— Bo nie chce mi się szukać innego frajera, bo Berberysowa Bryza poprosiła — mruknął zobojętniale lider. — Poza tym. Przyda ci się kolejny uczeń. Może i trzęsiesz tą kościstą dupą przed nawet szeleszczącym liściem, jednakże szkolisz kolejnych wojowników i skutecznie.
Łabędzi Plusk zastrzygł uchem na te słowa. Że Lisia Gwiazda właśnie go pochwalił? Powiedział kocurowi, że jest dobrym mentorem? Tylko… po co? Łabędź uważał siebie za beznadziejnego nauczyciela i był pewien, że słowa kogokolwiek, a już w szczególności odrażającego przywódcy Klanu Klifu nie zmienią jego zdania. Nie wierzył też, że były jakkolwiek szczere.
— A-ale... P-pr-rzecież B-barwin-nkowy P-podmuch... — wyjąkał i dla bezpieczeństwa cofnął się o krok, tym samym delikatnie uderzając grzbietem o znajdującą się za nim skałę.
— Ten kretyn? — Lisia Gwiazda prychnął pogardliwie na dźwięk tego imienia. — A przypominasz sobie, kto go uczył przed tobą? Księżycowy Pył, idioto — warknął, przy tym pokazując kły. Na ich widok wojownik ponownie zadrżał ze strachu.
— R-racja — mruknął jedynie pod nosem, wbijając wzrok we własne łapy.
Próbował złapać głębszy oddech, w myślach policzyć do dziesięciu i się uspokoić, ale nic to nie dało. Nie, kiedy zaraz obok niego siedział przerażający, obrzydliwy lider.
— Barwinkowy Podmuch był beznadziejnym materiałem na jakkolwiek przydatnego kota od chwili swoich narodzin, przecież to syn zkretyniałego Kozy, a mimo to dociągnąłeś go do mianowania na wojownika — stwierdził, obniżając podniosły ton głosu i wracając do pokazującej totalną obojętność dla całego świata nuty.
Łabędzi Plusk puścił mimo uszu traktowanie jego przyjaciele jak skończone ścierwo.
— N-no do-dobrze, ale c-co z Ba-bagienną Ła-łapą? — zapytał ostrożnie.
Wydawało mu się, że do ukończenia szkolenia kocicy jeszcze daleka droga. Niby umiała wszystko, czego wymagano od wojownika, ale na tak minimalnym poziomie, jak tylko się dało. Nie pokazywała sobą nic specjalnego, najprostsze dla wojownika czynności, chociażby tak oczywista rzecz jak polowanie, często jej po prostu nie wychodziły. Kocur musiał przyznać, że była to po części też jego wina, nigdy nie przykładał się, żeby dokładnie i na spokojnie jej coś wytłumaczyć czy zaprezentować. Ale, czy to jego wina? Przecież ta samolubna feministka przez sam swój charakter i podejście do niego była jedną z ostatnich kotów w klanie na liście tych, którzy mają jakieś szanse na wzbudzenie sympatii Łabądka i zaprzyjaźnienie się z nim. Za nic w świecie nie potrafili się ze sobą dogadać i to był teraz ich główny problem.
— Nie radzi sobie źle, hm? Będzie mianowana lada dzień. — To mówiąc, że znudzeniem wbił pazury w ziemię i ją zarył, powodując kolejne drgawki przerażenia u swojego kompana. — Zdąży przed kociętami Berberys. Po prostu masz nie spieprzyć potencjału takiego kota, jak syna mojej zastępczyni. To jedyne, czego wymagam.
Z wolna pokiwał łbem na znak, że się zgadza, chociaż tak naprawdę miał mętlik w głowie i nawet nie był pewny, na co się zgadza. Odsunął się odrobinę od skały, do której ciągle był przywarty i usiadł, starając się wygładzić sterczącą na wszystkie strony sierść. Żaden inny kot nie wzbudzał w nim tyle negatywnych emocji na raz, co ten przedziwny rudzielec. Nawet Sroczy Żar, znienawidzona mentorka, nie mogłaby z nim konkurować.
— O-okej. W ta-takim ra-razie d-dam z sie-siebie w-wszy-zystko — stwierdził.
<Lisie?>
*w tle słychać radosny okrzyk Szczawika*
OdpowiedzUsuńMiło się czyta rozmowę Lisa i Łabędzia
Mmm czuję niechęć Lisa do Barwinka XDD
OdpowiedzUsuń