Gapił się na Rudzika, ledwo co rozumiejąc słowa wypowiadane przez Zając. Co. Co takiego?! Przecież to nie było tak! Zaczął od razu kręcić głową. Nie mógł jej od tak uwierzyć! Nie jego Rudzik! Ona kłamała! Kłamała jak pies! Wcale jej nie zaatakował, to ona! To ona, a raczej ten biały potwór! Nie widział jak wyglądał?! Że niby sam sobie to zrobił?! To było niewykonalne! Nie był tak szalony!
— To nie ja! To Zajęcza Gwiazda! On był tu, był i mnie zaatakował. Chciał mnie zabić, był żądny zemsty i krwi! — miauczał maniakalnie, robiąc krok w stronę rudego. — Musisz mi uwierzyć, musisz! Rudzik, ja przecież bym sobie tego nie zrobił! Zaatakowano mnie! To był Zajęcza Gwiazda, widziałem go. Słyszałem jego głos. To on! On jest tu, nie zostawił nas, wrócił i chcę zniszczyć Klan Nocy. Musisz go powstrzymać, tak jak wtedy... Musisz! — Zaczął się trząść, widząc jego minę. Nie... Nie. On musiał mu uwierzyć. Zaczął łapać głębsze oddechy, kręcąc głową i wbijając wzrok w łapy. — Rudzik, Rudzik uwierz mi, błagam, uwierz. On wrócił. Wrócił. Jest tu, jest. Zabiję mnie, zabiję, zabiję...
Rudy kocur zawahał się, co sprawiło, że nadzieja w nim na powrót odżyła. Tak! wierzył mu! Wierzył!
— Nikogo tam nie było — westchnęła jego córka, kręcąc głową. — Czasem wydaję mi się, że to we mnie widzi tę... Zajęczą Gwiazdę.
Co takiego?! Jak to go nie było?! Był widział go! I miała rację! Bo to nią sterował, nią! Jej ciałem! To była ona! Ona żywiła tego pasożyta!
— Cóż... — zawahał się rudzielec. — Jest... Jest to możliwe. Mogłabyś póki co mieć oko na swojego ojca? Powinienem o coś zapytać Bażancie Futro — westchnął, a kotka z lekka się rozpromieniła. — Tylko czy byłby w stanie tak podrapać się po grzbiecie?
Zamrugała. Tak! To był dowód świadczący przeciw jego winie! Te rany to były kocie pazury! Rudzik mu uwierzy! Mu uwierzy! Ukarze tego pomiota, ukarze i Zajęcza Gwiazda nie będzie miał jak już go nawiedzać!
— Szczerze, to nie wiem. Takiego go już zastałam, a po drodze było pełno krzewów. Nie mogłam go dogonić, ale nie wiem, czy coś go tam nie zaatakowała. Brzozowy Zagajnik leży na granicy, mogło go coś tam dopaść — zasugerowała, sycząc nagle. — Ał, moja łapa. Koniecznie muszę do medyka...
— Dobrze, idźcie tam oboje, pogadamy jutro — odparł, przyglądając się z niepokojem ranom Rybki.
Co takiego? Jak to mieli iść? Jak to jutro pogadają?! Nie! Nie Rudzik! Nie! Nie mógł mu tego zrobić! Powinien działać teraz, a nie bagatelizować tą całą sprawę! Był już liderem! Kimś potężnym! Mógł ją stracić! Zabić! Zabić Zająca!
— Nie! Nigdzie nie idę! Nie możesz tego zbagatelizować Rudzik, bo będzie za późno! On tu przyjdzie i nas wszystkich zabiję. Wiesz, że jest do tego zdolny! — miauczał, nie chcąc nigdzie iść. Czemu musiał skonsultować się z Bażantem? Był to też wmieszany? Zamrugał zdumiony. — Bażant z nim współpracuję? — palnął, gapiąc się na niego w szoku. Wiedział o tym? Jak długo? Sądził, że bury jest jednym z nich. To był zdrajca? Czuł jak powoli siły go opuszczają. Jak miał walczyć z czymś tak potężnym?! To było ponad niego. Wstał naglę i kulejąc udał się do medyka. Był zakrwawiony, a to było złe, bo tracił przez to masę sił. Wierzył, że Rudzik podejmie dobrą decyzję. Skoro wiedział, że Bażant brał w tym udział, to na pewno go z rana ukarzę!
— Zdradziecka Rybko — oświadczył z powagą jeszcze kocur. — Zajęczej Gwiazdy już nie ma. Umarł i nie wróci, a wszystkie złe duszę zostały na dawnych terenach. Nie musisz się nim przejmować, to jest tylko w twojej głowie — tłumaczył delikatnie.
Jak to było to tylko w jego głowie?! To nie mogło być fałszywe! Zatrzymał się, odwracając do niego natychmiastowo, nie wierząc w to co mówił. Nie wierzył mu?! Przecież... Przecież znał go! Znał! Ile razy mu o nim mówił! Wtedy mu wierzył, a teraz uważał, że to były jakieś jego halucynację?!
— On tu jest! Jest! Naprawdę jest! Przyszedł za nami! — syknął. — I zmień mi nareszcie imię. Nie jestem zdrajcą, chcę normalne imię, Kruczej Gwiazdy już nie ma, ty jesteś liderem, znieś mi je — zażądał, a widząc jak córka się kołyszę, a księżyc oświetla jej białą sierść, zrobiło mu się słabo. — M-m-muszę iść — dodał jeszcze, wpadając szybko do legowiska medyka, chowając się za zaspanym Muchomorzym Jadem, który został przez niego stratowany.
— Tato poczekaj! — Popędziła za nim, zatrzymując się w środku, spoglądając przepraszająco na medyka. — Strasznie mu odbiło, przepraszam. Nie wiem, co się dzieje, ale wyrwał sobie sierść, gryzł się, a potem jeszcze zaatakował mnie — westchnęła, wystawiając poranioną łapę.
Ona kłamała! Tak nie było! Przecież... To ona, nie... Zając ją opętał i to zrobił! Nie pamiętała?! Bał się jej, tak cholernie się bał. Nie wiadomo, kiedy znów jej odbiję. Czemu Rudzik tego nie widział? To był plan... Jakiś ich plan...! Spisek!
— To był Zajęcza Gwiazda! Opętał cię! — miauknął do córki, jeżąc sierść.
Zmęczony medyk opatrzył im rany i kazał iść spać. Widząc jednak jego nabuzowanie dał mu jakieś zioła, po których zrobiło mu się senno. Padł tam jak martwy, śpiąc do samego rana, zapominając o tej okropnej nocy.
***
— Tato, obudź się — zamruczała mu do ucha, lekko trzęsąc go łapą. — Wstawaj. Pan lider chce z nami pogadać.
Otworzył zaspane oczy, ziewając. Co... Co on robił u medyka? Rany go dalej piekły, ale miał na nich pajęczynę. Wczorajsza noc przypomniała mu się, ale teraz zdawała się nocnym koszmarem, a nie czymś rzeczywistym. Wstał ciężko na łapy i udał się z córką do Rudzika. Kulał i nie za bardzo ufał swojej córce, lecz będzie tam Rudzik. On go ocali. Na pewno. Weszli do jego legowiska, gdzie od razu usiadł ciężko przed rudym, wbijając w niego wzrok.
— O co chodzi?
— Myślałem trochę nad tym, co stało się tej nocy. Po przeglądaniu paru spraw z Bażancim Futrem uznałem, że... Przyda ci się towarzystwo i stała opieka — zaczął, spoglądając na liliową. Ta zastrzegła zaciekawiona uchem. — Nie chcę, byś przeżywał co noc na nowo te koszmary, więc od teraz będziesz tkwić pod opieką swojej córki i Bażanciego Futra. Będziesz towarzyszył im na treningach, a Bażant będzie pilnował cię w legowisku wojownika. Gdy będzie zajęty, Zajęcza Łapa zajmie się pilnowaniem ciebie. Czy mogę cię o to prosić? — zwrócił się do uczennicy.
Ta potrzebowała dłuższej chwili nim odpowiedziała.
— Oczywiście, ale co jeśli znowu weźmie mnie za Zajęczą Gwiazdę?
— Mam nadzieję, że to się nie powtórzy, ale dla twojego bezpieczeństwa pilnować będziesz go przede wszystkim w obozie, gdzie inni będą mieć na was oko. Zresztą, te koszmary nawiedzają go tylko nocą, więc wtedy kontrolę nad nim będzie sprawował Bażant. Też czasem popilnuję go, by odciągnąć waszą dwójkę od tego... Obowiązku. Wydawałaś mi się po prostu zmartwiona stanem ojca i myślałem, że będziesz chciała mu pomóc.
— Będę — rzekła.
Rudy uśmiechnął się z wdzięcznością.
— Dziękuję. Na pewno wezmę to pod uwagę, gdy przyjdzie pora mianować cię na wojowniczkę.
Zając zastrzygła uszami.
Co. Co takiego?! Jak to opieka? Jak to pomoc? Przecież... Otworzył z szokiem pysk, gapiąc się na niego niedowierzająco. Kolejni będą patrzeć mu na łapy? Znowu odebrano mu wolność?!
— A-ale... — zatkało go. Nie spodziewał się tego po Rudziku. Czy jego córka go omotała? Coś powiedziała? Nie rozumiał. Przecież wiedział jak nie znosił czegoś takiego! A co jeśli zaczną się nad nim ponownie znęcać? Rudzik wiedział, mówił mu przecież, że jego córka to potwór!
— A-ale... Ale ja nie chcę — jęknął, krzywiąc nos. — Rudzik, zwariowałeś?! Nie jestem niebezpieczny! Nikt nie musi mnie pilnować! Jestem całkowicie normalny!
— Rozumiem twoje obawy, ale w tym momencie stanowisz zagrożenie nie tylko dla siebie, ale i dla innych — wyjaśnił, wskazując na skaleczoną łapę jego córki.
Zajęcza Łapa z lekka ignorowała ich, jakby knuła już jakiś istnie szatański plan na zniszczenie mu życia.
Pokręcił łbem, otwierając i zamykając pysk.
— Nie bądź śmieszny... Sama się ugryzła w tą łapę! To nie była moja wina! Ona kłamię! Rudzik... Nie rób mi tego! Przecież jesteśmy przyjaciółmi! — wyskomlał.
Rudy spoważniał i schylił łeb.
— Jesteśmy, ale... To nie oznacza, że będę traktował cię ulgowo.
Liliowej omal szczęka nie opadła za to mu owszem. Nie wierzył w to co słyszał.
— Nie gryzłabym się sama w łapę, naprawdę Rudzikowy Śpiewie. Chciałabym już zostać wojowniczką, a robienie z siebie kaleki tylko przedłużyłoby mój trening — stwierdziła z żalem. — A on i tak trwa już długo... — dodała z wyrzutami.
Rudy nie wydawał się jakoś specjalnie przekonany, ale pokiwał lekko głową.
— Zdradziecka Rybko, to wszystko tylko i wyłącznie dla dobra całego klanu. Możesz dalej polować, spacerować i robić co chcesz, tylko wolę... Wolę by ktoś miał czasem ma ciebie oko.
Zwiesił smętnie uszy po bokach, nie wierząc w to co słyszał. Jego Rudzik coś takiego mówił? Brzmiał jakby nakładał mu karę, a nie chciał pomóc!
— Nie skrzywdziłbym przecież nikogo! Nie zostawiaj mnie z nią samą — Zadrżał, zerkając przerażony na swoją córkę. — To przez nią Bławatek i Lilka umarły. Ona zachęciła Kruczą Gwiazdę do ich zabicia!
Mina rudego znacznie zrzędła.
— Myślę, że nie powinieneś o to winić córki. To jednak była również jej rodzina i takie oskarżenia są nie na miejscu — miauknął łagodnie. — A o tej tyrance zapomnij. Nie ma jej i nie wróci, a czasu nie cofniemy.
— W życiu nie chciałabym śmierci mojej matki i siostry! — wtrąciła się Zając, patrząc z wyrzutami na ojca. — One przynajmniej nie uważały mnie za opętaną... — pisnęła, przełykając ślinę.
Co takiego?! Nie wierzył, że ten demon mógłby być do czegoś takiego zdolny?! Czyżby każdy kto zostawał liderem tracił intelekt?!
Posłał córce pełne niepokoju spojrzenie, które przeniósł na rudego.
— A-a-ale Zajęcza Gwiazda... On... On tu był. A jeśli i ona się zjawi? Ja jej nie chcę. Odegnaj ich wszystkich. Niech dadzą mi spokój!
<Córeczko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz