Nienawidziła tego uczucia. Rany paliły żywym ogniem i pulsowały, a ona nie mogła nic z tym zrobić. Musiała po prostu wytrzymać z tym. Czy w takim razie miała to za złe Nastroszonemu? Nie. Nie była na niego zła, tylko bardziej zawiedziona. Zawiedziona, bo niby się nią opiekował a tak ją zranił dla własnej zabawy. Przytuliła się mocno do niego, mając nadzieję, że ból przejdzie. Ten polizał ją po sierści, zmywając powoli ślady zbrodni z jej futra. Czuła dotyk jego szorstkiego języka i miała nadzieję, że już nie będzie cała czerwona.
- Zaraz nie będzie krwawić - zapewnił ją. Nie wierzyła w to. Dalej się z niej lało przecież!
- A-a c-co j-jeżeli b-będzie?- zaskomlała cicho, płacząc mu w futro.
- Nie będzie. Ja wiele razy krwawiłem i po jakimś czasie przestawało - wytłumaczył. Rozpłakała się głośno, wbijając pysk w jego sierść. Na pewno nie miał racji, przecież… Lało się i lało, bez przerwy!
- A-ale d-dalej mnie b-boli! B-bardzo b-boli!
Zamruczał uspokajająco, liżąc ją po głowie. Lubiła to, jak był taki bliski i opiekuńczy, tylko, że nie potrafiła przestać myśleć o ranach, które straszliwie ją piekły.
- To właśnie piękne jest w bólu. Trzyma długo, rany się goją i odchodzi. Dzięki temu, że cię boli, ja nie skrzywdzę cię póki nie przestanie. Więc powinnaś cieszyć się, że boli.
- A-ale n-nie cieszę się... B-bo t-to b-bardzo b-boli... B-boli... B-bardzo... A-a j-jak b-będzie t-tak długo b-boleć....
- Przyzwyczaisz się - mruknął tylko. - Pachniesz teraz cudownie...
- Cz-czyli... J-jak?
Nie rozumiała jego obsesji na punkcie krwii. Czemu mu się tak podobało to? Może w końcu to ogarnie?
- Tak... krwiście, słodko, metalicznie i po prostu ładnie - wymruczał. - Czerwień pasuje ci do futra
- N-naprawdę?- pisnęła cicho. Jak to pasowała jej czerwień? To brzmiało dziwnie… Tak nienaturalnie. Kto normalny się tak wyrażał? Przecież krew nie była niczym ładnym.
- Tak. - potwierdził, dalej ją oczyszczając i zmywając jakikolwiek dowód. Pisnęła cicho, czując jak rany lekko szczypiąc.
- Cz-czemu m-mnie liżesz?
- Bo się pobrudziłaś. Jako moja partnerka nie możesz chodzić po obozie w takim stanie - miauknął. No w sumie racja… Jeszcze by był na nią zły, że ją ośmiesza czy coś w ten deseń.
- Oh... A-a t-to n-nie j-jest obrzydliwe? M-mnie lizać?
- Nie jest. Lubie cię - wymruczał, opierając swoje czoło na tym jej. - Nawet bardzo. Pociągasz mnie.
- C-co t-to znaczy p-pociągać?- zapytała się, nie rozumiejąc słów jakich używał. To było coś takiego… Nowego.
- To znaczy, że bardzo cię lubię. Lubię się do ciebie tulić i być przy tobie.
- Oh... D-dobrze... T-to cz-czemu m-mnie p-poraniłeś s-skoro m-mnie l-lubisz?
- To z miłości. Wtedy jeszcze bardziej mnie pociągasz. Jak będziemy starsi, to wiesz co się stanie? Zrobię ci dzieci. Owoc naszej miłości - polizał ją ponownie. To już miała totalny mętlik w głowie! Pociąganie to tulenie się do siebie a potem się ma dzieci? Czyli pociąganie to miłość czy co? Poza tym, jaki znowu owoc miłości? Tak zawsze było w związku?
- A-ale j-ja m-mówiłam ci j-już... N-nie b-będę d-dobrą m-mamą... N-nie w-wiem, cz-czy chcę m-mieć dzieci...
- Będziesz dobrą mamą, wiesz czemu? Bo to masz we krwi. Jesteś kotką. Teraz myślisz, że nie jesteś na to gotowa, ale gdy tylko je urodzisz... to ci się odblokuje. To będą nasze małe skarby.
Zaszlochała cicho. Bała się dzieci przecież! Były takie małe i kruche, jeszcze by coś zrobiła im! Byłaby najgorszą i do tego czekoladową mamą!
- A-ale j-ja nie chcę... N-nie poradzę s-sobie...
- Poradzisz. - zamruczał jej do ucha. - Jesteś bardzo odważna.
- N-nie j-jestem odważna!- pisnęła do niego, kuląc się mocno.- N-nie chcę m-mieć dzieci!
- I tak na razie nie będziesz ich mieć. Może jeszcze zmienisz zdanie - powiedział, wylizując ją dalej z krwi. Nie nudziło mu się to?
- N-nie zmienię zdania. M-możesz... M-możesz mieć dzieci z-z inną k-kotką, a nie z-ze mną...
- Tak będzie. - mruknął. - Będę miał ich więcej, jak ci już o tym wspominałem. Każda z nich da mi kocięta. Ale ty... ty będziesz moją ulubioną... W końcu jesteś moją pierwszą.
- N-nie m-masz innej u-ulubionej? J-jakiejś... M-mniej s-strachliwej? L-lepszej?
- Na razie nie. Ale jak mi znajdziesz... To się nie obrażę. Tylko nie mów im, że gryzę. Trzeba je delikatnie do tego przygotować skarbie - mruknął. Zadrżała lekko i wsunęła nos w jego futro. Gryzł. Bardzo mocno. Zamierzał też krzywdzić tak innych? Jej siostrę też ranił na poboczu, bo go to bawiło?
- M-możesz mnie rz-rzadziej g-gryźć?
- Będę gryzł delikatnie - musnął ją zębami w ucho. - A mocniej jak będziesz mi się stawiać. Pasuje?
Pokiwała delikatnie głową z lekką ulgą. Czyli nie będzie źle. Będzie łagodniej. W końcu, przecież była grzeczna! A takie mocne gryzienie to było jak kara…
- I b-będziesz s-słabiej d-drapał? B-bo t-to b-bardzo b-bolało...
- Będę robił tak, by ci się podobało. - polizał ją. - Tak, że będziesz mnie błagać o więcej
- D-dobrze... - powiedziała cicho.- J-jesteś... W-wspaniały.
- Wiem to - posłał jej uśmiech. Leżeli jeszcze tak chwilę, nim się nagle podniósł. - Wyliż mnie teraz, bo lepiej nie wracać do obozu w takim stanie - wskazał na swoje zakrwawione futro. Przerażona spojrzała na tą krew. Była... Jej? Musiała się na niego przenieść, kiedy się tak ocierał. Ale było tego… Dużo! Miała to lizać?! Wypływało to z niej, czyli… Tak jakby lizała siebie.
- A-ale... T-tu j-jest... K-krew...
- Tak. Twoja kochanie. Piękna jest prawda? Ale musimy ją ze mnie zmyć. Ty jesteś już czysta.
Przywarła do niego i powoli zaczęła zlizywać brud z jego futra. Nie lubiła zbytnio tego robić, ale… Przyzwyczajała się powoli. Było to dla niej dość normalne.
- Fuj...- wydukała cicho, czując dziwny posmak czerwonej mazi.
- Tak smakujesz. - mruknął zadowolony. Skończyła go lizać i odsunęła się. Był… Czysty. On chyba też tak uznał, bo kiwnął łbem. Czyli nie będzie zły?
- Możemy wracać
Pospiesznie wstała, czekając aż da znak, że może wrócić. Koniec męki! Nareszcie! Skinął jej głową i wrócili do obozu.
- Zaraz nie będzie krwawić - zapewnił ją. Nie wierzyła w to. Dalej się z niej lało przecież!
- A-a c-co j-jeżeli b-będzie?- zaskomlała cicho, płacząc mu w futro.
- Nie będzie. Ja wiele razy krwawiłem i po jakimś czasie przestawało - wytłumaczył. Rozpłakała się głośno, wbijając pysk w jego sierść. Na pewno nie miał racji, przecież… Lało się i lało, bez przerwy!
- A-ale d-dalej mnie b-boli! B-bardzo b-boli!
Zamruczał uspokajająco, liżąc ją po głowie. Lubiła to, jak był taki bliski i opiekuńczy, tylko, że nie potrafiła przestać myśleć o ranach, które straszliwie ją piekły.
- To właśnie piękne jest w bólu. Trzyma długo, rany się goją i odchodzi. Dzięki temu, że cię boli, ja nie skrzywdzę cię póki nie przestanie. Więc powinnaś cieszyć się, że boli.
- A-ale n-nie cieszę się... B-bo t-to b-bardzo b-boli... B-boli... B-bardzo... A-a j-jak b-będzie t-tak długo b-boleć....
- Przyzwyczaisz się - mruknął tylko. - Pachniesz teraz cudownie...
- Cz-czyli... J-jak?
Nie rozumiała jego obsesji na punkcie krwii. Czemu mu się tak podobało to? Może w końcu to ogarnie?
- Tak... krwiście, słodko, metalicznie i po prostu ładnie - wymruczał. - Czerwień pasuje ci do futra
- N-naprawdę?- pisnęła cicho. Jak to pasowała jej czerwień? To brzmiało dziwnie… Tak nienaturalnie. Kto normalny się tak wyrażał? Przecież krew nie była niczym ładnym.
- Tak. - potwierdził, dalej ją oczyszczając i zmywając jakikolwiek dowód. Pisnęła cicho, czując jak rany lekko szczypiąc.
- Cz-czemu m-mnie liżesz?
- Bo się pobrudziłaś. Jako moja partnerka nie możesz chodzić po obozie w takim stanie - miauknął. No w sumie racja… Jeszcze by był na nią zły, że ją ośmiesza czy coś w ten deseń.
- Oh... A-a t-to n-nie j-jest obrzydliwe? M-mnie lizać?
- Nie jest. Lubie cię - wymruczał, opierając swoje czoło na tym jej. - Nawet bardzo. Pociągasz mnie.
- C-co t-to znaczy p-pociągać?- zapytała się, nie rozumiejąc słów jakich używał. To było coś takiego… Nowego.
- To znaczy, że bardzo cię lubię. Lubię się do ciebie tulić i być przy tobie.
- Oh... D-dobrze... T-to cz-czemu m-mnie p-poraniłeś s-skoro m-mnie l-lubisz?
- To z miłości. Wtedy jeszcze bardziej mnie pociągasz. Jak będziemy starsi, to wiesz co się stanie? Zrobię ci dzieci. Owoc naszej miłości - polizał ją ponownie. To już miała totalny mętlik w głowie! Pociąganie to tulenie się do siebie a potem się ma dzieci? Czyli pociąganie to miłość czy co? Poza tym, jaki znowu owoc miłości? Tak zawsze było w związku?
- A-ale j-ja m-mówiłam ci j-już... N-nie b-będę d-dobrą m-mamą... N-nie w-wiem, cz-czy chcę m-mieć dzieci...
- Będziesz dobrą mamą, wiesz czemu? Bo to masz we krwi. Jesteś kotką. Teraz myślisz, że nie jesteś na to gotowa, ale gdy tylko je urodzisz... to ci się odblokuje. To będą nasze małe skarby.
Zaszlochała cicho. Bała się dzieci przecież! Były takie małe i kruche, jeszcze by coś zrobiła im! Byłaby najgorszą i do tego czekoladową mamą!
- A-ale j-ja nie chcę... N-nie poradzę s-sobie...
- Poradzisz. - zamruczał jej do ucha. - Jesteś bardzo odważna.
- N-nie j-jestem odważna!- pisnęła do niego, kuląc się mocno.- N-nie chcę m-mieć dzieci!
- I tak na razie nie będziesz ich mieć. Może jeszcze zmienisz zdanie - powiedział, wylizując ją dalej z krwi. Nie nudziło mu się to?
- N-nie zmienię zdania. M-możesz... M-możesz mieć dzieci z-z inną k-kotką, a nie z-ze mną...
- Tak będzie. - mruknął. - Będę miał ich więcej, jak ci już o tym wspominałem. Każda z nich da mi kocięta. Ale ty... ty będziesz moją ulubioną... W końcu jesteś moją pierwszą.
- N-nie m-masz innej u-ulubionej? J-jakiejś... M-mniej s-strachliwej? L-lepszej?
- Na razie nie. Ale jak mi znajdziesz... To się nie obrażę. Tylko nie mów im, że gryzę. Trzeba je delikatnie do tego przygotować skarbie - mruknął. Zadrżała lekko i wsunęła nos w jego futro. Gryzł. Bardzo mocno. Zamierzał też krzywdzić tak innych? Jej siostrę też ranił na poboczu, bo go to bawiło?
- M-możesz mnie rz-rzadziej g-gryźć?
- Będę gryzł delikatnie - musnął ją zębami w ucho. - A mocniej jak będziesz mi się stawiać. Pasuje?
Pokiwała delikatnie głową z lekką ulgą. Czyli nie będzie źle. Będzie łagodniej. W końcu, przecież była grzeczna! A takie mocne gryzienie to było jak kara…
- I b-będziesz s-słabiej d-drapał? B-bo t-to b-bardzo b-bolało...
- Będę robił tak, by ci się podobało. - polizał ją. - Tak, że będziesz mnie błagać o więcej
- D-dobrze... - powiedziała cicho.- J-jesteś... W-wspaniały.
- Wiem to - posłał jej uśmiech. Leżeli jeszcze tak chwilę, nim się nagle podniósł. - Wyliż mnie teraz, bo lepiej nie wracać do obozu w takim stanie - wskazał na swoje zakrwawione futro. Przerażona spojrzała na tą krew. Była... Jej? Musiała się na niego przenieść, kiedy się tak ocierał. Ale było tego… Dużo! Miała to lizać?! Wypływało to z niej, czyli… Tak jakby lizała siebie.
- A-ale... T-tu j-jest... K-krew...
- Tak. Twoja kochanie. Piękna jest prawda? Ale musimy ją ze mnie zmyć. Ty jesteś już czysta.
Przywarła do niego i powoli zaczęła zlizywać brud z jego futra. Nie lubiła zbytnio tego robić, ale… Przyzwyczajała się powoli. Było to dla niej dość normalne.
- Fuj...- wydukała cicho, czując dziwny posmak czerwonej mazi.
- Tak smakujesz. - mruknął zadowolony. Skończyła go lizać i odsunęła się. Był… Czysty. On chyba też tak uznał, bo kiwnął łbem. Czyli nie będzie zły?
- Możemy wracać
Pospiesznie wstała, czekając aż da znak, że może wrócić. Koniec męki! Nareszcie! Skinął jej głową i wrócili do obozu.
<Mój bf?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz