time skip z dawnych czasów do teraz
Brak ogona dawał się Świtającej Masce co dzień podczas polowań czy patroli. Wojownik nie potrafił utrzymać równowagi czy skoczyć zwinnie jak baletnica z gałęzi na gałąź. Zdołał złapać uciekające przed nim zwierzęta, lecz pozostał kaleką do końca życia. Przez ryzyko poświęcone dla Nocnej Łapy.
Zaczynał mieć wszystko w dupie. Wszelkie "przyjaźnie" nie zdołały się rozwinąć, dzieciak zachowywał się... Jak zachowywał. Każdy z klanu egzystował wedle swojego harmonogramu.
Po obronie Klanu Wilka, spotkaniu Orlikowego Szeptu i jego powrocie po jednym księżycu od batalii do Klanu Burzy płowy nie czuł nic oprócz chłodnej obojętności swojego rodzaju pustki. Nie była to pustka wypełniona szczęściem czy żalem. Kocur nie odczuwał żadnych emocji. Oprócz gniewu na ten cholerny Klan Gwiazd. Twór stworzony do manipulacji.
Pozostawał ateistą i nie żałował tego ani przez chwilę.
Przyglądał się z dala swojej jedynej uczennicy, Borsuczemu Krokowi. Kiedyś kłócił się z tą małą cholerą, bo dawała mu w kość swoją upartością. Zależało mu na zachowaniu pozytywnej relacji, a skończyło się na wzajemnym darciu mordy. Z czasem coraz lepiej rozumiał schemat zachowania burej. Działała bezwzględnie, bez zwracania uwagi na czyjąś opinię. Pozostawała twarda jak maszyna na terenie Klanu Burzy.
Ich spojrzenia na krótką chwilę się spotkały. Kotka podniosla kącik ust w drwinie, Świtająca Maska odwdzięczył się tym samym. Między nimi wisiała nić porozumienia, cicha, lecz namacalna z perspektywy obserwatora.
Płowy podniósł się, kierując swoje kroki ku legowisku medyków. Dawno nie widział skrzywionego wyrazu pyska swojego kuzyna, jedynego z "bliższych" mu klanowiczów. Oh, jak Świt kiedyś marzył, żeby liliowy kaleka pokazał świat roślin. Traktował zielonookiego jak idola, kogoś w rodzaju bóstwa. Podsłuchiwał jego rozmowy z wyliniałą ze starości starszą, a nawet zdołał zrównać choleryka ze śniegiem. Potem płowy jakoś nie utrzymywał kontaktu z Potrójnym Krokiem. Wojownik zajmował się Borsuczym Krokiem, trójnogi otrzymał pod swoje łapy córkę Iglastej Gwiazdy. Z czasem doszła niewola i inne obowiązki z życia klanu.
Wszedł do legowiska, prawie zdeptując pająka. Tkaczowa mnożyła się jak głupia, a część dzieciaków zostawała wraz z nią, jakby czarna matka nie miała lepszych rzeczy do roboty niż niańczenie kolonii bachorów. Do nosa płowego doszedł ostry zapach ziół, przez co kocur skrzywił pysk. Potrójny Krok przerwał segregację ziół, patrząc prosto na kuzyna.
- Świtająca Maska? A ty co tu robisz? - zapytał się, a w oczach majaczyło szczere zdziwienie.
- Chciałem pogapić się na twoją mordę - burknął Świt pierwsze, co przyszło mu do głowy. Wyglądasz starzej niż Iglasta Gwiazda.
- Że co proszę?! Na pewno nasłała cię Płonąca Łapa. - Medyk warknął pod nosem. Z tego poirytowania nibynóżka liliowego drgała jak szalona.
"Dewota nic a nic się nie zmienił. Nadal nie panuje nad gniewem, skurczybyk" - pomyślał wojownik. - Nie mam z nią nic wspólnego.
- Czyżbyś się stęsknił, kuzynku? - zapytał się Potrójny Krok, uśmiechając się z drwiną.
- Nie, Liliowa Pokrako. Chyba, że wolisz być Liliowym Trójnogiem, albo Liliowym Błaznem... Wybieraj. Mam tego dużo - odparł śmiałym tonem Świtająca Maska. Zdołał zapomnieć, jak wspaniale itytowało się medyka.
- Czy ty zmówiłeś się z Krzywicą?! - Potrójny Krok niebezpiecznie zbliżył się do wojownika. Chociaż wystarczyło jedno pchnięcie, a zielonooki upadłby na ziemię.
- Nie, klan gwiezdnych lizodupców dał mi lepsze wrażenia niż tęsknota za takim cudownym i rozkosznym kocurem jak ty. Muszą cię karać, skoro masz za towarzyszy tylko niewiernych i Płonące Łapy. Dobra, nic tu po mnie. Chyba, że chcesz prawić jakieś morały z pseudo-snetymentu - miauknął Świtająca Maska, kierując się ku wyjściu.
- Stój. Nie podoba mi się twoja postawa. Nie wierzysz w Klan Gwiazd! - mówił poddenerwowany Potrójny Krok.
- Mam to w dupie. Nie obchodzą mnie te bajeczki - odpowiedział Świtająca Maska. - Coś jeszcze?
<kuzynie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz