Chłód owiał jej kark, przez co niechętnie uniosła się i przeciągnęła, cicho mlaskając. Zamrugała kilkukrotnie, przyzwyczajając wzrok do panującej jasności. Wiedziała, co zastanie, gdy tylko opuści bezpieczne leże. Biały puch zmrozi jej poduszki, a ona sama ledwo co będzie w stanie przedostać się gdziekolwiek przez te zaspy.
Była dosyć zaskoczona faktem, że Bażancie Futro jeszcze po nią nie przyszedł. Jako typ rannego ptaszka, potrafił ciągnąć ją na trening za ogon, zlewając jej markotne pojękiwania. Musiał być niezwykle zmęczony poprzednim dniem, jeśli wciąż spał. Zdawało się, że większość odbyła już obowiązkowe patrole, albo aktualnie na nich była, bo wokół niej panował gwar. Tylko oni byli do tyłu ze wszystkim.
Minęła wielu wojowników, nim dotarła do upragnionego celu. Bury ogon rzucał jej się w oczy z daleka, jak zresztą każdy, kto nie był w głównej mierze biały. Nie do końca dobrze kontaktowała, ale wpatrując się w kocura, ogarnęła ją nagle masa nerwów, przez co spięta kiwała się na boki. Skoro nie drzemał, to czemu po nią nie przyszedł? Za takimi niespodziankami akurat nie przepadała.
— A tobie co? — spytał, przeżuwając ostatni kęs drobnej myszy. Z piszczki nie pozostał już nawet ogon.
— Nudzi mi się — oznajmiła beztrosko, ziewając i zasłaniając niezgrabnie pysk. — Idziemy na polowanie? — zapytała, z lekka rozbudzona.
Bażant nie był taki zły. Dopóki nie marudził i robił coś pożytecznego, dawało się z nim wytrzymać. Owszem, jego schematyczne podejście do życia i trzymanie się ściśle reguł ją nużyło, ale po tym, jak wyciągnął ją z objęcia śmierci, miała wobec niego dług wdzięczności.
— Tak — odparł, odwracając się na pięcie. — Kto wie, czy nie ostatni raz — zasugerował z lekkim rozbawieniem w głosie, co było u niego tak niespotykane, że Zając, zamiast iść, zastygła w bezruchu patrząc na jego wyraz pyska.
Nie żartował? Naprawdę miał na myśli to samo, co ona? Równie dobrze mogła być to groźba zabicia jej pośrodku lasu, aczkolwiek to było już bardzo pesymistyczne myślenie.
***
Pomruk zadowolenia wydobył się z jej wnętrza, gdy cała uwaga klanu była skupiona na niej. Dumnie wyprężyła pierś, patrząc wyczekująco na lidera. Zdecydowanie nie zasłużył na swoją rangę, a mimo to jakoś trzymał się u władzy.
Cały proces okropnie jej się dłużył. Była pewna, że minęła wieczność, nim rudy zabrał głos.
— Ja, Rudzikowy Śpiew — wstrzymała się od zirytowanego charknięcia. Świetnie, że rozumiał, że się nie nadaję, ależ ile to można zwlekać od bycia "Gwiazdą"? Jedyna okazja, gdy ma szansę z czegoś zasłynąć, a on nawet z niej nie korzysta — przywódca Klanu Nocy, wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tę uczennicę. Trenowała pilnie, aby poznać zasady waszego szlachetnego kodeksu. Polecam ją wam jako kolejnego wojownika.
Zadrżała. Czy tam, w górze, siedziała Krucza Gwiazda i obserwowała ją teraz? Czy była zadowolona z powodu jej mianowania? A może nadal jej czegoś brakowało? Z lekka speszona, przełknęła cicho ślinę.
— Zajęcza Łapo, czy przysięgasz przestrzegać kodeksu wojownika i chronić swój klan nawet za cenę życia? — zapytał, a grobowa cisza ogarnęła obóz.
Dla niej to było proste. Każdy honorowy wojownik miał postępować według tej zasady i ostatnia sytuacja z samotnikiem na granicy tylko utwierdziła ją w przekonaniu, że jej ojciec był paskudny.
— Przysięgam — oświadczyła, czując delikatne, aczkolwiek przyjemne mrowienie, rozchodzące się od końca jej łap aż po sam kraniec ogona. Satysfakcja wypełniła jej wnętrza, gdy zdała sobie sprawę z tego, co się zaraz stanie.
— Mocą Klanu Gwiazdy nadaję ci imię wojownika. Zajęcza Łapo, od tej pory będziesz znana jako Zajęcza Troska. Klan Gwiazdy ceni twoją waleczność i oddanie, oraz wita cię jako nowego wojownika Klanu Nocy.
Uśmiechnęła się. Miała ochotę wręcz wyrzucić z siebie cały stres i zamknąć go w histerycznym śmiechu. Ale nie chciała wyjść na wariatkę. Nie była w końcu Zdradziecką Rybką. Jej imię brzmiało uroczo i niepozornie. Całkowite przeciwieństwo tego, co reprezentował sobą czekoladowy.
Wśród tego całego zimna, wsłuchując się w brzmienie jej nowego mienia, skandowanego przez sporą część klanu, wydawało jej się czuć ciepło. Matczyna dobroć otuliła ją ciasno i nie pozwalała ani na chwilę zaprzątać sobie głowy smutkami. To był jej wyjątkowy dzień, na który tyle czekała. Może i Bławatek nie była przed nią w fizycznej formie, siedząc gdzieś w tym tłumie, ale jej duch czuwał przy niej zawsze i wszędzie.
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz