- Gratulacje Skra, przepraszam — Skrząca Łapo! - Czekoladowy podszedł do Skierki i się uśmiechnął. Nie można powiedzieć, była nieco zmęczona mianowaniem. W dodatku nie była pewna, co ją czeka na ścieżce ucznia. Po prostu nieco bardzo się bała.
- D-dziękuję - również zmusiła się do uśmiechu. Nie było z czego się cieszyć. Przerażał ją ten świat i postrzeganie go jako ta "dojrzała". Nie była na to gotowa. Za każdym razem, jak o tym myślała, dochodziła do tego wniosku. Jej uśmiech zamienił się w grymas i nastała niezręczna cisza. Nie wiedziała, co dalej ze sobą zrobić. Była w kropce. Po prostu bała się zrobić cokolwiek. Bądźmy szczerzy, Skierka bała się wszystkiego. Ponadto wiedziała, że już nigdy nie nastaną tamte czasy, które zmarnowała do tej pory, co gorsza nie zamierzała mniej "marnować" czasów uczniowskich.
***czasy teraźniejsze***
Siedziała naprzeciwko wyjścia z obozu. Niedawno wróciła z treningu, natomiast jej brat Ciernista Łapa jeszcze na nim przebywał. Czekała na niego. Bała się być bez niego, bo przy nim czuła się nieco bezpieczniej. W dodatku z każdej strony mogła przyjść Płonąca Łapa. Musiała być ostrożna. Patrzyła na wyjście z obozu. Otaczały je krzaki. Było ich tak dużo, a ich liście przysłaniały nieco dróżkę. Były dzikie, były wolne - ona też chciała. Otoczyła łapki ogonem. Zdecydowanie nie miała, co ze sobą zrobić. Brzuszek pokazywał coraz bardziej, jak bardzo brakuje mu pożywienia, jednak to cieszyło uczennicę. Już niedługo będzie wolna. Nagle ni stąd, ni zowąd poczuła coś na kształt wołania, poczuła zew. Coś w środku nakazało jej opuszczenie obozu i bycie wolną. Nastawiła uszy. Nikt nie szedł, mogła wyjść. Chociaż doprawdy nie myślała nawet o tym, by wspomnieć w swojej głowie, że ktokolwiek zwróciłby uwagę na taką nic niewartą kupę futra, jaką była. Płomień tak uważała, a była wnuczką lidera, więc tak być musiało. Westchnęła i truchtem rzuciła się przez wejście do obozowiska. Poczuła tę wolność, to coś, czego tak bardzo jej brakowało. Musiała być wolna od swojej głowy. Od razu pobiegła przed siebie, ot tak po prostu. Mijała kolejne drzewa, krzaki, zapachy zwierzyny. Od czasu do czasu, nawet przeleciał jakiś naiwny ptak. Natomiast ona właśnie wyżywała emocje, które się w niej przez tak długi czas zbierały. Z każdym krokiem, czuła się wolniejsza. Była już niemal, jak te naiwne ptaki, gdy nagle przed nią wyrósł Słoneczny Zmierzch. Zatrzymała się niemal od razu, przez co prawie wylądowała na wojowniku. W jednym momencie wspomnienia, które wyrobiła sobie jako kociak, ten mały na pozór niewinny kociak, z zawrotną prędkością do niej powróciły. Z niemal wyćwiczoną szybkością przypomniała sobie, jak pytała się starszego, jak żyje się w wolnym klanie, a ten przypomniał jej o stracie rodziców. Cała wolność, którą przed chwilą zdobyła, wyleciała w powietrze, niczym para. Była jakby nigdy wcześniej nie istniała. Zabolał ją obraz kocura. Z tego powodu, że nie odzywała się ostatnio niemal do nikogo, nie zamierzała pisnąć ani słowa. Po prostu siedziała naprzeciwko Słonecznego Zmierzchu z nieco przerażoną i zaciekawioną miną. Miała nadzieję, że ten nie umie czytać w myślach i że nie sprawiła mu swoimi przemyśleniami żadnej przykrości. Jednak mimo to była w zbyt wielkim szoku, by odejść bądź uciec z miejsca zdarzenia. Było jej też poniekąd głupio, przez to, że spróbowała zakazanego owocu i sama wyszła poza obóz. O ucieczce nie było mowy, więc czekała na dalszy rozwój sytuacji. Była ciekawa, co dalej nastąpi. Patrzyła, nawet nie mrugając na wojownika klanu wilka.
<Zmierzch? ^^>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz