Przyszedł na ten świat, który fascynował go na każdym kroku. Najbardziej jednak interesował się tym, kto mieszkał tuż obok jego noska. Musiał przyznać, że Dalia była dość wesołą, miłą i opiekuńczą kotką. Zyskał szybko jej sympatię, zgrywając tego słodkiego malca, który jedyne o czym myśli, to o najedzeniu brzuszka i pójściu spać. Jego rodzeństwo też było... No różnorodne. Nie mógł o nich powiedzieć na razie nic więcej prócz tego, że dwójka albinotycznych kociąt, była dziwna, bo bała się słońca, co go bawiło. Czasami specjalnie kierował kroki na wpadające do żłobka promienie, by pokazać im, że to nic złego. Chociaż patrząc na zachowanie Pasożyta wolał, aby naprawdę się spalił i rozsypał na proch.
Dzisiejszy dzień spędzał skulony wśród rodzeństwa. Było zimno. Strasznie zimno. Nie potrafił wytrzymać. Te głupie istoty nawet nie były w stanie zapewnić mu tego czego teraz pragnął, więc widząc, że ktoś zagląda do żłobka, wyjrzał zza grzbietu Padliny, zatrzymując wzrok na tymże osobniku. Nie kojarzył go, a raczej jej.
Wskazał Dalii ogonem kotkę, a ta szepnęła mu na uszko, że to Kuklik i uważa się za kocura. Postanowił się przywitać, powiadamiając o tym opiekunkę, która skinęła lekko głową na znak zgody.
Rozejrzał się jeszcze na boki, po czym podszedł koślawo do szylkreta, unosząc wysoko swój ogonek.
- Cieść! A ty ktio? - zapytał, świadomie udając bezmózgie maleństwo, ponieważ w głowie już rodził mu się plan, jak zdobyć upragnione ciepło.
Starszy jednak go zaskoczył, cofając od niego, jakby był jakąś zarazą. Przekręcił łeb. Aż taki był straszny? A może obrzydliwy, jak to nie raz mówił jego tata? Musiał przyznać, że to ugodziło w jego małe serduszko.
- K-kuklik - pisnął cicho. - N-nie m-możesz chyba w-wychodzić ze ż-żłobka...
- Nie wysedłem. Jestem na glanicy - Zrobił kilka kroczków ponownie do wojownika, skracając pomiędzy nimi dystans - Telas jus ne estem.
Nieustraszony wojownik, którego obraz miał w główce, przez liczne opowieści Dalii, odsunął się od niego jeszcze trochę. Sprawiło to mu zawód. Czemu uciekał? Robił coś nie tak? Może trzeba było zmienić sposób komunikacji z tym tchórzem? Na wojownika to się chyba nie nadawał...
- M-może w-wracaj? J-jeszcze ci się c-coś stanie... - miauknął do niego, chcąc ewidentnie się go pozbyć.
Zrobił wielkie oczka, widząc że ten nie zaprzestawał swoich prób pogonienia go. Pokicał bardziej w jego stronę, zapadając się cały w śniegu, że ledwo parł do przodu, by dostać się do jego łap.
- A-ale uciekas. Ne uciekaj. Z-zimno - pisnął, chcąc wziąć go na litość.
To zwykle działało na Dalię. Musiało i na niego. Tak jak się spodziewał zaniepokojony wojownik, przybliżył się do niego i złapał go za kark.
- T-to cię z-zaniosę d-do ż-żłobka- wymamrotał i skierował kroki w stronę wejścia.
Zawisł w pysku, czując jego miły i ciepły oddech na karku. O tak... Mógł mu tak chuchać nawet cały dzień. Potrzebował tego! Musiał go zatrzymać. Po prostu musiał! Może nie miał jakieś puchatej sierści, bo zauważył, że była krótka, tak jak jego, ale nie miał oporów w tym, by ukraść to jego ciepło dla własnej korzyści.
- Ne ces wejść dio ślodka ze mną? - zaproponował.
- A chcesz ż-żebym wszedł?- zapytał zdziwiony, odstawiając go przy wejściu.
No naprawdę co za mysi móżdżek! Przecież jasno mu powiedział, że chciałby, a ten się jeszcze pytał? Gdyby nie chciał, to nawet nie ruszałby się z uścisku innych kociąt, drżąc dalej jak osika na mroźnym wietrze. Wychodzenie w ten ziąb na śnieg, nie było tym czego chciał dzisiejszego dnia robić. Ale się poświęcił, więc powinien być mu wdzięczny. Pokiwał dlatego też łebkiem, robiąc najbardziej słodką minę, na jaką było go stać.
- Na zewnąts bllll zimno. - Przytulił się do jego łapki, mrucząc. - A ty cieplutki. Sces się popsytulać?
Wojownik odsunął się od niego lekko, co znów sprawiło, że zalała go lekka irytacja. Zaraz wgryzie się w tą jego łapę i zobaczymy, czy wtedy ucieknie! Musiał jednak sprawiać pozory tego grzecznego, więc pohamował swoją żądzę, oczekując na jego wyjaśniania.
- M-może... M-może j-jestem cieplutki, a-ale w-wiesz co j-jest b-bardzo ciepłe? L-legowisko i w-wasza o-opiekunka...
Pokręcił główką, robiąc smutne, wielkie oczka.
- Ne... Ja ce cebe. Plose. Dalia ma diuso sieci, a ty ne. Na chwileckę. - skłamał, bo oczywistym faktem było, że miała tylko pod opieką czwórkę kociąt. Te trzy pozostałe należały do Maczek, ale mógł zwalić swoje słowa na niedoedukowanie. Przecież był taki mały i słodki, i jeszcze nie znał się na życiu! Jeżeli zauważy jego kłamstwo, miał idealna wymówkę.
- N-no... D-dobrze, s-skoro chcesz... - uległ.
Uśmiechnął się lekko, po czym zaprowadził go w ciepłe, osłonięte miejsce, po czym wtulił się w jego brzuszek. Zamruczał przy tym, zapadając się w miękkim puchu. O tak... Ciepło. To cudowne ciepło. Teraz mógł nieco rozgrzać swoje zmarznięte łapki, które zaszły już prawie lodem. A jego nosek! To dopiero koszmar! Szczypał go, a teraz powoli odtajał. Podobało mu się to, ale nie zamierzał na tym poprzestać. Potrzebował kogoś, kto będzie zastępował mu Dalie, kogoś kto zrobi wszystko co zechcę. Kocur nadawał się idealnie do tej roli.
- Sces sostać moją mamusią? - zapytał, czując zaraz jak zostaje bardziej i mocniej przytulony.
To było... miłe. Z jego gardła wydobyło się kojące mruczenie.
- A-ale m-masz j-już o-opiekunkę... N-nie m-mogę p-poza t-tym... - Te słowa pobudziły go do myślenia. Nie chciał tylko Dalii! Walka o jej ciepło była ciężka, a on nie był zbyt silny. A zresztą... Wolał się nie dzielić niczym ze swoim rodzeństwem.
- Moses. Dalia ne est moją mamą. Ma swoje sieci. Za duso nas tam, ne ma nikt jej dla sebe. Jak sce się tulić, to salas wsyscy scą i ne ma juś dla mne miejsca - podzielił się z nim swoją tragedią. - Plose.
- N-naprawdę n-nie m-mogę n-nawet g-gdybym chciał... N-nie j-jestem k-kotką b-by b-być m-mamą p-poza t-tym!
Czemu się opierał? Co go powstrzymywało? Przecież był słodki, mały, bezbronny i chciał tylko, by został jego mamusią. To aż tak było trudne do zaakceptowania?
- Pachnies jak mama - zauważył. - Cemu ne ces? Tylko na chwilecke. Nie musis tu być sawse, ale... Ale jak bęsies to ja będę twoim syneckiem, dobse? Plose mamusiu. Ja ce być kochany - zrobił kolejny raz tego dnia smutne oczka. Jak to nie zadziała, to nie miał pojęcia co zrobić. Może powinien znaleźć sobie innego idiotę? Chociaż... Już z jednym miał problemy, a co dopiero z kolejnym.
Kocur uśmiechnął się lekko, co go zaskoczyło, ale też wskazywało na to, że zaraz usłyszy słowa, które go uszczęśliwią.
- N-no d-dobrze m-mały... N-nie chcę w k-końcu, b-by ci się c-coś stało j-jeszcze... B-bo j-jak m-mowiłeś t-to t-tam d-dużo kociąt jest, t-tak?
- Tiak. Duso. - potwierdził. - Ne wem ile dokładne, bo ne umem licyć. Jestem maluskiem - Wsadził sobie łapkę do pyszczka i zaczął ją ciumciać, patrząc na kocura słodkimi oczkami.
O tak... Złap się na to. Złap. Jeszcze tylko chwila i będzie już jego!
Ofiara westchnęła zasłodzona zachowaniem malucha, liżąc go po łepetynce.
- J-jesteś t-taki s-słodki...- zamruczał.
Ha! Udało się! Było trudno, ale osiągnął sukces!
- Kocham cię mamusiu - wymiauczał przez łapkę, którą dalej memlał pyszczkiem, widząc że Kuklikowi to się spodobało. Zwłaszcza, że zaraz otulił go ogonem, wpatrując się w niego z zauroczeniem.
- J-ja ciebie t-też - powiedział cicho do kociaka, nie mogąc się powstrzymać.
Zamruczał, bo został praktycznie cały osłonięty puszkiem. Oparł główkę o ogonek, jak o mięciutki mech, zapadając się w nim, ziewając.
- Opowies mi bajecke mamusiu? Plose...
<Mamusiu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz