Promienie gorącego słońca dawały się coraz bardziej we znaki burzakom. Zamieszkającym wrzosowiska członkom Klanu Burzy, było trudne znaleźć cień, a co za tym szło narażeni byli na przegrzania. Jeżowa Ścieżka bardzo się martwił. Pamiętał swój sen podczas ostatniego Spotkania Medyków. Pożar. Na samą myśl, że mogliby znaleźć się w takim niebezpieczeństwie po jego grzbiecie przechodziły nieprzyjemne ciarki. Był pewny, że nadciągało coś strasznego. Coś co stanie się ogromnym wyzwaniem i testem dla całego klanu.
Przeniósł wzrok na legowisko starszych, gdzie na swój wyrok oczekiwała Konwaliowe Serce. Nawet nie mógł sprawdzić, czy ma się lepiej po omdleniu, a w jej stanie ważna była kontrola. Czekoladowy poruszył niespokojnie ogonem. Gdzieś w głębi duszy wiedział, że to się wydarzy. Każda tajemnica prędzej czy później wyjdzie na światło dzienne. To był ogromny cios dla pobratymców, nie mogących uwierzyć w zdradę przez czarno-białą kodeksu medyka, przyjaciół Konwalii, ale również dla Stokrotki i Burzy. Dowiedziały się, że ich matka cały czas była obok nich pod postacią cioci. Martwiła go myśl, że Konwaliowe Serce sobie nie poradzi. Dawna asystentka pozbawiona była jednej łapy i nawet jeśli polować umiała, ciężko jej będzie na przyzwyczaić się do nowego trybu życia. Dostawała jedzenie pod nosem, ciepłe legowisko oraz uwagę, a teraz rzeczywistość pokryje się szarymi barwami. Taki bolesny okazał się jej los.
Jeżowa Ścieżka chciał pójść do Mokrej Gwiazdy i prosić o złagodzenie wyroku. Nawet jeśli Konwalia w ostatnich księżycach nie była dla niego miła, czy pomocna, wciąż widział w niej swoją przyjaciółkę oraz dawną uczennicę. Wiele mu pomogła, tak jak on jej.
Poczuł dziwny niepokój ściskający go za serce. Zdziwiony rozejrzał się po otoczeniu i dopiero wtedy dojrzał, że coś się działo. Spanikowane koty opuszczały legowiska. Kaszlnął kilka razy dławiąc się dymem, ściskającym go za gardło i łzawiącym oczy.
Wysokie płomienie ognia unosiły się na terenach Klanu Burzy. Ich języki wywijały się w rytm "tańca", paląc coraz więcej trawy i krzewów po drodze, płosząc zapewne również zwierzynę, ale co najważniejsze: zagrażając życiu klanu. W obozie zapanował ruch. Nawet Jeżykowi trudno przychodziło zachowanie spokoju i skupienie się. Wyczuwał w powietrzu woń strachu.
- Klanie Burzy!
Gdy rozległ się głos Mokrej Gwiazdy, zwrócił wzrok w kierunku swojego przyjaciela, czekając na jego decyzję. Musieli jak najszybciej uciekać z obozu. Nie było czasu do stracenia.
- Wojownicy, zabierzcie kocięta oraz uczniów! - rozkazał lider. - Będziemy kierować się w stronę rzeki! Uciekajcie!!
Pobiegł do swojego legowiska. Może widział je po raz ostatni. Chciał zapamiętać najmniejszy detal takim jakim był. Stokrotkowa Łapa deptała mu po piętach. Oboje wyhamowali na środku legowiska, rozglądając się w środku i mimo iż miejsce było znajome, przez dym zdawało się całkiem obce. Kaszlnął kolejny raz.
- Nie mamy czasu i możliwości zabrać wszystkich ziół. - miauknął pośpiesznie Jeżowa Ścieżka, kryjąc się w schowku z medykamentami. Na pewno poza terenami klanu znajdą potrzebne zioła. Chwycił pajęczynę i kilka roślin tego samego rodzaju. Podsunął je Stokrotce. - Weźmiesz pajęczyny. Uważaj, są delikatne. Jeśli dasz radę unieść, to chwyć korzeń żywokostu.
Stokrotkowa Łapa kiwnęła łebkiem. Wkrótce była gotowa do wyjścia. Jeżowa Ścieżka zerknął na leżące pod jego łapami korzenie. Były przeciwko poparzeniom, a tych pewnie nie zabraknie.
- Nitek! - odwrócił się do pająka.
Nigdzie nie widział czarnego pajęczaka. Pamiętał jak dostał go od Potrójnego Kroku. Pająk bardzo im się przydał przy wyrobie pajęczyny i zdążył go polubić. Przeszukał legowisko najszybciej jak mógł, jednak po pająku nie było ani śladu. Skrzywił się lekko. Co teraz?
- J-jeżowa Ścieżko?
Zerknął na Stokrotkową Łapę. Dostrzegł w jej oczach panikę. Chwycił szybko rośliny, dał jej znak głową i oboje wybiegli. Dogonili pędzących pobratymców. Zostawili za sobą obóz. Tereny płonęły, ogień roznosił się coraz dalej. Czy to był koniec Klanu Burzy?
Przeprawili się przez rzekę. Gdy tylko czekoladowe łapy stanęły na błotnistej ziemi, odwrócił się za siebie. Ogień w oddali dalej połykał tereny burzaków, płosząc zwierzynę i czyniąc ogromne straty. Kaszlnął kilka razy. Nałykał się zbyt dużej ilości dymu. Nie odniósł jednak poparzeń. Do nosa medyka dotarł mocny zapach lisów. Znajdowali się na terenie tych drapieżników, zdani na siebie i kierujący się nadzieją, że rudzielce nie zapragną śniadania z kota.
- Będę musiał poszukać ziół. Może blisko tego małego lasku jakieś się znajdą. - mruknął niepewnie Jeżowa Ścieżka. Naprawdę Jeżyku? Dotarłeś do poziomu, gdzie rozmawiasz sam ze sobą? A może to był sposób na pozbycie się stresu?
Strata domu ogromnie go bolała. Jako medyk był odpowiedzialny za cały klan i mimo niechęci jaką budziło w nim zapuszczenie się głębiej w nieznany teren, potrzebował zdobyć niezbędne medykamenty.
Znajdując się w tłumie burzaków, wypatrywał znajomych pyszczków. Stokrotkowa Łapa kręciła się blisko niego. Jeżowa Ścieżka dostrzegł poparzenia - raz małe, innym razem większe - na ciałach swoich pobratymców. Mogło im to zaszkodzić. Nie dojrzał nigdzie Jeżynowego Śladu ani Konwaliowego Serca. Poczuł ucisk bólu. Zginęły? Już nigdy ich nie zobaczy?
Zacisnął szczękę. Po jego policzku spłynęła samotna łza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz