przy tym język, powstrzymując się przed komentarzem, posyłając jej zadowolone spojrzenie. Skrzywiła się tylko, przestając się już ruszać. 
Wygrał. Wygrał! Naprawdę mu się to udało! 
- Wygrałem - rzekł zadowolony, dalej dociskając ją do ziemi.
- Puść mnie już - syknęła, mając taką minę, jakby powstrzymywała się od splunięcia mu na pysk.
Chwilę się zastanawiał czy spełnić jej wolę, ale w końcu zdecydował i zszedł z kotki. 
- I jak mi poszło mentorko? - zapytał, łaknąc pochwał z jej pyska. 
Kocica szybko poderwała się z ziemi, otrzepując się z kurzu, po czym powiedziała:
- Zadowalająco.
Napuszył się, wyprostował, dumnie zadzierając łeb ku górzę. Wspaniale było to słyszeć. Nareszcie jej głos przez moment był miły dla jego uszu. 
- Widzisz... Uczeń przerósł mistrza... Chociaż nie jesteś zbytnio silna - wytknął jej to.
Położyła po sobie uszy.
- Nie każdy się rodzi z talentem do walki.
Aż zamrugał zdziwiony. Czy ona właśnie insynuowała, że miał do tego talent?! No musiał przyznać, że jego ego zostało miło połechtane. 
- Miło wiedzieć, że uważasz, że mam do tego talent - zamruczał. - Lecz ja doskonale wiem, że to wynik mojej ciężkiej pracy. Może ty nie byłaś tak pilna i obijałaś się całe dnie?
- Mój trening to nie jest twoja sprawa. Przez długi czas też nie miałam jak trenować, więc... To wszystko było pogmatwane.
Prychnął przewracając oczami. 
- Niech ci będzie - Skrzywił nos. - To co teraz mentorko? No wysil mózgownice, za wcześnie by wracać do obozu. - powiedział, mając nadzieję, że jeszcze dzisiaj coś porobią. Jedna walka mu nie wystarczała. Chciał może trochę popolować? A może wreszcie dostąpi zaszczytu, by popolować na ryby? To byłoby świetne! 
Przekrzywiła łeb.
- Za mną - powiedziała, kierując się w stronę łąki.
Ruszył za nią zaciekawiony na co wpadła. W tych rejonach jeszcze nie byli. To miejsce wręcz roiło się od kwiatów. Członkowie Klanu Nocy nazwali te tereny Kolorową Łąką.
Zanikające Echo usiadła na ziemi, przyglądając się temu pięknu natury, który go brzydził. 
- Poluj. Znajdziesz tu pewnie dużo myszy. A ja będę miała spokój.
Przewrócił oczami. Ruszył po polanie, która śmierdziała tymi roślinami. Ygh... Jakie babskie miejsce. Nie dziwił się, że kotka je wybrała. Musiał się skupić, by wychwycić mysz, bo wszystko go tu dekoncentrowało. Następnie zaczął się do niej skradać, ale przez trawę i pustą przestrzeń, było to trudne. Na szczęście wyćwiczył refleks i skoczył, dopadając celu i z dumą wracając ze zdobyczą do mentorki. 
- Złapałem - oświadczył z dumą, będąc świadkiem jak kotka, leży sobie w kwiatach, zrywając kilka ładnych i wczepiając je w sobie w futro. Ugh! Co ona wyprawiała?! Naprawdę jej siadło już na łeb?! 
- Gratulacje. Teraz druga - mruknęła tylko cicho, dalej rozkoszując się tym spokojem.
Widząc to, nastroszył się. Obsrane Echo wydawała się odpłynąć, zachowując niczym pusta lalunia. Aż go skręciło w żołądku. On miał polować, a ta zbijała bąki? No chyba nie! 
- Co ty robisz? - syknął.
- Korzystam z tego, że tu jesteśmy- wymamrotała, wkładając pysk w jakiś kwiatek. - Bardzo ładnie tu.
- Brzydko. Śmierdzi tu zapachami dla kotek. - Skrzywił nos. Gdyby miał możliwości, wyrwałby te chwasty i wrzucił do rzeki. Albo lepiej! Wywołał pożar, który wszystko by strawił. 
- Nie narzekaj. Patrz ile kolorów... Gdybym miała partnerkę, na pewno bym ją tutaj zabrała.
Powieka mu drgnęła na te słowa. O nie... Nie, nie nie. Po jego trupie! Nie będą się geje lizać na tej łące! Przyglądając się kotce w tych kwiatuszkach, którymi ozdabiała swoją sierść, aż to sobie wyobraził. Te radosne śmiechy i chichy oraz łamanie praw natury! To było nienormalne! Czemu nie mogła się wyleczyć z tego świństwa?! 
- Jeżeli to zrobisz, to wiesz jak skończysz. Nie zarażaj niewinnych kotek swoją chorobą, bo będę musiał je leczyć! - warknął do niej, mając nadzieję, że pohamuje te jej marzenia. 
Zamruczała cicho.
- Może na tych nowych terenach znajdę kogoś dla mnie? Kto wie...
Normalnie zdawała się jakby go nie słuchała! Mówił w jakimś innym języku? Ignorowała? Zaraz da jej w ten pusty łeb i skończy się to kwiatkowanie! 
Wysunął pazury.
- Nie denerwuj mnie, bo zaraz przestanę być dla ciebie miły. Specjalnie unikam tych tematów, a ty sama je wywlekasz na wierzch! - rzucił oskarżycielsko.
- Przesadzasz, to nie jest żaden zły temat... - powiedziała cicho, celowo chcąc go zezłościć. - Byłoby tu bardzo romantycznie...
- Tak? W takim razie wezmę tu moje przyszłe partnerki i skalamy wspólnie to piękno - Uśmiechnął się do niej wrednie. Skoro tak chciała grać, to postanowił zheterować to miejsce. Geje nie będą się tu łasić! Paskuda i on lepiej spożytkują to otoczenie, a nie taka Napalona Echo! 
Przechyliła łeb.
- Ty sobie weźmiesz swoje partnerki, ja wezmę swoją o ile taką znajdę... Widzisz, piękne miejsce. A tak narzekałeś. 
- Nie weźmiesz swojej! - Najeżył się. - Nie ma mowy! Przyjdziesz tu z kocurem, a nie kotką! - Tupnął łapą, nie przyjmując odmowy. 
Już mu kończyła się cierpliwość. Zaraz zacznie gryźć i pluć jadem! Nie pozwoli, nie pozwoli, by ci odmieńcy tutaj przychodzili na czułostki! Zagryzie, rozszarpie i ta łąka spłynie krwią! 
- Nie przyjdę z kocurem, tylko z kotką. Koniec kropka. Nigdy bym nie przyszła z kocurem. - miauknęła. 
- W takim razie - Podszedł i zaczął wyrywać zielsko z korzeniami, depcząc wszystko naokoło. - Nie będzie tu żadnych gejowych randek! Po moim trupie!
Nie zamierzał na to pozwolić! Zniszczy to piękno, zniszczy, a następnie wepcha Obsranej Echo do gardła! Zniszczy to co tak jej się podobało! Będzie płakać i wić się z rozpaczy, a on się nieco z niej pośmieję! 
Wojowniczka prychnęła jedynie.
- Powodzenia w wyrywaniu całej łąki.
- A zrobię to! - Wypluł jej kwiaty w pysk, wyrywając dalej wokół niej zielsko. Był do tego zdolny. Rozniesie to miejsce w drobny mak! 
- Jesteś głupi. Musiałbyś tutaj kilka księżyców siedzieć i wyrywać- mruknęła, zbierając kwiatki w jeden kopczyk.
- Wyrwę tyle ile będę w stanie, a potem ci je wepcham do gardła! - warknął, dalej ze złością wyrywając rośliny, plując nimi na mentorkę za każdym razem, gdy napchał sobie nimi wystarczająco policzki. Gdy ostatni raz na nią splunął, mentorka chwyciła garść kwiatów i wepchała mu do pyska.
- Pyszna gejowa łąka? - zapytała. 
Szok to mało powiedziane co czuł. Wypluł te zielsko, mordując ją wzrokiem. Jaka gejowa łąka?! O czym ona do cholery mówiła?! Zaczął machać wrogo ogonem na boki, wręcz czując, że jeszcze chwila i wyjdzie z siebie. Zagryzie ją tu. Umrze! 
- Wcale nie! Jest obrzydliwa! Obsram ją zaraz i ci wepcham to do pyska! - zagroził.
O tak, ciekawe jak wtedy się zachowa. Na pewno będzie jej smakowało! 
- Teraz zostaniesz gejem, skoro zjadłeś gejową łąkę. Już zaczynasz wyglądać jak gej w tych kwiatkach... - stwierdziła, przyglądając się mu z uwagą. 
Gdyby spojrzenie mogło zabijać, Echo już leżałaby martwa.
- Odszczekaj to! Nie jestem gejem! - Otrzepał się, upewniając się, że żaden kwiat na niego nie spadł, dodając mu gejostwa, która widziała w tej swej chorej głowie mentorka. 
- Jesteś gejem. Spróbowałeś w końcu gejowych kwiatów... To co, poszukamy ci chłopaka. - rzuciła lekko, a go krew zalała. 
Nie! Nie ma mowy! Nie będzie żadnym gejem, bo tej mewy nasrały do łba! Na pewno naćpała się tymi kwiatami. Ten pyłek lub cokolwiek w nich było, przepalił jej mózg! Jednak wiedział, że kocica była nieobliczalna i pewnie zdolna do spełnienia swojego głupiego wyobrażenia go z kocurem, dlatego też jego wściekłość osiągnęła punkt kulminacyjny. 
- Nie jestem gejem! To nie były gejowe kwiaty! To zwykłe kwiaty! Zielsko! Nie! Żadnego chłopaka! Ja jestem normalny, a nie jak ty chory psychicznie! - Podeptał w złości tą kupkę kwiatów. - Widzisz?! Leje na te twoje kwiatki! - Splunął na nie.
- Nie musisz się wstydzić... Naprawdę. Nauczysz się żyć ze świadomością, że jesteś gejem. Jakieś ładne kocury na pewno się znajdą... Nie zamartwiaj się tym już tak. - powiedziała, a mu się aż zrobiło gorąco na te słowa. Jak nic jego uszy paliły się ze wstydu! Już zaczął się trząść i czuł jak piana zbiera się w jego pysku. Zabije ją na miejscu. Nie żyła. Zaraz zdechnie. Tak. Wtedy zamilknie na wieki i da mu nareszcie spokój z tymi głupotami! 
- Nie! Nie. Jestem. Gejem. Nienawidzę takich larw. Nie czuję tej chorej miłości do kocurów! Obrzydzają mnie takie pizdusie! Ja jestem prawdziwy i męski, a nie pseudokotką, która kocha kwiatki i sra tęczą! - warknął, wyglądając jak wściekła wiewiórka. 
- Nie czujesz miłości? Poczujesz jeszcze. Wystarczy, że spotkasz jakiegoś pięknego kocura... Zabierzesz go tutaj na gejową łąkę i... Wiesz. Możecie porobić... Różne rzeczy - zaśmiała się cicho.
Co za zboczona, perfidna, zakłamana, obrzydliwa, wronia strawa! Czemu Rudzikowy Śpiew jeszcze jej nie wygnał?! Bo co?! Bo sam był gejem i wspierał swoją lesbijską siostrę?! Aghrrr! Jak to brzmiało okropnie! Czemu musiał trafić się na lidera taki oszołom?! 
- Nie! Nie będę robić żadnych rzeczy z kocurem! To obrzydliwe! A ta łąka spłonie! Piękno jest głupie! Odszczekaj to! Już! - zażądał, wyobrażając sobie jej rozerwane szczątki. 
Przekrzywiła łeb.
- Nie spłonie ta łąka. Jest potrzebna dla takich jak ty, byś mógł ze swoim chłopakiem całować się w świetle zachodzącego słońca pośród gejowych kwiatów... I nie odszczekam tego. Nic mi nie zrobisz.
Spalił buraka pod sierścią wkurzony. Zaraz tam się zahiperwentyluje. Te jej słowa brzmiały obrzydliwie. Czuł się upokorzony tym, że ta insynuuje coś tak absurdalnego! Zboczone myśli mentorki, w których brał udział, to było ostatnie czego chciał na tym chorym treningu! To był jednak błąd. Trzeba było wrócić do obozu, a nie namawiać ją na dalsze szkolenie. Odbiło jej! Totalnie odbiło! 
- Nie. Będę. Całował się. Z żadnym. Kocurem! Nie zarazisz mnie tą chorobą! I nic nie zrobię? Zapomniałaś już co takiego ci zrobiłem? Mam jednak rozpuścić plotkę, że czekasz na swojego kocura na tej łączce?! - starał się wybronić z tej niekomfortowej dla siebie sytuacji. Musiał teraz speszyć Zanikające Echo, by się od niego odwaliła z tymi okropnymi słowami! 
- Może odwrócimy role? To ja rozpowiem plotkę, że jesteś gejem i czekasz tu na swojego kocura. - zaproponowała. 
Zachłysnął się powietrzem, mrużąc na nią oczy.
- Nie odważysz się - syknął zły. - Nie ma mowy! Ani. Się. Waż - Podszedł do niej bliżej. - Nie jestem i nie będę gejem! Nie zrobię krzywdy klanowi, migdaląc się do kocura, który może dać potomstwo kotce! 
Zaśmiała się cicho.
- Jesteś gejem, tylko próbujesz to przed sobą ukryć. No chodź, poszukamy ci kogoś. Powiedz, jakie są twoje preferencje i się ktoś na pewno znajdzie!
Naprawdę ona chciała zginąć?! Wstrętne lisie łajno! Robiła to specjalnie! On już tam nie wytrzymywał. Wręcz złość wylewała się z niego i wystarczyła chwila, by wybuchnął, zmiatając z powierzchni ziemi wszystko co stało mu na drodze. 
- Nie! Jesteś głupia! Głupia! - warczał na nią zły. - Nie jestem gejem! Wyglądam ci na niego?! Ze mnie jest prawdziwy kocur! Samiec alfa! Wolę kotki! Zresztą... mam już dziewczynę! - Machnął niezadowolony ogonem. - I nie jest kocurem!
Tak! Miał dziewczynę, czyli nie był żadnym pizdusiem! Nie miał pojęcia skąd kotka pomyślała, że wyglądał jak ktoś, kto lubi tą samą płeć! Jak nic mściła się na nim za te jego plotki! Teraz wymyślała swoje, aby go dobić! Czemu nie mogła zachowywać się tak jak rano?! Co w nią wstąpiło?! Aghr!
- O... Masz dziewczynę? Nie musisz mi kłamać prosto w pysk. Nikt by cię nie chciał, a zresztą... Tak, wyglądasz na geja. Bardzo gejowskie oczy masz. I mordkę. - uświadomiła go. 
Jak to nikt by go nie chciał?! No chyba ją porąbało! Paskudna Łapa go chciała, zmusił ją do tego i byli szczęśliwi! Ona się nie znała! I wcale to co powiedziała nie było prawdą! Nie wyglądał jak gej! Nie, nie, nie! W życiu! Już nawet zaczął snuć w głowie pomysł wydłubania sobie oczu i oszpecenie pyska, lecz opanował tą chęć, bo zdawał sobie powoli sprawę, że Echo byłaby zadowolona z takiego obrotu sprawy. Musiał więc przełknąć tą obelgę, skierowaną w jego stronę. Wziął głęboki oddech. Spokojnie, tylko spokojnie.
- Mam gdzieś to czy mnie chcę czy nie. Biorę co mi się należy. I tak. Mam dziewczynę. Ona jest normalna i da zdrowe kocięta klanowi! Nie wyglądam jak gej! Masz zakaz tak na mnie wołać, bo ci wydrapie oko! - zasyczał.
- Gej, gej, gej... Naprawdę tak wyglądasz mój drogi. Futro jak gej, uszy jak gej... Może jak będę cię wołać na trening, to będę się do ciebie zwracać per geju?
Jego wyraz pyska zmienił się w zdegustowany, pełen obrzydzenia. 
- Jesteś obrzydliwa! - syknął, plując jej pod łapy. - Zboczona i nienormalna! To, że będziesz tak na mnie wołać, nie sprawi, że moja tolerancja na was wzrośnie. Nie jestem i nie będę gejem świrusko! - wrzasnął jej w pysk, płonąc od nienawiści skierowaną w jej stronę. 
- Jesteś. Właśnie się nim stałeś. Spokojnie, przywykniesz do tego. - miauknęła, klepiąc go łapą po głowię. 
- O nie. Nie, nie, nie, nie... - Znów wziął głęboki oddech. - Nie stałem się gejem, przez to, że wepchałaś mi kwiatki do pyska! To choroba psychiczna! Nie jestem chory jak ty! Nienawidzę widoku całujących się kocurów! To obrzydliwe i przeczy prawą natury! Do niczego nie przywyknę! Nie zmusisz mnie! - pluł na nią jadem, wręcz mordując wzrokiem. 
- Jaka niby choroba psychiczna? Przesadzasz. A jeżeli nawet... To jesteś chory. Nie przez kwiatki nawet same w sobie. To po prostu po tobie widać... Homosiu.
Wrzasnął na nią wściekle, rzucając się na nią i przyciskając do ziemi. Pęknął. Po prostu nie wytrzymał. To był jej koniec. Udusi ją, rozerwie, zdechnie. 
- Nie jestem żadnym homosiem i nic nie widać po mnie! - zaskrzeczał zirytowany. - Nie zaraziłaś mnie i nie jestem chory! Chcesz kolejną rozpętać ze mną wojnę?!
Próbowała się wyszarpnąć, ale z marnym skutkiem, ponieważ złość dodawała mu sił. 
- Nie chcę wojny, po prostu stwierdzam fakty. - rzuciła na swoje usprawiedliwienie. 
- To żadne fakty! - zapiszczał. - Mam ci to udowodnić całując się z kotką czy co? - syczał. - Mam dziewczynę. Dziewczynę! Nie chłopaka! Nie będę nigdy lizał się z żadnym kocurem! A jeśli przyprowadzisz do mnie jakiegoś geja, to go wykastruje i mu jaja do gardła wepcham, skoro chcę bawić się w kotkę!
- Niczego mi nie musisz udowadniać, ja to wiem. Wystarczy, że nauczysz się z tym żyć. Wiem, że możesz być wzburzony... Ale dasz sobie radę. Przyprowadzę ci jakiegoś ładnego kocura i naprawdę ci się to spodoba, uwierz mi - powiedziała z chamskim uśmieszkiem.
- Nie! - Docisnął ją mocniej do ziemi. - Nie słyszałeś co powiedziałem? Urwę mu jaja i wepcham do gardła, jeżeli się do mnie zbok zbliży!
Skrzywiła się nieco, próbując się ponownie wyrwać.
- Przesadzasz. Czemu od razu tak agresywnie? Powinieneś dać sobie czas, by się przyzwyczaić do kocurów.
- Ah tak? To może ty daj sobie czas, by przywyknąć do nich również? - odbił jej słowa z powrotem w jej stronę. - Może wtedy się wyleczysz i dasz klanowi kocięta! - darł się donośnie, strasząc najpewniej zwierzynę w całej okolicy. 
- Ja nie muszę się do niczego przyzwyczajać, podczas całego mojego życia odkryłam, że wolę kotki. Nie powinieneś być zły, w końcu skoro ty lecisz na kocury to kotki zostają dla mnie - mrugnęła do niego okiem.
Co. Co. CO?! No chyba nie! Zwariowała! Głupia flądra! Wronia strawa! Lisie łajno! Zdechła mysz! 
- Nie lecę na kocury! - pisnął, dając jej łapą po pysku. - Ogarnij się! Wiesz co? Nie zamierzam dalej tego słuchać. Wracam do obozu - prychnął, zeskakując z niej. 
Syknęła cicho.
- No dobrze już, dobrze. Ale pamiętaj, widać po tobie, że jesteś gejem...
Zatrzymał się, a powieka mu zadrgała. Oddychaj, oddychaj. Oddychaj, cholera! 
- Ah tak? To jak twoim zdaniem wygląda gej, że go przypominam, co?! - wydarł się na nią oburzony, czując jak jego godność cierpi, przez wypowiadane przez kotkę słowa. Tak! Wziął sobie to wszystko do siebie! Czy to dobrze? Pewnie nie, ale nie zamierzał, by po klanie chodziły takie plotki, ponieważ wyglądał gejowo! 
- Oczy niczym u kotki, rozklejasz się przez byle powód... Ty ryczałeś, bo ci na ogon nastąpiłam. To też gejowe, dbasz o swoje ciało aż za bardzo. Po prostu jesteś gejem i tyle. - wymieniła.
Co takiego?! Napuszył się ze złości. Jego ogon był delikatny, to dlatego! Był jego słabością, ale to nie znaczyło, że był gejem! A dbanie o siebie... to mama mu kazała! Wbiła mu do łba, że musi godnie się prezentować! To wcale nie było gejowe! Czas było najwyraźniej przestać dbać o futro, skoro w jakiś sposób sprawiało, że go w taki sposób upokarzało!
- Nie jestem! - Tupnął łapą, po czym odszedł nabuzowany do granic możliwości, zostawiając ją tam samą. 
Miał dość. Skacze do rzeki. Tak! Idzie się utopić! Gdy dotarł nad wodę, zanurzył w niej łeb, drąc się, przez co na powierzchni stworzył mnóstwo bąbelków. Dopiero, gdy ochłonął całkowicie, wrócił do obozu, mając do końca dnia parszywy humor.

<Moja kochana mentorko?>

[przyznano 5%]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz