dawno temu, dzień mianowania
Doszło do tego. Zostanie uczniem, uczniem wojownika.
Uczniem kogo? Nie wiedział. W głowie widział paskudny cień, łapiący go, ściskający fałdy paskudnego tłuszczu na brzuchu, wyrywającego wibrysy, ogon. Wyzwalającego w nim strach. Drozd chciał się wyrwać, wysuwał pazury jak Fałszywy, by zaatakować. W głowie starał się skleić z myśli pysk Aronii, płaczącej, widzącej walkę czarnego z niewidzialnym mentorem.
Wygram, wygram, wygram to na pewno! - mówił głośno, sam do siebie, w odpowiedzi słysząc odbijający się w głowie paskudny śmiech cienistego kota.
Przegram, przegram, przegram jak zawsze - dodał po chwili kocurek.
Śmiech tak bardzo przypominał Maślakowy Zagajnik, tak jak on przypominał ją. Jako jedyny z trójki. Młodsza i starszy wdali się w ojca. A on? Naznaczony został piętnem matki.
- E-ej, t-teraz t-twoja ko-kolej - szepnęła Aronia, trącając brata nosem.
Cienisty kot zniknął, a zamiast niego pojawiła się chmara kotów stojących wokoło przywódcy, Lwiej Gwiazdy.
Ledwo co wybąkał słowo "super", gdy lider powiedział buremu imię mentora.
Że kogo?! Dostał jakiś Podmuch? Podmuch!!! Barwinowy Podmuch! Brzmiało to strasznie bardzo, bardzo strasznie. Jak imię porywacza!
Może.... Oni zostaną porwani! Tak! Lwia Gwiazda uknuł podstęp z tym przerażającym Bursztynową Łapą!
Fałszywy... Znaczy Fałszywą Łapię porwie Zimorodek i Blask. Ogromny, świecący w mroku kot. A Aronię... Bidulkę, zabierze Mech i Mordka. A jego... Barwinek i Podmuch.
Musiał uciec. Inaczej skończy zakopany w ziemi bez oczu, ogona, wirusów i pazurów.
Drozdowi stanął na drodze czarny, duży kocur, uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Witaj, mały! Jestem od dzisiaj twoim mentorem! Nazywam się Barwinkowy Podmuch, a ty musisz być Droździa Łapa - miauknął przyjaznym tonem.
Ej, ten mentor może być całkiem spoko kolesiem...
CZYONPOWIEDZIAŁBARWINKOWYPODMUCH?!
- AAAAAA! PORYWACZE NADESZLI! RATUJ SIĘ, KTO MOŻE! - wrzasnął Drozd, biegnąc na oślep w nieznanym sobie kierunku.
Spanikował, porywacz w formie mentora, a ta czerń... Barwimek musiał być tym cienistym kotem z jego myśli! A gdzie Podmuch? Czy... Podmuch to inne imię śmierci?
Wpadł na jakiegoś burego bicolora, którym okazał się Wiesiołkowa Łapa. Młodszy od razu cofnął się od napotkanego ucznia, sycząc i kuląc się.
- Ojej... Coś się stało? Uciekasz przed kimś? - zapytał się zielonooki, uśmiechając się przyjaźnie. Sama mimika pyska kompletnie nie pasowała do wielkiego smutku wymalowanego w głębi ślipiów kocura.
- Go... Go... - Drozd przełknął ślinę. - Go-goni-ni-iii m-mnie Ba-Ba.... Duch.... Cie-cienisty Du-duch... Po-podmu-much - wybąkał.
- Chodzi ci o Barwinkowy Podmuch? Przecież to przyjazny kocur! Nie masz się co go bać - odpowiedział ze zdziwieniem Wiesiołkowa Łapa.
Po chwili doszła do nich niebieska dymna, Popielata Łapa. Przerażony Drozd cofnął się, blednąc strasznie.
- Ojej, to jeden z tych nowych! Uciekł, drąc się. Barwinek cię szuka. Znalazłam cię, teraz idę na mech. Żadnego treningu dzisiaj - mruknęła leniwie dymna.
- CO?! NIEEEE! - Najmłodszy podskoczył jak poparzony, zauważając majaczący czarny krztałt za Popielatą Łapą i Wiesiołkową Łapą. Przebiegł między nimi, uciekając przerażony.
- Co za dziwne dziecko... - mruknęła na sam koniec niebieska.
Bury wpadł do legowiska straszyzny. Ukrył się za ciałem nieznanego sobie bicolora, znanego szerzej jako Sokole Skrzydło.
- K-k-k-kryj m-m-mnie - szepnął Drozd, zasłaniając sobie oczy. Skulił się na tyle, na ile pozwalało mu ciałko. Musiał pozostać jak najmniejszy, inaczej porywacz go znajdzie.
- No, proszę. Najpierw Bursztynowa Łapa wpada i trajkocze jak najęty, a teraz taka kulka wpada i używa mnie jak barykady... - mówił spokojnym tonem niebieski.
Barwinowy Podmuch stanął nad ciałem leżącego ze starszyzny i od razu zobaczył swojego pierwszego (i pechowego) ucznia.
- To twoje? Ojoj... Mały, twój porywacz po ciebie przyszedł - powiedział Sokole Skrzydło, patając Drozda po głowie. Bury w odpowiedzi pisnął jak nowonarodzona kotka. Odsłonił oczy, patrząc żółtymi ślepiami pełnymi strachu na czarnego.
Znalazł się w pułapce, znowh zrobi z siebie ofiarę losu.
-*Nie! Nie zabijaj mnie! Ja... Ja nie miałem być taki gruby i paskudny, i.... Nie, nie... To nie tak... Wybacz, mój.... Panie? Mentorze? Potworze? Nie wiem... Nie bij mnie.... Nie.... Nie... Nie chciałem.... Ja.... Nie jestem silny. Ja.... - mówił spanikowany Drozd, a właściwie już Droździa Łapa.
Nie powróci do bezpiecznego żłobka, od dzisiaj nie zdoła już uciec żadnemu z wojowników, bo zmuszony zostanie dp współpracy z nimi pod groźbą wygnania.
<Barwinku?>
15 pkt
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz