Westchnął cicho, patrząc, jak Wilcze Serce znika mu z oczu. Martwił się tym wszystkim. Najpierw samotniczka znika, później znajdują jej ciało na terenie klanu wilka. Do tego te kociaki... Pokręcił łbem. Czasem chciałby wiedzieć, jak bardzo zamotane myśli ma jego najdroższy przyjaciel, chciał mu jakkolwiek pomóc, pokazać, że ma w nim wsparcie. Z drugiej strony nie chciał odciągać go za bardzo od rodziny, oni potrzebowali go zdecydowanie bardziej, on ich z resztą też.
Mimo to... jakkolwiek by to brzmiało, jakkolwiek wyglądało, miał ochotę po prostu go przytulić i powiedzieć, że wszystko się ułoży, że ma wsparcie w nim, Leszczynku, Cętce, Miedzi...
— Aleś namieszał, Wilcze Serce... — szepnął cicho, oddychając ciężko. Ta niemoc wewnętrznie doprowadzała go do szału. Byli przyjaciółmi do jasnej cholery, a on siedział tu jak ostatni baran, nie wiedząc jak mu pomóc! Po prostu... chciał coś zrobić, zamiast bezczynnie stać i patrzeć.
Owszem, Wilcze Serce był typem twardego kocura, aczkolwiek Igła, znając go już trochę czasu, potrafił chociaż trochę rozpracować jego zachowanie. Czy to strzepnięcie uchem, machnięcie ogonem, ruch łapą... Czasem łapał się na tym, że zirytowany, nie potrafiąc odczytać intencji swojego przyjaciela z jego ruchów czy też mimiki, w myślach nazywał się durnym krowim łajnem.
Podniósł się ociężale z miejsca, zdając sobie sprawę, iż znowu przesiedział w zamyśleniu do pory zachodzącego słońca. Obok wejścia leżała piszczką, średniej wielkości kawka. Uśmiechnął się mimowolnie, wciągając do nosa kojący zapach Miedzianej Iskry. Wiedziała jak o niego zadbać...
Odłożył zdobycz na swoje legowisko, w planach mając zjeść później, po czym skierował się w stronę kociarni, gdzie w połowie skryty czatował Wilcze Serce z drgającą końcówką ogona.
Suchość w gardle zaskoczyła samego Igłę, który nerwowo poruszył wąsami, nawet łapy miał sztywne, niczym patyki co tylko go zdenerwowało.
Był dorosły, przecież powinien umieć radzić sobie ze stresem...
— W-wilcze Serce, możemy porozmawiać? — zająknął się. Czekoladowe, zmęczone i na swój sposób smutne ślepia skierowały się w prost na niego. Wziął głęboki wdech, zapominając na kilka uderzeń serca, które sprawiało wrażenie, jakby miało mu uciec z klatki piersiowej, jak się oddycha.
— Oczywiście — odparł przemęczonym tonem, podnosząc się z ziemi. Skrawki mchu spadły z jego grzbietu na ziemię. Liście zaszeleściły, gdy wychodził na zewnątrz.
Igła poruszył ogonem, czując na sobie wzrok Cętkowanego Liścia. Zadrżał. Miał wrażenie, że kocica chce mu przekazać, że ma trzymać łapy od jej ukochanego. A może to paranoja?
Wyszli z obozu, krocząc obok siebie, czasem nawet zbyt blisko. Liliowy kocur sztywniał z lekka, gdy raz po raz ocierał się o umięśniony bark swojego zastępcy.
— Przyjacielu... — zaczął niepewnie, gdy melodia grana przez świerszcze dotarła do jego uszu. Słońce już dawno zaszło i pierwsze gwiazdy nieśmiało pojawiały się na niebie. Wspięli się na dąb, siadając na jednej z grubszych gałęzi — Wiesz, że możesz powiedzieć mi wszystko? — szepnął, nie chcąc za bardzo naruszyć jego strefy komfortu. Widział, jak mięśnie kocura napinają się pod krótkim, zmatowiałym czarnym futrem.
Dopiero teraz zauważył, że jest o kapkę niższy oraz zdecydowanie delikatniej zbudowany od niego. Westchnął cicho, przymykając ślepia.
Mimo tych ran, mimo tej szramy przecinającej pysk, zmęczonego wzroku, zrezygnowanego kroku... Musiał przyznać, iż Wilcze Serce był doprawdy atrakcyjnym kocurem. Nie dziwił się więc Cętkowanemu Liściowi, że go wybrała.
— Tak, wiem. Spokojnie — mruknął, wpatrując się w gwiazdy. Jakby czegoś szukał. Igła otworzył pysk, chcąc coś powiedzieć, jednakże głos uwiązł mu w gardle. Przysunął się więc bliżej, czując ciepło bijące od zastępcy. Miał nawet wrażenie, że słyszy bicie jego serca.
— Opowiesz mi o polaris? — poprosił. Nie miał pojęcia czy to ochota dowiedzenia się czegoś nowego, czy pragnienie słuchania jego głosu, jak opowiada o czymś ważnym dla siebie, co mógłby wspominać, gdy Wilcze Serce odejdzie.
Popatrzył na niego. W czekoladowych ślepiach zatańczyły tak dobrze znane mu iskierki. Igła poruszył się niespokojnie, wzrokiem swych niebieskich oczu napotkał te należące do zastępcy.
Jedno uderzenie serca.
Później kolejne.
I kolejne.
Za blisko. Zdecydowanie za blisko.
Potrząsnął łbem, kierując go na wprost. Lekko zawstydzony owinął ogonem swe łapy. Dopiero teraz dostrzegł świetliki, które spokojnie latały obok nich, świecąc odwłokami.
Usłyszał szelest.
Nastawił uszy.
To Wilcze Serce układał się wygodnie, wciąż wpatrzony w nocne niebo. Point również ułożył się w sposób dlań wygodny, opierając głowę o bark swego towarzysza.
< Wilcze Serce? >
Może to nie pora na to, ale shipuję-
OdpowiedzUsuńteż shipuję
Usuń