Mroczna Gwiazda ten zapchlony dureń zapłaci za to wszystko. Jak śmiał nazwać go w taki sposób?! Nie był żadnym tchórzem, a tym bardziej nie upadł, tak jak ten zasrany Bezzębny Robal. Poprzewracało się tej wroniej strawie we łbie! Najpierw dostał swoją imienniczkę na mentorkę, głupszą od myszy, która znęcała się nad nim na wiele sposób, bo nie mogła znieść faktu, że ktoś nosił takie samo imię co ona, to teraz jej stary go karał w taki sposób, bo udało mu się pokonać drugą jego córeczkę. No wybacz liderze, ale to nie była jego wina, że jego dzieci były takie wadliwe. Na dodatek to jego przyrodnie rodzeństwo. Nie mógł uwierzyć, że van zgwałcił jego matkę. To co? Też został jego tatusiem? Zaraz cały klan będzie pływał w jego krwi, bo zachciało mu się robić skoczki w bok, a bachorami się nawet nie raczył zająć. Klan Wilka zszedł już całkowicie na psy. Życie w nim po śmierci jego matki było takie puste. Brakowało mu jej. I to bardzo. Żałował, że nie był w stanie nic dla niej zrobić więcej. Praktycznie jej widok w starym obozie, gdy ruszali w podróż, był ostatnim jaki zapamiętał. Nienawiść za to do oprawcy, który zgotował liliowej taki los, nie wygasła. Tliła się i obiecywała zemstę. Starał się jednak sprawiać pozory poukładanego, wypatrując słabych punktów w tej śmiesznej fortyfikacji, jaką wzniósł kocur. Każdy głupi by zauważył strukturę jego najbliższej grupki, która skakała przy nim jak ptak nad jajem.
Teraz jako wojownik miał na to więcej czasu. Obserwował, analizował i planował upadek największego tyrana w dziejach Klanu Wilka. I właśnie, gdy tak o tym myślał, ten parszywy typ znalazł się w zasięgu jego wzroku. To jak się nosił, jak pan i władca go irytował. Jak czuł się bezkarny. Korciło go, by ukręcić mu ten przebrzydły łeb, raz na zawsze. By pomścić matkę.
— Ej Tchórzliwy Upadku, przestań śnić na jawie, tylko bierz się do roboty.
Ten głos. Jej głos. Przebrzydłej buraski, psa lidera, rozległ się tuż obok niego.
Sosnowa Igła posłała mu pełne wyższości spojrzenie, a on zawarczał pod nosem.
— Jestem zajęty — Chciał odejść, lecz wojowniczka nadepnęła mu na ogon, powodując, że zmuszony był się zatrzymać.
— Naprawdę? Jakoś nie widzę. No chyba, że masz na myśli to ślinienie się do Mrocznej Gwiazdy. Matka nie byłaby z ciebie dumna widząc, jak cię pociąga. — zadrwiła, a mu spaliły się ze wściekłości uszy. Odwrócił w jej stronę pysk, chcąc dać jej w papę, ale nim jego łapa dosięgła celu, sam dostał. I to mocno.
— Normalnie jak z dzieckiem — zacmokała niewzruszona.
Wyszczerzył do niej kły, na co odpowiedziała mu tym samym.
— Sosnowa Igło, Tchórzliwy Upadku — głos zastępczyni przerwał tą błazenadę. Złota zmierzyła ich chłodnym spojrzeniem, kontynuując. — Skoro wam obojgu się nudzi, to idźcie na polowanie.
Prychnęli oboje jednocześnie, odwracając od siebie wzrok. Nie miał zamiaru współpracować z tą wronią strawą. Prędzej go zabiję w lesie niż coś upoluje.
— Sam się wybiorę — rzekł, machając ostatni raz ogonem, by wyrwać go spod łapy burej, po czym odszedł, odprowadzany przez dwie kultystki wzrokiem.
Praktycznie odetchnął dopiero poza obozem, przechodząc przez jedyne wyjście jakie mieli, bo Mroczna Gwiazda oczywiście musiał rozkazać zrobić te śmieszne fortyfikację. Niby to przed wrogami, ale on wiedział swoje. Chciał ich tu uwięzić.
Kopnął zmarzniętą ziemie. Dopiero co rozpoczęła się Pora Nagich Drzew. Szron osiadł na podłożu, a nadchodzące chmury przepowiadały, że zaraz sypnie śniegiem.
Czy coś znalazł, kręcąc się po terenach? A owszem. Upolował mysz. Dziwiło go to, że zwierzęta jeszcze się nie pochowały. Te tereny naprawdę zadziwiały.
Dotarwszy na granicę z Klanem Burzy, rozejrzał się po okolicy. To nie było to co znał. Było obce, inne, nieznane. Westchnął głośno, spuszczając łeb na łapy. Co by zrobiła jego matka? Co ona by zrobiła? To ona była mózgiem wszystkich operacji, a teraz został z tym sam.
Kątem oka dojrzał niewyraźny kształt. Ktoś tu szedł? Uniósł łeb, przyglądając się liliowej sylwetce, niedowierzająco. Śnił. To chyba było to. Nie wierzył.
— Mama? — miauknął pod nosem, przyglądając się polującej kocicy. Nie widziała go? Zdawała się taka odległa, nierealna. To niemożliwe. Śnił. Przetarł oczy, ale ona nadal tam była. Musiał się upewnić. Serce zabiło mu szybciej, po czym przekroczył granicę, podbiegając do burzaczki.
Nie. To nie była jego mama. Nie nosiła swojego zapachu. Pahniała inaczej, jak... jak burzak. Jednak im się bardziej zbliżał, tym sylewtka była coraz lepiej widoczna, blizny szpecące jej ciało, tak bardzo znajome. To była ona! Naprawdę!
Odwróciła się natychmiastowo, unosząc łapę z wysuniętymi pazurami. Zatrzymał się, odskakując i unikając przywalenia na powitanie. Zakrzywiona Ość widząc go, zamrugała zszokowana, rozglądając się po okolicy.
— Co tu robisz? Jesteś sam? — Natychmiast podeszła do niego, łapiąc za kark, jak niesforne kocię, które uciekło ze żłobka i zaczęła ciągnąć w bardziej osłonięte miejsce.
— Sam pójdę — prychnął, przebierając łapami, aż kocica nie puściła go tuż przy szczątkach Upadłego Potwora, który zdawał się idealną osłoną, przed ciekawskim wzrokiem.
— Mamo — powtórzył z iskierkami w oczach, dalej nie wierząc w to, że żyła. Przytulił się do niej od razu, na co ta nie zareagowała zbyt wylewnie. Nie obchodziło go to jednak, bo liczyło się tylko to, że Mrocznej Gwieździe nie udało się jej pokonać. Że żyła.
Odsunął się od niej, czując jak kocica naparła na niego łapą.
— Już starczy, bo zostawisz na mnie swój zapach. Kamienna Gwiazda nie może się o tym dowiedzieć. — miauknęła.
Właśnie! Zamrugał, otwierając pysk, by wypytać ją jak to się stało, że dołączyła do królikojadów, gdy poczuł, że z oczu ciekną mu łzy.
— Mamo, nie wiesz jak tęskniłem. Myślałem, że nie żyjesz. Mroczna Gwiazda zniszczył Klan Wilka. Morduje kogo chcę, wprowadza terror i dziwne obowiązki. Wiesz jak mnie nazwał? Tchórzliwy Upadek! — Trzepnął ogonem — Musimy coś z tym zrobić! On nie może triumfować. Nie mogę już na to patrzeć, a nie mogę nic zrobić. Nie jestem taki jak ty... — Zwiesił łeb.
Kocica zasyczała, klnąc na lidera wilczaków wściekle.
— Jak on śmie zmieniać ci imię po Łasicy! To jasna drwina skierowana do naszej rodziny! Twój imiennik nie był tchórzem! A tym bardziej nie upadł! To był bohater, który postawił się temu wypłoszowi. Nie pozwolę, by koło się zatoczyło i byś i ty skończył jak on. Nie pozwolę, by hodował cię jak świnię na rzeź. — zasyczała. — Powiedz mi wszystko co działo się od mojego zniknięcia — zażądała.
Skinął jej łbem, po czym podjął opowieść. Było tego sporo, bo ta wędrówka jak i zadomowienie się na nowych terenach, to był ogrom czasu. Liliowa krzywiła się raz po raz, prychając i fucząc, gdy dowiadywała się o zbrodniach Mrocznej Gwiazdy. Najbardziej przejęła się tym, że jego trzoda się rozrosła, przez co dostęp do niego był utrudniony.
Gdy zakończył, chwilę milczała, układając to sobie w głowie.
— Musisz dalej go obserwować. Ich wszystkich najlepiej — rzekła. — Mam plan jak sprawić, by stracił czujność.
— Plan? Co zamierzasz? — Chciał wiedzieć co knuła, by ją w tym jak najlepiej wesprzeć.
Liliowa uśmiechnęła się złowieszczo, tak jak zwykle, gdy knuła upadek czarnego vana.
— Dostanie ode mnie prezent. Spotkajmy się tu za księżyc. To czego od ciebie wymagam to dyskrecja. Mroczna Gwiazda nie może wiedzieć, że ze sobą współpracujemy.
— Chcesz się ukrywać w Klanie Burzy? — zapytał, starając się zrozumieć co kotka miała na myśli.
— Nie skarbie. Jeżeli się uda, to na zgromadzeniu skonfrontuje się z tym pchlarzem. Lecz wtedy, nie będziemy mogli się już widywać. Na pewno wyśle za tobą swoje psy. Musisz udawać, że nie wiesz o tym, że żyję. To ważne. Nawet jeśli będziesz musiał płakać, płacz. Musisz go zwieść. Za księżyc dowiesz się wszystkiego co konieczne. Potem... pozostawiam wszystko w twoich łapach.
— Dobrze mamo. Nie zawiodę cię.
Wojowniczka polizała go po czole, po czym odeszła. Skierował kroki z powrotem na tereny Klanu Wilka, zmazując z siebie zapach Klanu Burzy, tarzając się w zmarzniętych liściach. Był szczęśliwy. Promieniał. Dostał ważne zadanie. Jego matka żyła, a Mroczna Gwiazda...
Jego czas upadku nadchodził.
💞
OdpowiedzUsuń