*Pora Opadających Liści*
Wiedział, że kotka nie odeszła, a gdzieś się zaczaiła, obserwując go. Chciała w końcu ujrzeć jak się upokarza przed samym sobą. W sumie już to czuł, niezdolny do wypowiedzenia tych słów. Ugh! Jak on jej nienawidził! Czemu musiała mu to robić?!
- W porządku? - Szyszkowa Łapa podszedł bliżej, a on skrzywił się obrzydzony.
- Posłuchaj - z trudem się zbliżył, ściszając głos, by ta wariatka ich nie usłyszała. - Nie jestem gejem, ty także. Lubisz kotki, nie? To tak jak ja. Jesteś w stanie zwalczyć tą dziwna chęć do szerzenia tego dalej. Jednakże założyłem się z mentorką i przegrałem zakład, więc udawajmy, że... - nie potrafił tego wypowiedzieć. - Wiesz... By moja mentorka się odwaliła ode mnie. Potem nasze drogi się rozchodzą.
Kocur zmarszczył czoło.
- Nie rozumiem za bardzo... - miauknął. - To chcesz być ze mną, ale jednak nie?
Co za debil! Naprawdę mówił nie po kociemu?! To był tylko głupi zakład! Zakład i nic więcej! On miał tylko mu pomóc, a potem zniknąć z jego życia raz na zawsze.
- Nie chcę być z tobą, ale teraz... ygh... dajmy sobie buzi i spadaj - warknął.
To go jeszcze bardziej zdziwiło, bo aż zamrugał.
- Mogłeś mówić, że wolisz związek powoli... - powiedział Szyszek.
- Nie chcę związku. Mam cię polizać, bo przegrałem zakład i tyle - powtórzył.
To chyba do niego dotarło, bo zarumienił się kiwając łbem. Z bolącym sercem, nachylił się i polizał go w policzek, krzywiąc się z odrazy. Obrzydlistwo. Szyszek zaraz zrobił to samo, a on czuł palący wstyd. Jednak udało się. Zrobione. Polizane. Echo dostała to co chciała. Pewnie liczyła na jakąś prawdziwą randkę, ale nie był w stanie wypowiedzieć tych słów, a co dopiero przyznać się do bycia gejem! Już teraz czuł odruch wymiotny, bo żółć mu podeszła do gardła. Przełknął to jednak, wyobrażając sobie, że to nie był pocałunek nie wiadomo jaki, bo nie był w pysk. Przyjaciele czasem też się lizali... No dobra, oszukiwał się, ale nie potrafił inaczej zmusić swojego umysłu od krzyczenia mu w głowie "Siada ci na łeb od tej wariatki!"
Tak jak się spodziewał, Zboczone Echo wszystko obserwowała, bo właśnie wyszła powoli z krzaków.
- Nastroszony, będę na ciebie czekać nad rzeką, jak już skończysz randkę, dobrze? - powiedziała.
Wsghhr! Tak właśnie wyglądało jego wnętrze, które zwijało się tam i dogorywało, kopiąc powoli sobie grób.
Położył po sobie uszy.
- Ta. Jasne... - rzucił do niej paląc się ze wstydu.
Szyszek widząc to, objął go ogonem.
- Oddam go w jednym kawałku - zapewnił buras, przytulając się do niego, a go wręcz nosiło do dania mu po pysku. Tylko siłą woli sprawiła, że nie poruszył się, mordując mentorkę z niezadowolonym wyrazem pyska
Ta zachichotała cicho, wpatrując się w ich dwójkę.
- Słodko wyglądacie ze sobą. Mam nadzieję, że ułoży wam się razem...
- Zaopiekuję się nim - zapewnił Szyszkowa Łapa.
Miał nadzieje, że rozumiał co wcześniej do niego mówił i tylko sobie pogrywał z jego mentorką. Bo jeśli nie...
- Idź stąd, Echo. - syknął w jej stronę, ledwo panując nad sobą.
Zaraz go pogoni, tylko spokojnie. Niech ta wariatka tylko odejdzie... Wtedy ta "randka" zamieni się dla ucznia w istne piekło, które będzie prześladować go nocami.
- No już, już...- powiedziała, z ociąganiem kierując się w stronę rzeki.
- To skoro to randka, to... co chcesz porobić? Mogłeś mówić, a nie tak ściemniać... - miauknął do niego Szyszek, a on dostał tam zawału.
Spojrzał na niego z mordem w oczach, sprawdzając jeszcze czy Echo sobie poszła, po czym zaciągnął go nieco dalej, zatrzymując się i jeżąc sierść.
- Słuchaj. To nie randka! Ja naprawdę nie jestem gejem!
- Ale pocałowałeś mnie. Ja już nie rozumiem... - Bury spojrzał na niego smutnymi ślepiami.
- Ty lubisz kotki, ja także. Nie jesteśmy gejami! - wbijał mu to do łba. - Znajdź sobie jakąś ładną partnerkę. To między nami... to nie jest prawda tylko wymysł Echo! Swata nas na siłę, nie widzisz tego?
- A to coś złego? - dopytywał.
Skoczył na niego, zbijając go z łap. Zaraz go rozszarpie. Zagryzie. Wyrwie narządy, a flaki porozwiesza na drzewie. Szyszek zamiast się jednak przerazić, zarumienił się bardziej.
- To jednak wolisz takie randki? - Uśmiechnął się.
- Nie! - wrzasnął odskakując jak oparzony. - Nie. Słuchaj. Wracaj do obozu. Zostaw mnie. Nie jesteśmy parą. A ja nie jestem gejem, brzydzi mnie to - miauczał, drżąc.
Uczeń wstał na łapy, ocierając się o niego i dając mu ponownie buzi w policzek.
- No dobrze. Skoro tak mówisz... I tak cieszę się, że w końcu to z siebie wyrzuciłeś. Szczerze... J-jakbyś znów zmienił co do nas zdanie, to wiesz gdzie mnie znaleźć - Odszedł, ratując swą skórę od przemielenia. Wręcz o włos chybił, wbijając się z wściekłością w ziemię.
Bury uśmiechnął się widząc to.
- Naprawdę mnie pragniesz... Ale... chyba to nie jest odpowiedni moment. - po czym odbiegł z głupim uśmieszkiem.
Ugh! Nie wierzył, że wyszło to wszystko mu ogonem! Ciało paliło go, by go zamordować, wyrwać język i wsadzić mu go do gardła, ale jak wytłumaczy zniknięcie tego głupka? Jego mentorka widziała ich jako ostatnia, więc na pewno wskaże jego na potencjalnego mordercę. Ygh! Podszedł do drzewa, po czym dał sobie w łeb. Ból nieco go otrzeźwił, ale i też zamroczył. Otrzepał się, po czym skierował kroki ku rzece, gdzie czekała na niego ta larwa.
Widząc ją, wbił w nią nienawistny wzrok.
- ZADOWOLONA?! - wydarł się na nią wściekle, czując rosnącą frustrację i nienawiść do jej osoby.
Roześmiała się tylko, posyłając mu spojrzenie.
- Sam wymyśliłeś ten zakład. Co, chcesz jeszcze raz? Podobało ci się?
- Już się z tobą o nic nie zakładam! - warknął. - Zaliczyłem zadanie. Nie jestem ci już nic winny. Dlatego przestań mnie podjudzać!
I to była prawda. Nigdy już nie zrobi czegoś takiego! Po jego trupie! Wolał już modlić się do tego wymyślonego Klanu Gwiazdy, niż randkować ku uciesze tej nienormalnej kotki.
- To co, fajne było lizanie kocura? - zignorowała jego słowa. - Jeżeli tak by wyglądały nasze zakłady... To możemy jeszcze raz. Z chęcią zobaczę, jak się miziasz do Szyszka.
- To. Nie. Było. Fajne. - zaskrzeczał. - Brzydzę się siebie i tego co zrobiłem. Zwymiotowałem aż, gdy go spławiłem. Więc widzisz? Skoro moje ciało tak reaguję, oznacza to, że nie jestem gejem! - W zasadzie nie zrobił tego, ale był prawie o włos od puszczenia pawia, gdy jeszcze kocica się im przyglądała. Tylko siłą woli zmusił się, by nie ośmieszyć się w taki sposób bardziej.
- Może... Ale dla Szyszka nim jesteś. Pewnie teraz załamany chciałby się z tobą przelizać... Biedaczek.
Spalił buraka, pamiętając co mu kocur powiedział. Nie zamierzał się tym dzielić z mentorką, bo jak nic będzie o tym mu gderać nad uchem do usranej śmierci.
- Mam gdzieś co chcę. Gdyby nie to, że uciekł, to skończyłby martwy. Jak naślesz go na mnie ponownie, to wiedz, że nie wróci do klanu. - zagroził, mówiąc to na poważnie.
- Chciałabym go nasłać. Bawią mnie te zakłady z tobą. Chcesz drugi? Bo i tak nie wyjdzie ci szukanie jakiegoś samotnika... A ja chętnie znowu zobaczę jak się z nim liżesz.
- N-nie ma mowy - Odwrócił od niej łeb. - Przegrałem z myszą, bo ją straszyłaś, więc na pewno i znów przegram, bo będziesz oszukiwać! - Machnął niezadowolony ogonem.
Nigdy nie popełni drugi raz tego błędu. Nigdy! Niech nawet sobie nie myśli! Prędzej niebo spadnie mu na łeb niż zgodzi się na jakieś zakłady z tą wariatką.
<Nienawidzę cię podwójnie>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz