Jak bardzo się cieszył. Wracał do obozu. Spalonego. Jednakże byli na swoich terenach. Już nie musiał martwić się o lisy... One były naprawdę przerażające. Gdy widział tylko rudą kitę, serce podchodziło mu do gardła, a teraz? Teraz mógł nieco rozluźnić zszargane nerwy.
Przez ostatnie dni miał bardzo dużo wrażeń. Mieszkanie na terytorium wroga, mocno się na nim odbiło. Teraz prawie co chwilę rozglądał się, czy aby groźne zwierzęta za nim nie szły. No ale przynajmniej był z nim jego wymyślony przyjaciel. Dzięki temu mniej się bał. Może to dziwne, że pokładał swoje życie w kimś kto nie istniał i był jego wymysłem, ale czy on kiedykolwiek był normalny? Nie. Chyba zaczął się godzić z tym, że jego zdrowie nie poprawi się zwłaszcza, gdy matka podkopywała jego pewność siebie.
Jednak wracając. Dom. Spalona ziemia, zwęglona trawa. To co pozostało z obozowiska. Bał się zajrzeć do nory, gdzie było jego posłanie. Ziemia mogła w końcu się zawalić na jego głowę. Ale... W takim razie gdzie będą spać? Pod gołym niebem? Chyba życie na bezdrzewnym terytorium było błędem... No ale nie on tu decydował. Ważne, że lisy za nimi nie szły.
Mokra Gwiazda kazał zapolować na jakąś zwierzynę. Zgłosił się i udał w teren. Wolał to, niż słuchanie jęczenia matki, która coraz mocniej zaczęła nalegać na wnuczęta.
Chyba na starość zwariowała.
Zaczął węszyć, szukając śladu po królikach. Miał nadzieję, że ogień nie spłoszył ich na zawsze.
- Na prawo. Tam. - miauknął do siebie, czując świeży trop.
Szybko przypadł do ziemi, skradając się w stronę potencjalnej zwierzyny.
Niestety... Okazało się, że ktoś go ubiegł. Wiewiórczy Pazur uniósł dumnie swoją zdobycz, wracając do obozowiska. Trzepnął niezadowolony ogonem.
- Znów to zrobił... Jak go nie cierpię. Znów zacznie się wywyższać... - syknął pod nosem.
Jego przyjaciel milczał. No tak... W końcu nie był realny, a on nim sterował. Wziął głęboki oddech i odpowiedział sobie w myślach.
- A czego się spodziewałeś? Trzeba było być szybszym. No nie mazgaj się i chodźmy. Znajdziemy coś lepszego.
- O tak! Górę królików - westchnął. - Pewnie nie znajdziemy ich dużo...
- Nie biadol i węsz!
Kiwnął głową. Tak... Musiał wziąć się w garść i poszukać innego tropu.
***
To było ciężkie, ale z pomocą swojej wyobraźni, udało mu się złapać mysz. To było nic... Pewnie matka go wyśmieję za coś takiego. W końcu jego brat złapał królika! To było coś!
Rozejrzał się wyczuwając coś za sobą. Nic jednak nie rzuciło mu się w oczy. Pewnie to znów jego choroba daje o sobie znać. To całe bycie śledzonym. Miał nadzieję, że to nie jest prawdą i w krzakach nie czai się na niego Ryjówcza Łapa. W końcu... Ona pragnęła zemsty.
Powinien jej przyłożyć, gdy miał okazję, a nie tak się przed nią kulić.
Racja. Powinien, ale za bardzo się bał.
Teraz to tylko się usprawiedliwiał. Był w końcu od niej silniejszy, pokonał ją w walce! Czego niby się bał?
Pokręcił głowa. Nie miał zamiaru się kłócić teraz z własnymi myślami. Nie był to czas na rozmyślania o przeszłości i swoich decyzjach.
Coś prychnęło.
Rozejrzał się ponownie. Co to było? Chyba wyobraźnia płata mu figle. Musiał odpocząć.
Skierował swoje kroki do obozu, rzucając piszczkę na mały stos ze zwierzyną. Brzuch odezwał się głośnym burczeniem. Powinien coś zjeść. Zasługiwał. W końcu cały dzień polował. Może nawet zje swoją mysz? To i tak mało, a nikt nie zauważy. Już miał zamiar chwycić ją w pysk, kiedy pojawiła się matka.
- Zostaw to i chodź - rozkazała władczo.
Westchnął.
Czemu pozwalał jej się tak traktować? Powinien w końcu dać jej w pysk i już.
Ale to była jego matka. Nie mógł.
Matka, która traktuje go jak śmiecia! Dla niego już nie powinna nią być!
Pokręcił głową, odganiając takie myśli. Czemu w ogóle one się pojawiały? To było... dziwne.
- Tak? - miauknął niepewnie.
No oczywiście. Musiał brzmieć jak wronia strawa. Nie mógł się wyprostować i z dumą warknąć "czego?"
Nie. Nie. Dostałby wtedy po pysku.
Ale przecież nigdy tego jeszcze nie zrobił, a już uważał, że mu przyleję. Prychnięcie.
Rozejrzał się ponownie. Co to było?
- Przestań tak się rozglądać, jak jakiś niedorozwinięty mysi móżdżek. Musimy jeszcze raz pogadać o ...
Nie powinien tego słuchać. Musi się odwrócić i zostawić tą chorą kotkę sam na sam z jej paplaniną.
Tak nie można! Nie powinien... Tylko się zezłości.
Skoro tak jej ulegał, to może powinien iść w krzaki z Muszym Lotem jak tego żąda? Po co jeszcze się waha?
- Słuchasz ty mnie?! - Piaskowa Ścieżka z niezadowoleniem zmierzyła syna wzrokiem.
Coś mówiła? Nie słuchał... Za dużo myśli.
- Eee... - Tak inteligentna odpowiedź! - Tak... słucham...
- Czyli twoja odpowiedź to tak?
Czekaj... o czym ona mówiła? Myśl... Nie pamiętał, a kremowa czekała na odpowiedź. Kiwnął głową, nie za bardzo wiedząc na co się zgadza.
- Nareszcie zmądrzałeś! Idziemy... - Machnęła ogonem, aby za nią szedł.
Jesteś idiotą - głos rozległ się w jego głowie, a niezadowolenie rozlało się po jego ciele.
Chyba tak... chyba był...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz