Nie była zbytnio przekonana do tego, że niby jakiś samotnik tylko na to czekał… Nastroszony zachowywał się jak istne przeciwieństwo tego co mówił. Był wkurzony jakiś, spięty… A gdyby mu się powiodło, skakałby chyba z radości. Sam mówił, że chciałby na to wszystko patrzeć… Wtedy byłaby pewna jakim zboczonym seksistą jest. A teraz jego plany legły w gruzach i znowu zostanie “homosiem”.
- Tak? To chodź, zaprowadzisz mnie... Jeszcze się pogubię w drodze i nici z twojego planu zniszczenia mnie, prawda?
Kocur zacisnął pysk i poszedł w stronę wspomnianego miejsca. Od niego wręcz emanowało stresem, był strasznie poddenerwowany. Zmarnował tak dużo czasu po to, by się po prostu gdzieś wałęsać. Biedak… Była trochę przestraszona, gdyby okazało się, że na serio tam czeka na nią samotnik jakiś... Ale gdyby tak było, to Nastroszony byłby szczęśliwy. Coś mu chyba nie wyszło...
- Kiedy dojdziemy?- zapytała go z przekąsem, czekając, aż się przyzna do swojej porażki.
- Zaraz - syknął do niej z wyczuwalnym zdenerwowaniem. Czekała na ten moment. Aż się przyzna, jakim idiotą był. Że zmarnował czas i zapał. Widok poddającego się ucznia był wspaniały. Dymny usiadł z ciężkim westchnięciem, a ona była w siódmym niebie.
- To co, przyznasz się do porażki?- zapytała z uśmiechem.- No już. Nikt się nie zgodził, a ty... Cóż. Życzę udanej randki.
Wziął głęboki wdech.
- Zgodziłby się ktoś na pewno, tylko na tych głupich terenach, nie ma żadnych samotników! - odwrócił się do niej z wkurzoną miną. - Więc tak... poniosłem porażke - skrzywił nos. - Ciesz się. Ale na żadną randkę nie idę
- Idziesz, idziesz. Taka była umowa. Jeżeli tego nie zrobisz, to postaram się o jakieś poważniejsze konsekwencje... Poza tym, twój honor bardziej ucierpi gdy tego nie zrobisz niż kiedy jednak się przeliżesz z Szyszkiem.
Nie mogłą mu tego ot tak przecież darować! To był zakład, a nie głupie słowa na wietrze. Gdyby przyprowadził jakiegoś zboka, nawet nie z własnej woli musiałaby pójść z nim w krzaki, a ten co, myślał, że sobie po prostu pójdzie? Stroszył się i stroszył a nic nie robił.
- Mój honor już cierpi w tym momencie! - wziął oddech. - Dobra. Zrobię to i dam ci znać, że wykonałem zakład
- Nie, nie. Będę przy tym. Zrobisz to na moich oczach, bo nie jestem pewna, czy będziesz taki skłonny do tego, więc pewnie będziesz chciał sięgnąć po kłamstwo... Mam rację?
Nie mogła pozwolić na jakieś durne zagrania z jego strony. Taki zapewne był jego plan, ale nie była aż taka głupia by się nabrać! On ot tak by sobie poszedł i to zrobił? Już prędzej jeże by zaczęły latać. Musiała to widzieć.
- Jesteś zboczona skoro chcesz oglądać jak się liże z kocurem! Jeden raz ci nie starczył? - warknął.
- Ja chcę mieć tylko pewność, że to zrobisz.
- Przyprowadź go i miejmy to z głowy
- Dobrze. Ale masz tu być na miejscu- powiedziała idąc szybko po Szyszka, który oczywiście się zgodził przyjść i już z nim szła do Nastroszonego, gotowa to zobaczyć. Biedny uczeń, był tak wykorzystywany w tym ich zakładzie i przekomarzankach… Zaczęło jej się robić żal starszego, ale z drugiej strony… Cel uświęca środki, prawda? Ktoś musiał randkować z Nastroszonym. A ona miała nadzieję, że dymny nie ucieknie sobie i nie zrobi z siebie pośmiewiska. Musiał tam czekać, była zdolna zrobić coś gorszego niż taka randka przecież.
- Cześć! - miauknął bury przyjaźnie, rumieniąc się do syna Tulipanowego Płatka. - Podobno zmieniłeś zdanie co do nas...
Bawił ją ten jego wzrok pełen mordu. Posyłał jej go już po raz… Nie wiedział który. Stanowczo za często. Ale nie przejmowała się tym.
- Tak... Nastroszony wręcz czeka na to, by ci coś powiedzieć. To ja sobie pójdę...- powiedziała, w rzeczywistości chowając się w krzakach i obserwując to co się dzieje. Tak… Właśnie się działo! Tak na to czekała!
- Tak? To chodź, zaprowadzisz mnie... Jeszcze się pogubię w drodze i nici z twojego planu zniszczenia mnie, prawda?
Kocur zacisnął pysk i poszedł w stronę wspomnianego miejsca. Od niego wręcz emanowało stresem, był strasznie poddenerwowany. Zmarnował tak dużo czasu po to, by się po prostu gdzieś wałęsać. Biedak… Była trochę przestraszona, gdyby okazało się, że na serio tam czeka na nią samotnik jakiś... Ale gdyby tak było, to Nastroszony byłby szczęśliwy. Coś mu chyba nie wyszło...
- Kiedy dojdziemy?- zapytała go z przekąsem, czekając, aż się przyzna do swojej porażki.
- Zaraz - syknął do niej z wyczuwalnym zdenerwowaniem. Czekała na ten moment. Aż się przyzna, jakim idiotą był. Że zmarnował czas i zapał. Widok poddającego się ucznia był wspaniały. Dymny usiadł z ciężkim westchnięciem, a ona była w siódmym niebie.
- To co, przyznasz się do porażki?- zapytała z uśmiechem.- No już. Nikt się nie zgodził, a ty... Cóż. Życzę udanej randki.
Wziął głęboki wdech.
- Zgodziłby się ktoś na pewno, tylko na tych głupich terenach, nie ma żadnych samotników! - odwrócił się do niej z wkurzoną miną. - Więc tak... poniosłem porażke - skrzywił nos. - Ciesz się. Ale na żadną randkę nie idę
- Idziesz, idziesz. Taka była umowa. Jeżeli tego nie zrobisz, to postaram się o jakieś poważniejsze konsekwencje... Poza tym, twój honor bardziej ucierpi gdy tego nie zrobisz niż kiedy jednak się przeliżesz z Szyszkiem.
Nie mogłą mu tego ot tak przecież darować! To był zakład, a nie głupie słowa na wietrze. Gdyby przyprowadził jakiegoś zboka, nawet nie z własnej woli musiałaby pójść z nim w krzaki, a ten co, myślał, że sobie po prostu pójdzie? Stroszył się i stroszył a nic nie robił.
- Mój honor już cierpi w tym momencie! - wziął oddech. - Dobra. Zrobię to i dam ci znać, że wykonałem zakład
- Nie, nie. Będę przy tym. Zrobisz to na moich oczach, bo nie jestem pewna, czy będziesz taki skłonny do tego, więc pewnie będziesz chciał sięgnąć po kłamstwo... Mam rację?
Nie mogła pozwolić na jakieś durne zagrania z jego strony. Taki zapewne był jego plan, ale nie była aż taka głupia by się nabrać! On ot tak by sobie poszedł i to zrobił? Już prędzej jeże by zaczęły latać. Musiała to widzieć.
- Jesteś zboczona skoro chcesz oglądać jak się liże z kocurem! Jeden raz ci nie starczył? - warknął.
- Ja chcę mieć tylko pewność, że to zrobisz.
- Przyprowadź go i miejmy to z głowy
- Dobrze. Ale masz tu być na miejscu- powiedziała idąc szybko po Szyszka, który oczywiście się zgodził przyjść i już z nim szła do Nastroszonego, gotowa to zobaczyć. Biedny uczeń, był tak wykorzystywany w tym ich zakładzie i przekomarzankach… Zaczęło jej się robić żal starszego, ale z drugiej strony… Cel uświęca środki, prawda? Ktoś musiał randkować z Nastroszonym. A ona miała nadzieję, że dymny nie ucieknie sobie i nie zrobi z siebie pośmiewiska. Musiał tam czekać, była zdolna zrobić coś gorszego niż taka randka przecież.
- Cześć! - miauknął bury przyjaźnie, rumieniąc się do syna Tulipanowego Płatka. - Podobno zmieniłeś zdanie co do nas...
Bawił ją ten jego wzrok pełen mordu. Posyłał jej go już po raz… Nie wiedział który. Stanowczo za często. Ale nie przejmowała się tym.
- Tak... Nastroszony wręcz czeka na to, by ci coś powiedzieć. To ja sobie pójdę...- powiedziała, w rzeczywistości chowając się w krzakach i obserwując to co się dzieje. Tak… Właśnie się działo! Tak na to czekała!
<Ukochany uczniu?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz