uwaga naprawdę nie umiem w topienie się
Z niepokojem patrzył na jezioro otaczające wyspę. Poziom wody podniósł się co niepokoiło kocura. Już jedną powódź przeżył i nie było mu spieszne do drugiej. Woda już zabrała im dwa koty. Biały Kieł pomimo całej swojej dziwnej otoczki był dobrym wojownikiem, a Owcze Futerko nadal pamiętał sprzed wielu księżycy, gdy Pstrągowa Gwiazda przyprowadziła ją do klanu. Zwiesił łeb. Do tego wszystkiego jeszcze została sprawa Ćmiej Łapy i Konwaliowego Serca, teraz Smutnej Ciszy. Słyszał dobrze klanowe szmery. Niejeden kot uważał decyzję przyjęcia wygnanej Burzaczki za błąd i nie rozumiało jego decyzji. On czasem też sobie dziwił. Może podobieństwo sytuacji kotki do Słodkiego Języka spowodowało, że się ulitował? Głupie emocje wzięły nad nim górę, zamiast posłuchać racjonalnego umysłu. Fakt, że nikt prócz niego nie wiedział za co wyleciała z klanu dawna medyczka nie pomagał. Choć pewnie i niejednemu kotu jej czyn także by się nie spodobał. Szepty i plotki krążyły wokół trójłapnej kotki siedzącej starszyźnie. Była balastem, którego znaczna część klanu nie chciała utrzymać. Nie dziwił im się. Wiedział też, że kotka chciała zostać medyczką w ich klanie. Lecz nie był pewien czy jest w stanie jej zaufać. Przynajmniej na razie. Sprawa z Ćmią Łapą też nie była łatwa. Niema kotka była dziwna. Cicha zupełnie, jakby ktoś odciął jej język i strachliwa. Aronia pamiętał, że z Wężowym Pyskiem był czasem problem, lecz z nim dawało się komunikować. O Ćmiej Łapie trudniej to było powiedzieć. Mógł jedynie na razie podziwiać Kasztanowy Dół za jego cierpliwość.
— Aroniowa Gwiazdo.
Odwrócił się w stronę mokrego Oszronionego Futra. Deszcz ciągle padał. Dziś lżejszy bardziej przypominał mżawkę.
— Tak?
— Śnieżna Chmura i Nadchodzący Dzik chcą się ścigać w rzece. A dziś jest wyjątkowo rwąca... — nakablował zmartwiony wojownik.
Lider westchnął.
— Prowadź.
Oszronione Futro niepewnie spojrzał na niego i zaczął zmierzać w stronę zalanego wyjścia z obozu. Przepłynęli przez jezioro na drugi brzeg. Polana była pełna bagnistych kałuż. Wilgotna trawa dodatkowo moczyła im łapy, a podgniłe rośliny zaczepiały się w futro. Aronia prychnął, strzepując je. Już i tak był wystarczająco mokry. Rozejrzał się za młodymi wojownikami, lecz zamiast dwóch sylwetek ujrzał tylko jedną. Wrzosowa Polana wpatrywała się zmartwiona w wodę. Krople deszczu spływały po jej krótkim futrze. Trzęsła się lekko.
— Oh, jesteś Oszronione Futro, nie uda... Zaraz. Co on tu robi? — szepnęła zjeżona na widok Aroniowej Gwiazdy.
Lider trzepnął ogonem. Czyli myśleli, że to przed nim zatają.
— Czy to ważne? Gdzie te mysie móżdżki? — syknął zniecierpliwiony.
Miał też inne rzeczy do roboty niż pouczanie przygłupich wojowników.
— Oni... oni są w wodzie.
— Jak to? Przecież mieliście poczekać, aż sprowadzę jeszcze kogoś. — odezwał się Oszronione Futro.
— Myślisz, że zrobiliby to przy nim? — syknęła ściszonym głosem Wrzosowa Polana.
Aronia wywrócił oczami. Nie przyszedł tu dla kłótni gówniarzy. Podszedł do brzegu rzeki. Zmrużył ślipia. Faktycznie dwa koty, niezbyt umiejętnie walcząc z prądem, ścigały się w wodzie. Lider zaczął się zastanawiać, czemu nikt z obozowiska ich nie wypatrzył. Istniała też szansa, że uznano, iż ta dwójka poluje na ryby.
— Idę po nich. Pewnie mysie bobki nie wiedzą, że przy lisiej norze jest głębiej niż wszędzie indziej. — mruknął do szepczących do siebie wojowników.
— Ale czy to bezpieczne? — zapytał Oszronione Futro. — Może jeszcze kogoś sprowadzę.
— Lepiej leć do obozu. Stamtąd jak już szybciej przypłyną.
Widząc, że Wrzosowa Polana także się zbiera, trzepnął ogonem.
— Ty tu lepiej zostań. Trochę mu zejdzie nim dotrze.
Kotka mruknęła coś pod nosem, ale Aronia się nie przejął. Wskoczył do wody. Zaczął rytmicznie przebierać łapami, starając dogonić się młodych wojowników. Nie było to łatwe. Tamci w końcu byli młodsi i sprawniejsi.
— Śnieżna Chmuro! Nadchodzący Dziku! — zawołał za nimi. — Wracajcie! Macie przerąbane!
Wojownicy zaskoczeni zwolnili i obejrzeli się za sobie. Zamiast jednak zawrócić tylko przyspieszyli. Wkurzony lider przyspieszył. Deszcz przybrał na sile. Gwiezdnym też najwidoczniej nie podobała się lekkomyślność młodych wojowników. Krople wody coraz mocniej uderzały o tafle wody, sprawiając, że Aronii coraz trudniej było dojrzeć tych półgłupków.
— Przeklęte mysie móżdżki! — wydarł się lider. — Zawracajcie! Tam jest niebezpiecznie!
Lecz wojownicy zdawali się go nie słyszeć. Nawet do końca nie był pewny gdzie są. Zdenerwowany nie poczuł jak sam zaczął słabnąć. Przebieranie łapami stawało się coraz trudniejsze podobnie jak utrzymanie łba nad wodą. Zmachany zaczął kierować się ku brzegu. Miał nadzieję, że tamtej dwójce mysich bobków nic nie jest i będzie mógł ich jeszcze ukarać. Surowo. Tyle razy mieli powtarzane, że woda to nie ląd i bywa zdradliwa. Ale nie! Po co się słuchać starego lidera. Same bzdety gada. Nawet śmierć Białego Kła i Owczego Futra nie dała im jasno do zrozumienia, że urządzanie sobie wyścigów teraz to szczyt debilizmu. Nagle poczuł opór. Tylna łapa zaplątała się w coś. Zirytowany dał nura pod wodę. Jakiś kawałek ustrojstwa Dwunogów oplątał jego łapę. Pociągnął ją mocniej, ale to nie dało. Panika wkradła się w umysł Aronii. Musiał się wydostać. Stracił już zbyt wiele żyć. Czasem gubił się w rachubie, które trafi tym razem. Pamięć powoli zaczynała plątać mu psikusy. Bąbelki powietrza wyleciały mu z pyska. Spojrzał niepewnie w stronę powierzchni. Krople deszczu uderzały brutalnie o tafle jeziora. Złapał zębami sznurowane ustrojstwo Dwunogów. Zaczął je szarpać. Brak efektu jego szarpanki nie zaskoczyła kocura. Nieprzyjemne uczucie braku tlenu boleśnie kłuło o w pierś. Zapomniawszy się wziął wdech, lecz zamiast powietrza zimna woda wypełniła jego nos. Zakaszlał. Ciemne mroczki snuły mu widok, a mięśnie się rozluźniły. Czuł jeszcze chwilę jak dryfuje.
— Aleś ty głupi. — powitał go głos.
Otworzył oczy, by ujrzeć Żmijową Język. Na widok kotki stęknął. Była jednym z ostatnich kotów, które chciałby teraz ujrzeć.
— Powiedziała martwa.
Kotka syknęła.
— Jesteś jednym z najgłupszych liderów! Naprawdę aż tak trudno paść choć raz w walce? Albo broniąc słabszych? — prychnęła z oburzeniem. — Nieee, lepiej spaść z drzewa, dać się ugryźć żmii, czy potykając się upaść łbem na kamień... mam wrażenie, że odkąd dostałeś dziewięć żyć przestałeś używać rozumu, lisi bobku.
Aroniowa Gwiazda wywrócił oczami. Chciał warknąć na kotkę, że sama jakoś bohatersko nie zginęła, lecz ugryzł się w język.
— Zostały ci tylko dwa życia, nie zmarnuj i ich mysi bobku. — warknęła wojowniczka.
Pomarańczowe ślipia otworzyły się szerzej. Zdawał sobie sprawę, że pech ostatnio go dopadł i może zmarł nie raz głupio, lecz informacja, że stracił ich aż siedem przez te księżyce, sprawiła, że po karku przeszły mu ciarki.
— Aroniowa Gwiazdo! Obudź się! Proszę! — czyjeś niewyraźne wołanie doszło do jego uszu.
Spojrzał na Żmijowy Język.
— Nie schrzań tego. — syknęła kotka na pożegnanie.
Otworzył gwałtownie ślipia. Było już ciemno. Słońce zachodziło powoli, a deszcz nadal padał. Roztrzęsiona Wrzosowa Polana stała obok niego cicho łkając.
— Zabiliśmy go. Zabiliśmy naszego lidera. — syknęła do Śnieżnej Chmury.
— Mógł za nami nie skakać. Dobrze wie, że jest stary. — stwierdził biały wojownik. — Ał! Nie bij mnie, głupia!
Aroniowa Gwiazda słysząc durną sprzeczkę wojowników, zaklął pod nosem i podniósł się powoli.
— Aroniowa Gwiazdo! — usłyszał zaskoczony głos.
Oszronione Futro spoglądał na niego z ulgą.
— Dobrze, że nic ci nie jest.
— Widzisz, mówiłem, że zaraz ożyje. — mruknął Śnieżna Chmura.
— Jesteś debilem. — syknęła Wrzosowa Polana.
— Dosyć. — warknął Aronia. — Co wyście mieli w głowach, żeby robić sobie jakieś wyścigi?! Nie widzicie, jaką mamy pogodę? To mogło się skończyć tragedią!
— Jak na razie tylko ty się utopiłeś staruszku. — miauknął biały wojownik.
Aroniowa Gwiazda trzepnął kitą.
— Widzę, że ktoś tu nadal ma dużo siły i energii. Dobrze się składa. Od dziś przez najbliższe dwa księżyce ty i Nadchodzący Dzik sprzątacie sami żłobek i starszyznę. — warknął. — A i macie się też zająć Smutną Ciszą.
Śnieżna Chmura jęknął.
— Ona jest dziwna. Nie chce. Głupia Nadchodzący Dzik. Jeszcze zwiała... — zaczął mruczeć do siebie.
— Nie ma nie chce. Albo to, albo ty i Nadchodzący Dzik zostajecie znów uczniami.
Zielone ślipia się wytrzeszczyły się.
— Co? Nie! Chyba cię pogięło, głupi... — jego pysk został zasłonięty przez kitę Wrzosowej Polany.
— Przepraszamy Aroniowa Gwiazdo. To się drugi raz nie powtórzy. — miauknęła kotka, krzywiąc się, bo Śnieżna Chmura właśnie ugryzł ją w ogon.
Aronia nie mający ochoty oglądać dalszego przedstawienia dzieciarni, westchnął i skierował się do obozu. Słowa Żmijowego Języka utkwiły mu w pamięci. Z jednej strony nie chciał jeszcze umierać. Mógł jeszcze przeżyć parę księżyców. Zaprosić Łabędzi Plusk do ich klanu. Spędzić z nim każdy dzień. Poprawić relacje z niektórymi kotami. Ale z drugiej strony czuł, że tylko spowalniał swój klan. Że Jesionowy Wicher lepiej by się nim zajął.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz