Srocza Łapa weszła do obozu, przeciągając swoje zmarznięte kończyny. Za nią weszli kolejno Węgorzowy Pysk, Wzburzony Potok i Cedrowa Rozwaga, którzy razem z nią byli na patrolu granicznym. Najmłodsza, szylkretowa wojowniczka od razu pognała do swojej siostry, bucając ją przyjaźnie głową w bark. Pozostała dwójka udała się odłożyć upolowaną w trakcie patrolu zwierzynę, na jej miejsce.
Łaciata przycupnęła przy ścianie obozu, by móc w ciszy rozkoszować się brakiem szarpiącego jej futro wiatru. Z westchnieniem zaczęła przywracać swoją rozczochraną sierść do ładu, przeciągając językiem po swojej klatce piersiowej. Kątem oka dostrzegła ruch wśród śniegu zalegającego w obozie. Małe, białe kocię skradało się do niej, torując sobie ścieżkę pośród migoczących zasp. Kotka z rozbawieniem obserwowała, jak maluch zbliża się do niej, nieświadomy, że już został przez nią odkryty.
– Buu! – pisnął kociak, wyskakując tuż przed łapy Sroce.
Uczennica parsknęła, spoglądając w niebieskie ślepia kocięcia, z udawanym zaskoczeniem. Nie chciała mu psuć zabawy.
– Hej, przestraszyłeś mnie! – miauknęła oburzonym tonem, ale kąciki jej pyska delikatnie uniosły się ku górze.
Kocurek zamachał z zadowoleniem ogonkiem, przysiadając na chłodnej ziemi.
– Jak się pani nazywa? – spytał, zadzierając łebek do góry.
– Srocza Łapa – odpowiedziała ze spokojem – A ty, maluchu? – zapytała, schylając się, by kociak nie musiał cały czas trzymać łba w górze.
– Pchła!! – powiedział radośnie niebieskooki, szczerząc do niej ząbki. – Ma pani ładne imię! – dodał uprzejmie.
Uśmiech kotki poszerzył się jeszcze bardziej. Mimo bycia dość chłodną, zdystansowaną do większości kotów osobą, Srocza miała niewyobrażalną słabość do kociąt. Były takie małe, niewinne, nieskażone złem tego świata. Uszy uczennicy poruszyły się niespokojnie, kiedy usłyszała rozmowę Makowego Pola i jej koleżanek. Dotyczyła ona wyglądu Pchełki – w przeciwieństwie do reszty swojego rodzeństwa, nie był podobny do żadnego z rodziców; ani do Rudzikowego Śpiewu, ani do Daliowego Pąka. Jego nieskazitelnie białe futerko i błękitne oczy odróżniały go od reszty buro-rudego rodzeństwa, co było powodem powstania nieprzychylnych plotek na temat jego i byłej mentorki Sroczej Łapy. Kotka była tego dużą przeciwniczką – nie wierzyła w to, że jej ukochana Dalia mogła puścić się z kimś spoza klanu, z resztą, pozostałe jej dzieci były nieodłącznymi kopiami rodziców i nic nie było w stanie zaprzeczyć ich pochodzeniu.
– Wszystko w porządku? – bąknął nieśmiało Pchła, przechylając pytająco łebek.
Srocza Łapa dopiero po słowach kocięcia uświadomiła sobie, że już dłuższą chwilę zamiata śnieg ogonem, a na jej pysk wstąpił nieprzyjemny grymas. Potrząsnęła pospiesznie łbem.
– Tak, wszystko w porządku – odpowiedziała uczennica, uspokajając swój ogon.
– To dobrze… a czy mógłbym zobaczyć twoje oczy z bliska? – spytał nieśmiało, uciekając wzrokiem w innym kierunku.
Łaciata uniosła z zaskoczeniem brwi, ale nie protestowała. Rozsunęła swoje łapy, by łatwiej było się jej schylić i wyciągnęła łebek do ciekawskiego kocurka. Biały ucieszony z jej reakcji, stanął na tylnych nóżkach, a przednie oparł o pysk Sroki, z fascynacją przyglądając się zielonym ślepiom kotki.
– Podobają ci się? – zagadnęła kocica, którą szyja już trochę bolała od niewygodnej pozycji.
– Bardzo!! – rzucił szybko w odpowiedzi Pchełka, ruszając jasnymi wąsikami.
Srocza Łapa zmrużyła ciepło ślepia. Brakowało jej takiego światełka, jakim był kocurek. Uniosła swoją głowę do góry, odrywając trzymającego się jej kociaka na chwilę od ziemi. Radosny kwik uciekł z pyska białego.
– Ja chcę jeszcze raz! – zażądał maluch – Jeszcze raz!!
– Spokojnie, może później… – wymruczała w odpowiedzi starsza, odczepiając zawiedzionego dzieciaka od swojego pyszczka.
Kociak od razu skoczył na proste łapy, gotowy do dalszego psocenia. Ponownie wbił swój wzrok w uczennicę.
– Co będziesz teraz robić? – spytał, machając swoim maleńkim ogonkiem.
– Myślę, że pójdę coś zjeść – rzuciła zielonooka, wstając z miejsca. Poczuła, jak po jej kościach rozchodzi się nieprzyjemne mrowienie, spowodowane za długim przebywaniem w jednej pozycji.
– O, o!! – krzyknął biały – A może zaniesiesz coś mamusi?
Wnętrzności kotki podeszły jej do gardła na myśl o konfrontacji z Daliową. Wcześniej zawsze ktoś inny zanosił jej jedzenie, ale teraz nie miała żadnej wymówki. Nie czuła się gotowa, ale może był to już czas najwyższy?
– No… mogę. – odpowiedziała niepewnie. – Chcesz iść wybrać ze mną? – zagadnęła, nie chcąc dać po sobie zobaczyć jej rzeczywistych uczuć.
Niebieskie oczy błysnęły, kiedy kociak entuzjastycznie zaczął przytakiwać głową. Grzecznie ruszył za czarnym ogonem Sroki, podskakując co kilka kroków.
Sterta zwierzyny nie była duża; można by nawet powiedzieć, że była malutka. Wybór tym samym nie był jakiś specjalny, ale nie można było wybrzydzać, zważając na trwającą porę nagich drzew.
Pchła przebierając łapkami podszedł do stosu i zaczął go energicznie obwąchiwać. Jego nosek zatrzymał się dopiero przy tłustej nornicy. Złapał małymi ząbkami gryzonia i pociągnął go po śniegu bliżej Sroki.
– Możemy wziąfć to? – zapytał niewyraźnie przez trzymane w pysku zwierzątko.
– Jasne – przytaknęła mu ruchem głowy kocica – Ale trzymaj ją mocno! – dodała, z tajemniczym błyskiem w oczach.
Nim kocurek zdążył się zorientować co planuje zrobić jego nowa koleżanka, już zwisał jej w pysku. Gdyby nornica nie zatykała mu jego małego pyszczka, ten prawdopodobnie zacząłby radośnie piszczeć.
Jeszcze zanim kotka przekroczyła próg kociarni, wzięła głęboki oddech. Wewnątrz było ciepło i przytulnie, ziemię pokrywały ususzone paprocie, zapobiegając bezpośredniemu kontaktowi delikatnych mieszkańców z chłodną glebą. Pod jedną ze ścian, na mchowym posłaniu spała Żonkilowa Zatoka – świeżo upieczona mamusia, która okociła się zaledwie wschód słońca wcześniej. Jej bok spokojnie unosił się i opadał, a do jej brzucha leżał przyssany maleńki, bury kocurek, o charakterystycznym białym zadku. Z wyglądu przypominał bardziej szczurka niż kocię, ale nie odbierało mu to uroku. Malusieńkimi łapeczkami pracowicie ugniatał swoją rodzicielkę, chcąc dostać jak najwięcej mleka.
Po przeciwległej stronie żłobka leżała Daliowy Pąk, pochłonięta czyszczeniem swojej jedynej córki, Strzyżyk. Tuż obok siedzieli dwaj bracia – Skrzek i Turkuć. Ten drugi fukając groźnie, czochrał swoje świeżo ułożone futro, z każdą chwilą coraz bardziej przypominając nastroszone futro pewnego szarawego idioty.
Wzrok Sroczej Łapy napotkał niebieskie spojrzenie oczu Strzyżyk, która nie zrywając kontaktu wzrokowego, szturchnęła swoją mamę łapką. Szylkretka podniosła wzrok znad kocięcia, z zaskoczeniem unosząc brwi kiedy dostrzegła w wejściu swoją byłą uczennicę. Zaskoczenie ustąpiło szybko chłodowi, którym oplotła Sroczą Łapę, trzymającą w pysku jedno z jej dzieci. Uczennica odstawiła delikatnie malucha na ziemię, uważając, by ten się nie potknął.
– Mamo, mamo, zobacz co ja i pani Srocza Łapa ci przynieśliśmy!! – wybełkotał kocurek, uśmiechając się – To… to…? – zaczął, zerkając ukradkiem na łaciatą.
– Nornica – szepnęła Sroka.
– Nornica!! – dokończył kocurek, skacząc do przodu.
Daliowy Pąk skinęła łbem, po czym liznęła swojego synka, który podbiegł do niej z gryzoniem w pysku i upuścił go tuż przed jej łapami. Kotka jednak ani na chwilę nie oderwała od swojej byłej uczennicy palącego spojrzenia. Srocza Łapa czuła, jak ogarnia ją uczucie, które mogło towarzyszyć tylko dwóm kotom w jej życiu – jej Matce i Daliowej. Za każdym razem, kiedy patrzyły na nią w nieprzychylny sposób, czuła, jak wszystko w środku zaczyna chcieć wydostać się na zewnątrz i pcha się do gardła.
– A co ty robiłeś na zewnątrz? – prychnęła Daliowa, w końcu przerzucając swoje spojrzenie na Pchełkę.
– Zwiedzałem! – wymruczał kocurek, prężąc grzbiet.
– A czy ja ci na to pozwoliłam? – zapytała szylkretka, w jej głosie dało się wyczuć niezadowolenie.
– No… nie wiem… Chyba nie… – miauknął cichutko Pchła, którego zapał został właśnie zgaszony.
– Nie rób tak na przyszłość – odpowiedziała z westchnieniem, ponownie unosząc łeb by spojrzeć na zielonooką. – Ty możesz już iść. – zwróciła się do Sroki.
Uczennicą aż ścisnęło w środku. Trudno było jej tego nie pokazywać. Każde uderzenie serca spędzone w tym miejscu przyprawiało ją o dreszcze. Wiedziała, że ich pierwsze spotkanie od długiego czasu nie będzie należało do najmilszych, a i tak przepełniał ją smutek i zawód.
– Oh, mamo, a musi? – wyrwało się Pchle, który spojrzał błagalnie na rodzicielkę.
Sroce zrobiło się cieplej na sercu, ale nie chcąc się wdawać w sprzeczkę z karmicielką, odpowiedziała:
– Twoja mama ma rację. Chciałabym zostać, ale muszę iść zająć się swoimi uczniowskimi obowiązkami.
Pchła zwiesił smętnie łebek, owijając swój biały ogonek wokół łap.
– No dobrze… A wrócisz jeszcze? – zapytał w ostatniej chwili, kiedy kotka już wychodziła z kociarni.
– Wrócę – rzuciła cicho przez ramię Sroka, ale nie miała pewności, czy maluch ją usłyszał.
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz