Kolejny dzień i kontynuacja jej standardowej rutyny. Wstała wystarczająco wcześnie, by przysiąść na swoim ulubionym miejscu, na uboczu obozowiska. Po przeżytej chorobie miewała problem z oddechem, dlatego po powrocie do drobnych treningów, miewała napady kaszlu po dłuższym biegu. Nie cieszyło to jej markotnego mentora, ale cóż miała poradzić, skoro klan dopiero co podnosił się po pandemii? Wzięła wdech i poszła zająć się podstawowymi czynnościami, które należały do jej uczniowskich obowiązków. Szło jej to dosyć powolnie, gdyż po każdym, cięższym wysiłku, musiała przystanąć i uspokoić swój nierówny oddech. Trening tego dnia nie zaliczyłaby do udanych, ale z pewnością prezentował się lepiej, niż ten ze wczoraj, podczas którego większość czasu stała na środku polany i kaszlała niczym opętana. Medyk jednak nie uznał tych objawów jako coś poważnego, a jedynie efekty uboczne po przebytej chorobie, z którymi po prostu będzie musiała się trochę pomęczyć. Zbulwersowana tymi wszelkimi utrudnieniami, postanowiła wrócić do swojego legowiska, by choć na moment odpocząć od wszystkiego. Jednak w drodze do celu, jej uwagę skupiło coś innego, przez co zboczyła z zaplanowanej trasy. Wpierw do jej nozdrzy doszedł nieprzyjemny zapach, który wręcz drapał jej gardło, przy każdym wdechu. Obruszona zaczęła rozglądać się po okolicy, szukając źródła tej trucizny. Powolnymi krokami odsuwała się od terytorium głównego obozu, wędrując po innych terenach. Rozproszyła się, spostrzegając Zimorodkowy Blask na skarpie. Niepewnie wyprostowała się, upewniając się, czy w pobliżu nie czai się na nią jakiekolwiek zagrożenie. Następnie podreptała w stronę kocura i przysiadła obok niego, podążając wzrokiem w to samo miejsce co on. Przed nimi dział się totalny chaos. Dziwne, czerwono-pomarańczowe płomienie, szalały po całym terenie. Unoszący się nad ogniem ciemny dym, aż nazbyt szybko rozprzestrzeniał się po okolicy. To właśnie on musiał być wynikiem trującego powietrza. Dopiero w oddali rzuciły jej się w oczy dziwne światła, migające w dwóch różnych barwach.
- Co to? – spytała, spoglądając zaciekawiona na kocura. W końcu – był od niej starszy, miał już miano wojownika, a to oznaczało, iż wie, co się tam może dziać.
- Właśnie nie wiem - odpowiedział kotce zgodnie z prawdą, co ją całkowicie zszokowała. Jak to możliwe, że on mógł czegoś nie wiedzieć? Zawsze wydawał jej się w przedziwny sposób mądry. - Ej... Chciałabyś to sprawdzić?
Zguba lekko zamrugała. Wydawało jej się to trochę niebezpieczne i mało rozsądne, ale skoro on to proponuje, to z pewnością poradzi sobie w każdej kłopotliwej sytuacji i nic im się tam nie stanie. Poza tym, jej ciekawska strona nie wybaczyłaby sobie, gdyby nie dowiedziała się, co tam się znajduję.
- A my możemy tam tak po prostu iść? Wiesz, ty niby już jesteś wojownikiem, ale ja jako uczennica chyba nie mam takich przywilejów – mruknęła zakłopotana. Zimorodek spojrzał na nią na chwilę i machnął jakby od niechcenia łapą.
- Co ty! Nikt się nie dowie, a i nic się tam złego pewnie nie stanie – oświadczył podekscytowany, a jego radosne podejście z lekka udzieliło się kotce, więc poderwała się gwałtownie, co spowodowało lekki napad kaszlu. Mimo to postanowiła iść za kocurem, który ruszył na tyle szybkim pędem, że miała problem z dogonieniem go. By dojść do migoczących barw, musieli przejść dosyć blisko tej ognistej blokady. Zguba poczuła lekki lęk, kiedy temperatura otoczenia zaczęła drastycznie wzrastać. Na wszelki wypadek odsunęli się na dalszy skraj. W pewnym momencie całkowicie zaczęła opadać z sił, więc przystanęła i spojrzała w niebo, które drastycznie pociemniało.
- Robi się chyba późno... – rzuciła niepewnie w kierunku swojego towarzysza. Może i byli już na miejscu, gdyż farma znajdowała się dosłownie za paroma drzewkami, aczkolwiek sytuacja powoli zaczynała ją niepokoić.
- Nie jest tak źle, poza tym, spojrzymy tylko i możemy od razu wracać – oświadczył kocur. Zgubiona Łapa głośno wciągnęła powietrze, ale mając w sobie pewien respekt do jego wojowniczej pozycji, zdecydowała się mu zaufać. Już po chwili mieli widok na całą akcję. Na miejscu kręciło się pełno dwunożnych, których kotka miała okazję widzieć pierwszy raz na oczy. Wiele słyszała o nich, ale nigdy jeszcze nie spotkała jakiegokolwiek. A tu było ich sporo. W dodatku stały tu jakieś podejrzanie duże przedmioty, które przypominały jej kamienie o dziwnych kształtach i barwach. To właśnie one były przyczyną tych migoczących barw. W głowie cisnęło jej się tak wiele pytań, na których odpowiedzi nie była w stanie znaleźć, obserwując zaistniałą sytuację.
- Co tu się tak naprawdę dzieje? Czy dwunożnych zawsze jest tak wiele? Oni też mają swoje klany? – wyrzuciła na jednym wdechu w stronę kocura. Teraz z pewnością nie myślała o powrocie, kiedy dookoła miały miejsce takie niespotykane zgromadzenia tych istot.
<Zimorodkowy Blasku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz