BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkę

W Klanie Klifu

Wojna z Klanem Wilka i samotniczkami zakończyła się upokarzającą porażką. Klan Klifu stracił wielu wojowników – Miedziany Kieł, Jerzykową Werwę, Złotą Drogę oraz przywódczynię, Liściastą Gwiazdę. Nie obyło się również bez poważnych ran bitewnych, które odnieśli Źródlana Łuna, Promieniste Słońce i Jastrzębi Zew. Klan Wilka zajął teren Czarnych Gniazd i otaczającego je lasku, dołączając go do swojego terytorium. Klan Klifu z podkulonym ogonem wrócił do obozu, by pochować zmarłych, opatrzeć swoje rany i pogodzić się z gorzką świadomością zdrady – zarówno tej ze strony samotniczek, które obiecywały im sojusz, jak i członkini własnego Klanu, zabójczyni Zagubionego Obuwika i Melodyjnego Trelu, Zielonego Wzgórza. Klifiakom pozostaje czekać na decyzje ich nowego przywódcy, Judaszowcowej Gwiazdy. Kogo kocur mianuje swoim zastępcą? Co postanowi zrobić z Jagienką i Zielonym Wzgórzem, której bezpieczeństwa bez przerwy pilnuje Bożodrzewny Kaprys, gotowa rzucić się na każdego, kto podejdzie zbyt blisko?

W Klanie Nocy

Ostatni czas nie okazał się zbyt łaskawy dla Nocniaków. Poza nowo odkrytymi terenami, którym wielu pozwoliły zapomnieć nieco o krwawej wojnie z samotnikami, przodkowie nie pobłogosławili ich niemalże niczym więcej. Niedługo bowiem po zakończeniu eksploracji tajemniczego obszaru, doszło do tragedii — Mątwia Łapa, jedna z księżniczek, padła ofiarą morderstwa, którego sprawcy jak na razie nie odkryto. Pośmiertnie została odznaczona za swoje zasługi, otrzymując miano Mątwiego Marzenia. Nie złagodziło to jednak bólu jej bliskich po stracie młodej kotki. Nie mieli zresztą czasu uporać się z żałobą, bo zaledwie kilka wschodów słońca po tym przykrym wydarzeniu, doszło do prawdziwej katastrofy — powodzi. Dotąd zaufany żywioł odwrócił się przeciw Klanowi Nocy, porywając ze sobą życie i zdrowie niejednego kota, jakby odbierając zapłatę za księżyce swej dobroci, którą się z nimi dzielił. Po poległych pozostały jedynie szczątki i pojedyncze pamiątki, których nie zdołały porwać fale przed obniżeniem się poziomu wód, w konsekwencji czego następnego ranka udało się trafić na wiele przykrych znalezisk. Pomimo ciężkiej, ponurej atmosfery żałoby, wpływającej na niemalże wszystkich Nocniaków, normalne życie musiało dalej toczyć się swoim naturalnym rytmem.
Przeniesiono się więc do tymczasowego schronienia w lesie, gdzie uzupełniono zniszczone przez potop zapasy ziół oraz zwierzyny i zregenerowano siły. Następnie rozpoczęła się odbudowa poprzedniego obozu, która poszła dość sprawnie, dzięki ogromnemu zaangażowaniu i samozaparciu członków klanu — w pracach renowacyjnych pomagał bowiem niemalże każdy, od małego kocięcia aż po członków starszyzny. W konsekwencji tego, miejsce to podniosło się z ruin i wróciło do swojej dawnej świetności. Wciąż jednak pewne pozostałości katastrofy przypominają o niej Nocniakom, naruszając ich poczucie bezpieczeństwa. Zwłaszcza z krążącymi wśród kotów pogłoskami o tym, że powódź, która ich nawiedziła, nie była czymś przypadkowym — a zemstą rozchwianego żywiołu, mszczącego się na nich za śmierć członkini rodu. W obozie więc wciąż panuje niepokój, a nawet najmniejszy szmer sprawia, że każdy z wojowników machinalnie stroszy futro i wzmaga skupienie, obawiając się kolejnego zagrożenia.

W Klanie Wilka

Ostatnio dzieje się całkiem sporo – jedną z ważniejszych rzeczy jest konflikt z Klanem Klifu, powstały wskutek nieporozumienia. Wszystko przez samotniczkę imieniem Terpsychora, która przez swoją chęć zemsty, wywołała wojnę między dwoma przynależnościami. Nie trwała ona długo, ale z całą pewnością zostawiła w sercach przywódców dużo goryczy i niesmaku. Wszystko wskazuje na to, że następne zgromadzenie będzie bardzo nerwowe, pełne nieporozumień i negatywnych emocji. Mimo tego Klan Wilka wyszedł z tego starcia zwycięsko – odebrali Klifiakom kilka kotów, łącznie z ich przywódczynią, a także zajęli część ich terytorium w okolicy Czarnych Gniazd.
Jednak w samym Klanie Wilka również pojawiły się problemy. Pewnego dnia z obozu wyszli cali i zdrowi Zabłąkany Omen i jego uczennica Kocankowa Łapa. Wrócili jednak mocno poobijani, a z zeznań złożonych przez srebrnego kocura, wynika, że to młoda szylkretka była wszystkiemu winna. Za karę została wpędzona do izolatki, gdzie spędziła kilka dni wraz ze swoją matką, która umieszczona została tam już wcześniej. Podczas jej zamknięcia, Zabłąkany Omen zmarł, lecz jego śmierć nie była bezpośrednio powiązana z atakiem uczennicy – co jednak nie powstrzymało największych plotkarzy od robienia swojego. W obozie szepczą, że Kocankowa Łapa przynosi pecha i nieszczęście. Jej drugi mentor, wybrany po srebrnym kocurze, stracił wzrok podczas wojny, co tylko podsyca te domysły. Na szczęście nie wszystko, co dzieje się w klanie jest złe. Ostatnio do ich żłobka zawitała samotniczka Barczatka, która urodziła Wilczakom córeczkę o imieniu Trop – a trzy księżyce później narodził się także Tygrysek (Oba kociaki są do adopcji!).

W Owocowym Lesie

Dla owocniaków nadszedł trudny okres. Wszystko zaczęło się od śmierci wiekowej szamanki Świergot i jej partnerki, zastępczyni Gruszki. Za nią pociągnęły się śmierci liderki, rozpacz i tęsknota, które pociągnęła za sobą najmłodszą medyczkę, by skończyć na wybuchu epidemii zielonego kaszlu. Zmarło wiele kotów, jeszcze więcej wciąż walczy z chorobą, a pora nagich drzew tylko potęguje kryzys. Jeden z patroli miał niesamowite szczęście – natrafił na grupę wędrownych uzdrowicieli. Natychmiast wyraziła ona chęć pomocy. Derwisz, Jaskier i Jeżogłówka zostali tymczasowo przyjęci w progi Owocowego Lasu. Zamieszkują Upadłą Gwiazdę i dzielą się z tubylcami ziołami, pomocą, jak i również ciekawą wiedzą.

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty


Miot w Klanie Burzy!
(dwa wolne miejsca!)

Miot w Klanie Klifu!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Owocowym Lesie!
(dwa wolne miejsca!)

Zmiana pory roku już 7 grudnia, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

07 marca 2021

Od Lwiej Grzywy (Lwiej Gwiazdy)

Słońce przyjemnie grzało w grzbiet, mimo iż było jeszcze wcześnie Rudy, kocur już od samego wschodu słońca pracował ciężko, ustalał patrole na cały dzień, po czym sprawdził, jak czują się poszkodowani. W międzyczasie przepytał również mentorów, jak idzie trening dwóch nowych nabytków klanu klifu - Szpaka i Koguta. Niedługo powinni zostać mianowani, tak przynajmniej wnioskował ze słów ich nauczycieli.
Po tym wszystkim udał się w stronę legowiska liderki.
— Berberysowa Gwiazdo? — miauknął, gdy wesołe “proszę” nie zabrzmiało tak, jak zwykle. Wiedział, że liderka jest od jakiegoś czasu nie w sosie, jednak nie sądził, że aż tak. Nie byli przecież kociakami, aby się obrażać i do siebie nie odzywać.
— Berberysowa Gwiazdo? — spróbował jeszcze raz, machając niepewnie ogonem. Znowu odpowiedziała mu cisza. Ostrożnie wszedł do środka.
To, co tam zastał, przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Ciało szylkretki leżało zwinięte w śnie tak jak zwykle. Dopiero po chwili zobaczył na jej pysku czerowanowo-błękitne ślady po jagodach. W łapach trzymała zaś dorodną kiść jagód śmierci, zdolną zabić dwa dorosłe koty, może nawet więcej.
Przełknął ślinę, próbując ją obudzić. Na próżno.
W środku roznosił się tylko jej zapach, był pewien. Dokładnie je przeszukał. Musiała więc popełnić samobójstwo. Jednakże… dlaczego? Pokręcił łbem, nie mogąc w to wszystko uwierzyć. Zostawiła ich. Tak po prostu.
— Lwia Grzywo? Wszystko dobrze? — strzepnął uchem, słysząc za sobą głos Miętowego Strumienia. Pokręcił przecząco głową.
— Zwołaj zebranie klanu — miauknął cicho — Mam im coś do przekazania.
Syn Pacyfika skinął mu głową, po czym wykonał jego prośbę. W tle słyszał jego krzyki, jednakże myśli kocura skupiły się na ciele przywódczyni. Trącił je raz, drugi, trzeci nosem, nie mogąc nadal uwierzyć w to, co właśnie miało miejsce.
Czuł się jak kociak, którego zostawiła matka. Przycisnął nos do jej grzbietu, wdychając zapach kocicy. Siedział tak, aż nie usłyszał syknięcia rudego wojownika. Czyli wszystko było gotowe. Na drżących łapach wspiął się na pagórek, przeskakując przez korzenie drzewa. Spojrzał na klan, zamykając oczy.
— Klanie Klifu, dzisiaj otrzymaliśmy paskudny cios. Nasza liderka, przyjaciółka, mentorka i matka, Berberysowa Gwiazda, odeszła z tego świata dobrowolnie, podczas gdy my spaliśmy. Nie oceniajmy jej, na pewno jej dusza miała powód, by to zrobić — wziął głębszy wdech, chcąc uspokoić drżenie głosu — Jako jej następca udam się jeszcze dzisiaj w podróż na spotkanie z przodkami, gdzie otrzymam życia. Gdy wrócę, pochowamy ją z należytym szacunkiem.
Zeskoczył na ziemię, obserwując tylko, jak ciało kocicy zostaje wyciągnięte na światło dzienne, po czym ułożone na liściach, na środku obozu. Lew pokręcił łbem, swoje kroki kierując do medyków. Za sobą słyszał płacz bliskich jej kotów.
Z żalem poinformował Firletkowy Płatek o tym, co ich spotkało, po czym zażył zioła.
Gdy słońce było w zenicie, wraz z medyczką rozpoczął podróż. Nie brał ze sobą ani wojowników, ani uczniów, uznał to za nieodpowiedzialne, skoro jeszcze wiele kotów leczyło rany po ogniu oraz walce. Dzięki temu podróż minęła im bardzo szybko i nim się obejrzeli, stanęli przed tunelem, który prowadził do wnętrza góry.
Rudy kocur przecisnął się między skałami, idąc za medyczką, która raz po raz drżała na jakiś głośniejszy dźwięk. Nadal nie potrafił uwierzyć, że tutaj był, to wszystko dla kocura było takie odrealnione, że aż kilka razy ugryzł się w dolną wargę, by sprawdzić, czy to nie sen. Echo kapiącej wody dodawało całej sytuacji swego rodzaju mistycyzmu, a światło, które powoli stawało się silniejsze i silniejsze było przepiękne. Gdzieś w tle dało się usłyszeć świst wiatru, który hulał w korytarzu, wilgoć oraz zimno również im towarzyszyło. 
Lew zrobił krok do przodu, gdy przed nim ukazał się cały kamień w okazałości, niebieskawo biała skała lśniła w ciemności. Kocur musiał przyznać, że to był najpiękniejszy widok, jaki w życiu miał okazję zobaczyć.
— Dotknij kamienia — Firletka miauknęła cicho, siadając obok. Kropla wody skapnęła na nos kocura, który ostrożnie podszedł, po czym polizał kamień. Słonawo-metaliczny smak rozszedł się po języku. Przysunął się bliżej, dotykając skały nosem, po czym ogarnęła go błogość.
Nieskończona polana rozświetliła się srebrnym blaskiem, rażąc kocura w oczy. Przymknął je na dłuższą chwilę, po czym ostrożnie otworzył. Tym razem było lepiej, bardziej znośnie. Rozglądając się dookoła, spostrzegł, że nie jest sam, kilka postaci podążało w jego kierunku, gdy zrozumiał, kim są - otoczyły go.
— Dobrze cię widzieć, Lwia Grzywo. Trochę urosłeś, od kiedy ostatnio cię widziałam. Jestem z ciebie dumna — niebieska kocica zamruczała cicho, wychodząc przed szereg. Na jej pysku gościł ten sam, co zawsze, wściekły grymas, jakby miała ochotę komuś rozwalić pysk, mimo wszystko wiedział, że się uśmiecha. Rudzielec przykucnął, a zmarła wojowniczka stanęła na tylnych łapach, by dotknąć jego czoła — Z pierwszym życiem chcę ci dać zdolność logicznego i trzeźwego myślenia, nawet pod wpływem ciężkich emocji. Nie daj się nikomu omamić i pamiętaj - uważaj na łysole o szpetnych mordach po drugiej stronie strumyka. Bo skończysz jak ja — mówiąc to, dotknęła go nosem. Nie poczuł jednak nic, jedynie dreszcz przebiegający po jego grzbiecie — Jeszcze jedno, uważaj na młodych. Czasem mają pstro w łbach — mówiąc to, zniknęła we mgle.
— W-witaj — uśmiechnął się, gdy przed nim pojawiła się liliowa kupa futra, pochylił głowę — Z-z tym życiem d-daję c-ci o-o-odwagę. Ż-żeby-yś n-nie b-bał s-się p-podąż-żać z-za s-swoim s-sercem — wymamrotał, znikając zaraz. Lew ukradkiem otarł łzę, spływającą po jego policzku. Tęsknił za swoim przybranym bratem… Z tchnieniem w niego drugiego życia ponownie nic nie poczuł.
Mgła zrobiła się jeszcze gęstsza, widział jednak jak srebrna, otoczona gwiazdami postać podchodzi w jego kierunku.
— P-pójdźka? — szepnął na jednym wdechu, nie potrafiąc powstrzymać łez. Jego kochana uczennica — P-pójdźkowy Śnie! — sapnął, przytulając się do duszy kotki. Ta uśmiechnęła się słabo. Wyglądała na… wolną, szczęśliwą. Ostrożnie ułożyła swoje łapy na jego barkach.
— Z twoim trzecim życiem chciałabym dać ci spokój ducha i cierpliwość. Ucz innych tak, jak uczyłeś mnie a będzie dobrze. Chociaż… to już pewnie wiesz, byłeś dobrym nauczycielem — cynamonka uśmiechnęła się łagodnie, po czym dotknęła jego głowy i rozpłynęła się pośród gwiazd.
Ponownie został sam, wiatr poruszał srebrzystą trawą, z której spadały lśniące gwiazdy, z każdym kolejnym otrzymanym życiem ubywało kotów w kręgu, który go otaczał.
Kolejnym duchem, który kroczył w jego stronę, był ktoś, kogo dawno temu ukochał ponad wszystko. Ze łzami w oczach przylgnął do niej, nie potrafiąc opanować emocji ani drżenia ciała. Borówkowy Nos. Jego ukochana, która wiele księżyców temu odeszła… Pociągnął nosem, gdy ta zetknęła się z nim pyszczkiem. Tak bardzo tęsknił…
— Wiedziałam, że będziesz kiedyś kim wielkim — zamruczała, wtulając się w jego klatkę piersiową — Żałuję tylko, że nie mogłam zobaczyć tego za życia — westchnęła cicho, odsuwając się na krok. W jej oczach nadal płonęła żarliwa miłość — Od siebie chcę ci dać miłość oraz pamięć. Kochaj swój klan i wszystkich bliskich, jednak nie zapomnij o tych, którzy już odeszli — chciał ubłagać ją, żeby jeszcze trochę została, jednakże z jego pyska nie uciekł żaden, nawet najcichszy pisk. Położył po sobie uszy ze smutkiem.
— I co się mazgaisz gnojku? — zaśmiał się gorzko, słysząc głos Szybującej Mewy.
— Dobrze cię widzieć, bracie. Nadal jesteś stetryczałym, zrzędzącym wrzodem na tyłku? — bury obruszył się, jednakże na jego pysku zakwitł łagodny uśmiech.
— No innej opcji nie ma — były medyk podszedł do niego, kładąc nos na jego czole — Wraz z piątym życiem przyjmij ode mnie sprawiedliwość oraz praworządność. Żebyś mógł należycie egzekwować starożytne prawa — Szybek przymknął oczy, uśmiechając się pod nosem — Zrób coś jeszcze dla mnie, pilnuj tych gnojków tam na ziemi. Pozwalają sobie na zbyt wiele, sam byłem jako medyk zakochany, ale nie złamałem zasad. Wiedzą, na co się piszą, więc jak coś to kopnij ich w dupę — kocur machnął ogonem, po czym rozpłynął się w powietrzu. Po jego obecności pozostało tylko kilka bladych gwiazd.
Lwia Grzywa strzepnął ogonem, wzdychając cicho. Zawsze słyszał, że lider obdarowywany każdym kolejnym życiem czuje coś, co nawiązuje do daru. Tylko że… on nie czuł nic, żadnego bólu, rozpaczy, miłości. Po prostu pustkę. Może tamte opowieści były tylko bajkami dla kociąt? Może tak miało być?
— Dawnoś żeśmy się nie widzieli, co tato? — z blasku gwiazd wyłonił się Kasztanowy Pień, natychmiast wtulając się w klatkę piersiową. Jego synek… Jego kochanie. Lew przytulił z całej siły wojownika. Przed oczami miał cały czas jego pozbawione życia, zamarznięte ciało.
— Tak mi przykro synku… — sapnął przez łzy — Przepraszam, że nie protestowałem, gdy miałeś odbyć czuwanie w takim mrozie — wydukał, przez zaciśnięte szczęki. W oczach kocura nie widział jednak pretensji.
— Nic się nie stało, skąd miałeś wiedzieć, nie? — jego syn jak zawsze był radosny i beztroski — A teraz dawaj czoło, mam życie do przekazania! — zamruczał rozbawiony, trochę zbyt mocno uderzając pyskiem w głowę przyszłego lidera — Ode mnie dostaniesz radość i lekkość ducha. Pozwól sobie czasem na jakieś swawole, bo mi zdziadziejesz — arlekin przymknął niebieskie ślepia na kilkanaście uderzeń serca — Kocham cię, tato — mówiąc to, stanął obok swojej matki, po czym rozmył się w nicość.
— Lwia Grzywo!
Sierść stanęła mu dęba, nigdy nie spodziewał się, że jedno z żyć podaruje mu syn tyrana. Świszcząca Wichura wyglądał dumnie, z każdym jego krokiem z wąsów spadały małe, pojedyncze gwiazdy, a sam kocur wyglądał tak, jakby właśnie zszedł z drogi mlecznej.
— Z twoim siódmym życiem pragnę ci dać empatię, odwagę oraz wiarę. Wierzę, że dzięki nim będziesz w stanie postawić się w sytuacji nawet najgorszego wroga. Z żarem w twoim sercu nie będziesz się bał wskoczyć w wir bitwy za tych, których kochasz. Wierz w swoich członków klanu i ufaj im, często mają mądre rzeczy do powiedzenia — mówiąc to, skinął mu głową, a srebrny wiatr sprawił, że po kocurze została tylko biała łuna.
Jeszcze tylko dwa życia.
Lew przystąpił z łapy na łapę, oddychając chrapliwie, czuł, jak powoli jego ciało się wybudza, musiał się spieszyć, jeśli chciał otrzymać wszystkie żywoty lidera.
Jeszcze.
Tylko.
Dwa.
Ostrożne, ciche kroki przykuły jego uwagę. Tęczowa Zatoczka. Kocica o dobrym sercu, która zmarła nieszczęśliwie. W sercu ukuł go żal na jej widok, nie zasłużyła, by tak zginąć.
— Witaj — jej pyszczek wykrzywił się w łagodnym uśmiechu — Dobrze cię widzieć — jej sylwetka nie była już koścista. Futerko lśniło, oczy były pełne życia — Wraz z dziewiątym życiem przyjmij proszę siłę, wolę walki oraz opiekuńczość. Broń swojego klanu i członków tak, jak matka broni swoich kociąt, bądź jednak dla nich dobroduszny i dbaj o każdego wojownika czy kociaka z osobna. Wierzę, że dasz radę — szepnęła, zaraz jednak otworzyła mordkę — Przekaż proszę Koperkowi i Olsze, że razem z Rubinką jesteśmy z nich dumne.
Skinął jej głową z szacunkiem.
Teraz pozostało mu przyjąć ostatnie i zarazem dziewiąte życie. Nim jednak jakakolwiek dusza zdążyła do niego podejść, wszystko rozmyło się w nicość jak za machnięciem łapy. Czarna pustka ogarnęła go ze wszystkich stron, już nie było srebrzystej polany, tylko nieograniczona ciemność.
— Lwia Gwiazdo — z płuc uciekł mu oddech, gdy głośny, mocny głos rozległ się echem. Zadrżał, widząc przed sobą białe światło.
— K-kim jesteś?
— Jesteśmy pierwszymi członkami klanu gwiazdy. To, kim byliśmy za życia i to, kim jesteśmy teraz, jest nieistotne.
— Czego ode mnie chcecie? — kolejny raz miał wrażenie, że traci oddech. Białe światło błysnęło czerwienią, duszne powietrze wypełniło jego płuca. Nie wiedział, czy to halucynacje, czy prawda, przed oczami jednak miał przelaną krew niewinnych ofiar wojny.
Odruchowo spojrzał na swoje łapy, również skąpane w czerwieni.
— Grzechy Lisiej Gwiazdy nie zostały jeszcze spłacone. Dopóki żyje jakikolwiek jego poplecznik, a także potomkowie, klan klifu będzie nękany karami, nie zaznacie ukojenia, a liderzy nie otrzymają żyć! Będziecie cierpieć, pokolenie za pokoleniem, dopóki wszyscy o jego więzach krwi nie wymrą.
— Ale co ja mogę zrobić?
— Nakłoń ich, aby wyrzekli się jego ducha, nieważne czy łączą ich więzy krwi, czy cokolwiek innego. Muszą się wyrzec. To jedyne wyjście, prócz śmierci. Dopiero wtedy klan gwiazdy zdecyduje, czy zaznacie spokoju.
Wszystko zniknęło, natomiast on sam obudził się z wrzaskiem już w swoim ciele. Rozbieganymi ślepiami spojrzał na Firletkowy Płatek.
Wiedziała.
Nie dostał żyć.
Nie mógł być pełnoprawnym liderem.
Wiedział jednak, że musi. Dla klanu.
Powrót do domu okraszony był grobową atmosferą. Łapa za łapą szli drogą powrotną, mijając ich stary obóz. To był moment, kiedy Lew cieszył się, że na wyprawę udał się tylko on i medyczka, przynajmniej mieli pewność, że nikt inny poza nimi nie wiedział o tym, co zaszło w grocie. Ustalili też, że te informacje nie będą udzielane nikomu. Ani nowemu zastępcy, ani kolejnemu medykowi.
Przekroczywszy wejście obozu, czuł na sobie spojrzenia wszystkich klanowiczów. Z uśmiechami na pyskach witali go, jako lidera. Uniósł wysoko głowę oraz ogon, pokazując swoją dumę, po czym wskoczył na miejsce, z którego niegdyś przemawiała Berberysowa Gwiazda.
— Klanie Klifu! Wyruszyłem z naszego obozu jako Lwia Grzywa, wróciłem jednak jako Lwia Gwiazda wraz z dziewięcioma żywotami! — miauknął donośnie, biorąc więcej powietrza w płuca — Przysięgam poświęcić całe swoje życie, by klan klifu znów był potęgą, a lojalność jego wojowników znana będzie we wszystkich klanach! — położył po sobie uszy, by stłumić wrzaski radości — Od dzisiaj moim zastępcą będzie Miętowy Strumień! Wierzę, że nasza współpraca przyniesie dorodne owoce! Lecz! Zanim się rozejdziecie, chciałbym jeszcze coś ogłosić… Ja, Lwia Gwiazda, niniejszym ściągam wszystkie zakazy i dotychczasowe prawa ustawione przez Berberysową Gwiazdę, Lisią Gwiazdę i pozostałych liderów! Oznacza to, że wszelkie zakazy chodzenia na zgromadzenie, czy zakaz posiadania ucznia od tej chwili już NIE OBOWIĄZUJĄ! To tyle, jutro odbędzie się mianowanie uczniów. Teraz zbierzmy się wszyscy, by pożegnać naszą drogą liderkę.
Tak jak powiedział, tak też zrobił. Zeskoczył na ziemię, kucając przy ciele zmarłej, po czym zatopił w jej futrze pysk.
Rankiem Berberysowa Gwiazda została pochowana pod młodą wierzbą.

1 komentarz: