(wiem trochę spóźnione opowiadanie bo powinno wyjść wczoraj, ale no cóż...)
Konwalia jeszcze nigdy nie uczestniczyła przy porodzie. Dlatego też bardzo ekscytowała się i codziennie doglądała ciężarną. Nie mogła powiedzieć, że się nie bała tego pierwszego razu, ale byli też inni bardziej doświadczeni medycy, którzy na pewno nie zawiodą. Na myśl o małych nowych kuleczkach jakich bardzo długo nie było w żłobku po prostu skakała ze szczęścia. Chciała też jak najszybciej opowiedzieć o nowym doświadczeniu Świtowi, ale teraz nie było czasu na zastanawianie się, trzeba było już działać i pomóc brzemiennej.
Ciekawe jakie będą? - myślała - Może ktoś będzie się interesować ziołami?
Szybko pobiegła do schowka medyka. Zauważyła tam Jeżową Ścieżkę.
- To już dzisiaj! - podskoczyła - To już dzisiajjjjjj... Gdzie Zajęcza Stopa?
- Oh, dobrze. Zajęcza Stopa poszła zbierać zioła, poradzimy sobie bez niej. Bierz zioła i chodźmy do Chabrowej Bryzy, chyba, że chcesz ominąć tą piękną chwilę lub żeby coś się złego stało? - Zaśmiał się szybko asystent medyka i wybiegł.
- Nie! Za nic! - Krzyknęła Konwalia biorąc kilka niezbędnych ziół i idąca w podskokach za czekoladowym. - Tututuuu... - Zanuciła cicho, najwyraźniej bardzo się cieszyła.
Po chwili już byli na miejscu.
- Cześć... - Szepnęła do kotki. - Mamy zioła i ci pomożemy.
- Tak. - Pokiwał głową Jeżowa Ścieżka. - Konwalio, proszę daj Chabrowej...
- Wiem, wiem. - Powiedziała roześmiana Konwalia przerywając asystentowi medyka. - Nie jestem już kociakiem, co nie?
- Racja... Chcesz dawać zioła czy doglądać kociaki lub królową? Bo jesteś, my we dwójkę i musimy coś robić.
- A możecie się pośpieszyć? - Miauknęła obolała kotka.
- Tak! To ja zajmę się... Kociakami i królową? Mogę, proszę...?
- No dobrze, ale bądź ostrożna. I wylizuj... I... sama wiesz co... A ja będę podawał zioła królowej i ci pomagał.
- Ychm. - Pokiwała kłową czarna.
- Aaau! - Od czasu do czasu było słychać krzyki zastępczyni oraz ogromne wdechy i wydechy. Rzecz jasna, bolało ją to jak wydawała na świat potomstwo.
- Proszę, to patyk. Gryź go sobie, pomoże ci. - Powiedział spokojnym głosem Jeżowa Ścieżka podając kotce patyk. - I zjedz to sobie. - Położyła przed nią kilka roślin. Najpewniej jagody jałowca i liście malin.
- Chyba jeden wychodzi. - Zawyła prze szczęśliwa czarna.
- Dobrze, na razie go nie dotykaj. Kociaki są bardzo delikatne.
*po narodzinach*
Kociaki była bardzo słodkie. Chabrowa Bryza strzegła je jak największego skarbu. Mało kto mógł je dotknąć. Jak na razie spały i jadły. Nic niezwykłego. Konwalia codziennie przypatrywała się kociakom.
- Konwalio, one w sekundę nie urosną. - Powiedziała przechodząca Zajęcza Stopa. - Za to mamy dużo innych zajęć, które też nie należą do najgorszych.
- Dobrze, ale jeszcze tylko chwilę. Są takie słodkieee...
Szylkretowa kotka wzruszyła ramionami i poszła dalej.
- Słodziaki z was. Mogę dotknąć jednego? - Zapytała naglę Konwalio do mamy kociąt.
- A co to jest? To są żywe istoty, a nie... Phi... Po co ci je dotykać? I jeszcze się na nie patrzysz całymi dniami. Skąd ja mam wiedzieć co ci siedzi w tej główce. Może chcesz je porwać?
- Skąd? Ja porwać?
- To nie patrz się tak na nie. Wiesz, że nie masz najlepszej opinii?
- Nie prawda, Chabrowa Bryzo. Oni kłamią i oceniają po wyglądzie nigdy nie zrobiłam nikomu krzywdy. No i mam przyjaciół oraz jestem członkiem Klanu, czy nie powinno mi się w takim razie ufać.
- Dobrze... - westchnęła kotka. Nie wygląda na najbardziej przekonaną. - Ale odejdziesz wreszcie stąd i przestaniesz dręczyć moje dzieci?
- Nie dręczę tych małych, słodkich kuleczek. - zachichotała Konwalia - Lubię kociaki. Potrzebujesz czegoś?
- Nie... Znaczy... Jak byś mogła mi przynieś wody. Wyschnęło mi w gardle.
- Dobrze. - pokiwała głową - Coś jeszcze?
- Nie, nie... Dziękuję...
Konwalia kiwnęła głową i pobiegła po mech nasączony wodą. Niedługo potem była już na miejscu z cieczą potrzebna do życia.
- Jak tam idzie zastępstwo? - położyła mech nasączony wodą przed kotką.
- Ym... To chyba nie twoja sprawa, co nie? Jest ok i tyle... - Powiedziała trochę oschle.
- Nie możesz się doczekać kiedy urosną? - Zapytała Konwalia patrząc na małe kociaki.
- Ej... Co ty tak się uczepiłaś?
- Nie ma co się uczepiać. Zawsze można pogadać.
- T o s ą m o j e k o c i a k i ! - przeliterowała Chabrowa Bryza. - Znajdź sobie inne.
- Ale klanu chyba też? - Zapytała czarna.
Kotka przewróciła oczami.
- Nie możesz sobie już pójść? Tyle jest innych rzeczy do roboty, a ty akurat robisz to.
- Chce się zapoznać.
- Z kim?
- Z tobą i kociakami?
- Oszalałaś? I nie patrz się tak bo wyglądasz jak.... jak seryjny porywacz i pedofil. - krzyknęła Chaber przysuwając kociaki do siebie.
- Ja?! - trzepnęła ogonem kotka.
- Tylko czekasz na okazje kiedy będziesz mogła je ukraść. Idź sobie, bo powiem to Zajęczej Stopie i Jeżowej Ścieżce. A nie widzi mi się, żeby ci skakali ze szczęścia jak to usłyszą.
- Dlaczego? Jestem p-przyjacielska... Co nie?
- No właśnie! Udajesz, że jesteś taka milutka, a później pac! Nie ma! Czekaj, czekaj. Ja się znam na takich sztuczkach.
- Przepraszam... Jeśli chcesz to pójdę.
- Nareszcie!
Kotka poszła z opuszczonym ogonem do schowka medyka.
- A nie mówiłam? - powiedziała naglę Zajęcza Stopa. - Później jest płacz. Konwalio, nie powinnaś się narzucać karmicielką. One tego nie lubią. Boją się jak każda młoda matka o swoje pociechy. Chcą spędzać czas z młodymi. Na razie cię nie potrzebują. Jak trochę urosną idź je odwiedzać.
- No dobrze... A jak mnie nigdy nie polubią? I pomyślą, że chcę je porwać?
- Nie sądzę. Jeśli będziesz spokojna, a nie skaczącą kulką to na pewno cię polubią.
- Racja, trzeba obmyślić plan! Dzięki, Zajęcza Stopo!
- Ale nie o to chodziło! - Krzyknęła medyczka. - Miałaś... to zrobić później.
Czarna już nie usłyszała. Pobiegła do kociaków.
<Ktoś z kociąt chce się zapoznać? :3>
Co tu się-
OdpowiedzUsuń