Dreszcz śnił dzisiaj o wielu przyjemnych rzeczach.
Widział rozległe, kolorowe polany wręcz eksplodujące barwami i napełniające jego nozdrza piękną wonią. Ogromne pąki kwiatów przecinały zielone połacie trawy, w której aż roiło się od tłuściutkiej zwierzyny, szukającej schronienia przed gorącem. Bezchmurne niebo dopełniało tę cudowną scenerię, pozwalając kocurkowi do woli wyciągać się w słonecznych promieniach na mięciutkim posłaniu z paproci i leniwie obserwować otoczenie. Chociaż znajdował się w chwili absolutnego relaksu, był świadomy siły skrywającej się pod burym futrem jego łap; napełniało go przekonanie o nieskończonej mocy, o której inne koty mogłyby jedynie pomarzyć! Uśmiechnął się na myśl o tylu możliwościach. Z pewnością założyłby własny klan, najpotężniejszy w całym lesie, klan wzbudzający respekt i szacunek…
Z zadowoleniem otworzył żółte ślepia, a następnie przeciągłymi ruchami zmusił się do wyprostowania kończyn. Oczywiście, że miło było oddawać się światu marzeń, dodatkowo wtulając się w gęste futro ojca, ale żeby choć część z nich kiedykolwiek się spełniła, musiał ciężko trenować. Zdeterminowany do działania skierował się w stronę wyjścia ze żłobka i gdy już miał przekroczyć jego próg, momentalnie zdębiał.
— Co to ma być? — z szokiem wymalowanym na pyszczku mruknął sam do siebie, starając się określić buzujące w nim emocje. Wstręt? Strach? Zaciekawienie? A może wszystko na raz?
Szeroko otwarte oczy dokładnie przeanalizowały rozciągającą się przed nim scenerię. Podejrzana biała substancja pokrywała niemal cały obóz! Ostrożnie pacnął ją łapką i lekko wzdrygnął się na kłujące uczucie mrozu. Chwilę stał w osłupieniu, nie wiedząc, czy powinien uciekać, czy też ewakuować całą kociarnię, ale jego wątpliwości rozwiał głos dochodzący zza niego.
— Co się stało Dreszczyku? — zapytał Krzaczasty Szczyt, przysiadając przy swoim kociaku. Zerknął na niego identycznymi ślepiami i widząc wyraz głębokiego zdumienia wymalowany na cętkowanym pyszczku, wesoło zamruczał. — Przez noc spadło bardzo dużo śniegu i teraz cały obóz jest nim pokryty.
— Śnieg? A co to takiego? — miauknęła Płomień, która właśnie wyskoczyła zza kremowych pleców ojca. Otarła się o bok Dreszcza w wyrazie powitania, a zaraz po niej dołączył do nich Błękit. Niebieski kocurek jak zwykle trzymał się nieco na uboczu, ale był też wyraźnie zainteresowany nowym zjawiskiem.
— Śnieg spada z nieba, gdy zaczyna się zima. Łączy ze sobą zarówno świetną zabawę, jak i niebezpieczeństwo dla kotów — wytłumaczył spokojnie wojownik, ogonem przyciągając do siebie maluchy.
— Niebezpieczeństwo? W takim razie trzeba go pokonać! — krzyknął Dreszcz, od razu stając na równe łapy. Wymienił porozumiewawcze spojrzenie z siostrą i zanim Krzaczasty Szczyt zdążył zareagować, rodzeństwo wskoczyło prosto w zaspę śniegu znajdującą się przy wejściu do żłobka.
Długie, gęste futro w miarę skutecznie chroniło ich przed zimnem. Wesoło tarzali się w białym puchu, turlając się dookoła i próbując nawzajem udowodnić swoją siłę poprzez zapasy. Po wielu fuknięciach, licznych koziołkach i z przemoczoną sierścią w końcu Dreszcz przygwoździł siostrę do podłoża, triumfalnie mierząc ją wzrokiem.
— Ha! I co teraz, Płomienna Gwiazdo? Ja, Drżąca Gwiazda zmuszam cię do poddania się! — krzyknął, z dumą wypinając przy tym pierś. Niestety, nie przewidział tego, że szylkretowa szybko wykorzysta sytuację i odwróci ją na swoją korzyść.
— W twoich snach, kupo futra! — prychnęła z pogardą, łapą rzucając śniegiem prosto w burą mordkę brata. Kocurek, nie spodziewając się takiego zwrotu akcji, upadł na plecy i przez długi moment nie potrafił się podnieść. Po licznych nieskręconych ruchach, Dreszczowi udało się złapać równowagę. Zaślepiony żądzą zemsty nawet nie rozglądnął się wokół siebie i nie zwracając uwagi na otoczenie, zaczął orać łapkami w śniegu, by obsypać nim Płomień. Gdy skończył, z zadowoleniem zerknął na stojącego za nim kota.
— I co teraz, mysi móżdżku? Drżąca Gwiazda po raz kolejny udowodnił, że jest najwspanialszym wojownikiem w całym lesie!
Na jego nieszczęście, obsypana białym puchem Motyli Trzepot raczej nie podzielała tego zdania.
<Motyli Trzepocie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz