Pora Opadających Liści była piękna, chociaż podobno z rana było mroźnie. Nie odczuwał tego zbytnio, przez swoją gęstą sierść, ale wystarczyło rzucić okiem na lekki szron na trawie, by dojść do takich wniosków.
Kacze Bajorko pozwoliło mu się na chwilę wyciszyć. Napił się wody, mocząc w niej łapy dla ochłody i orzeźwienia. Chyba już każdy w klanie wiedział, że lubił w taki sposób spędzać czas. Zwykle jednak przechadzał się po plaży, która była niczym oaza spokoju. Tylko on i szum fal. Musiał jednak zmienić teren, bo roześmiani uczniowie, ganiający się po piasku, psuli to piękno, za które kochał to miejsce. Jednakże to małe jezioro, które odchodziło do rzeki, też nie było złe. Na pewno w Porze Zielonych Liści, będzie z chęcią tu przychodził, by zanurzyć się w jego odmętach, by schłodzić swoje ciało. I gdy tak spędzał czas z samym sobą, usłyszał kroki. Nie ruszył się, lecz jego ucho drgnęło, uświadamiając obcego, że jego obecność została zauważona. Może jeszcze kilka dni temu, pewnie by zareagował agresywnie i przyjął pozycję do walki, lecz zaznajomił się z zapachem klifiaków, więc zdawał sobie sprawę, że ten pokojowy naród, nie zamierzał go skrzywdzić.
— Zgubiłem się, możesz pokazać mi drogę do swojego serca? — zapytał kocur, z nadmierną pewnością siebie.
Gorzej być nie mogło. Naprawdę? Czy większość uczniów była tak zdesperowana w tym klanie, że zaczęto zwracać bardziej uwagę na niego i zastanawiać się, jak to by było, gdyby byli w związku partnerskim? Na samą myśl, dopadało go obrzydzenie. Wolno zwrócił łeb w stronę Oliwkowej Łapy, trójłapego kocura, który dość szybko zginąłby w Betonowym Świecie, jeśli nie zdecydowałby się na życie pieszczocha. Nie za bardzo wierzył, że ktoś taki może zostać wojownikiem, ale nie zamierzał komentować. Skoro dla Lamparciej Gwiazdy to nie było nic wielkiego, to musiał uszanować jego wolę.
— Nie. Mogę jednak wskazać ci drogę do obozu, jeżeli naprawdę się zgubiłeś — odparł, wracając do obserwowania wody.
— Wolałbym jednak to pierwsze — Zbliżył się aż zanadto.
Nie odpowiedział mu, ignorując jego istnienie. Może zaraz mu się znudzi i sobie pójdzie? Na to liczył.
Uczeń jednak zamiast zrobić to czego oczekiwał, przysiadł się obok. Dobrze, że był znacznie wyższy od kocura, bo już po głowie chodziła mu myśl, że ten zaraz coś sobie ubzdura i zachowa się jak Aksamitna Chmurka, gdy pierwszy raz miała okazję się z nim spotkać. Czując jednak jego ogon, na swoim ogonie, westchnął cierpiętniczo.
— Nudzi ci się? — zapytał, zabierając swoją własność z dala od niego. — Jeżeli tak, to mogę znaleźć ci zajęcie — I mówił tu na poważnie. Klan potrzebował w końcu pomocy, przy umacnianiu obozu, czy poszukiwaniu pożywienia. Skoro liliowy chciał udowodnić swoją wartość, powinien wziąć się do roboty, a nie myśleć o głupotach.
<Oliwkowa Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz