*Porą Opadających Liści*
Położył po sobie uszy. Nie zamierzał polować ze starszym! To wyglądało z boku jak randka! Zwłaszcza, że kotka nagadała mu głupot. Nie wierzył w to, że bury był taki głupi, że uwierzył tej jednookiej gnidzie w to, że mu się podobał. To nie była prawda! Jak w ogóle go do tego przekonała?! Czy Szyszkowa Łapa był jakiś głupi? W sumie... Wyglądał mu na takiego.
Prychnął kierując się przez łąkę w poszukiwaniu zwierzyny, a za nim ruszył starszy uczeń. I to jak na złość, uśmiechał się miło i nie napastował. Odrażające. Nienawidził go za sam fakt, że się nim jakoś głębiej zainteresował. Musiał go zgubić. Nie da mu się tknąć! Zboczeniec... Czemu w Klanie Nocy, niezależnie kogo spotykał, to był jakiś nie ten tego?
- Idź w prawo, a ja w lewo - burknął.
- Ale twoja mentorka kazała byśmy razem... - Szyszkowa Łapa nie dokończył, bo wciął mu się od razu w zdanie.
- No to co! Nie będziemy razem polować. Zapomnij - prychnął, szybko od niego odchodząc.
Nienawidził tego terenu do polowania. Te kwiaty, ten odrażający, słodki zapach. Jak ni,c to był jakiś spisek! Nie było mowy, by on i Szyszek byli parą. Nigdy nie da się tej raszplie zgejować! Aż go skręcało na samą myśl o tym.
Na szczęście bury się odwalił, dając mu przestrzeń. Dzięki temu udało mu się złapać mysz, którą zakopał w trawie, przeklinając pod nosem swoją mentorkę. Musiał się za to zemścić. Nie było mowy, by puścił jej tą zniewagę płazem.
- Brawo. Ładnie polujesz - pochwalił go kocur, znajdując się tuż za nim. Nastroszył sierść na te słowa, cofając się od niego natychmiastowo.
Nie zamierzał pozwolić, by uczeń go nawet dotknął ogonem! Nie pozwoli się tak upokorzyć ku radości tej wariatki! Musiał jakoś uświadomić typa, że był okłamywany, bo skoro robił sobie jakieś nadzieję, to co będzie jeśli naprawdę się w nim zakocha?! Przecież będzie musiał go zabić!
- Ta. Dzięki - burknął. - Posłuchaj... Nie wiem co ci moja mentorka nagadała, ale ja naprawdę nie jestem gejem. Nie widzisz tego? Ona robi nam jakąś randkę na gejowej łące! Ja i ty? Zapomnij. Wole kotki - wyjaśnił, mając nadzieję, że to do niego dotrze.
Naprawdę nie mówił w jakimś innym języku. A skoro powtarzał to wciąż i wciąż, dość wściekły, to powinien pojąć, że mówił to na serio, a nie że żartował!
- Ja też lubię kotki - No to się zdziwił. Jak to też?! To o co tu chodziło?! Co on tak naglę zmieniał zdanie? Ale... W zasadzie to nawet dobrze! Mógł go wyleczyć z tego świństwa! Będzie normalny i ocali tak swoje życie!
- To czemu chciałeś ze mną...? - Otworzył z szokiem pysk. Naprawdę potrzebował wyjaśnień! I to już! Natychmiast!
- Jestem otwarty na każdego. A słysząc o tym, że się we mnie podkochujesz... No wiesz. Nie chciałem cię zranić i odtrącić.
Że co takiego?! Czyli robił to z litości?! Aha... Najgorsze wytłumaczenie pod słońcem! On nigdy, by nie wszedł w takie bagno, jak ten mysi móżdżek! Musiał mu to wytłumaczyć, lecz ku jego zdziwieniu bury usłyszał dźwięk uciekającej piszczki, po czym pokicał kilka króliczych skoków dalej, by ją złapać. Siedział tam jak dureń, czując nagle jak coś go przygwożdża do ziemi, a w jego pysku ląduje jakieś zielsko. Przełknął je, kaszląc, by się nie udusić i mordując wzrokiem zadowoloną z siebie mentorkę.
- Nawet nic nie mów- wyszeptała, znów gdzieś znikając.
- Nastroszona Łapo? - Szyszek zdziwiony tym, że leżał na ziemi, zaczął do niego podchodzić z troską wymalowaną na pysku, gdy nagle został zaatakowany od tyłu przez Zanikające Echo, która również mu wepchnęła zielsko do pyska.
W zasadzie co to było? Czuł się... Dziwnie. Bardzo dziwnie. Wstał ciężko na łapy, chociaż świat zaczął lekko mu się kołysać na boki. Wziął mysz w zęby, po czym ruszył w miejsce, gdzie się rozstali przed tym całym cyrkiem z polowaniem. Widząc tam kwiaty i jakieś jedzenie, zamrugał zdziwiony. Co... Co tu się działo?! Zwiesił łeb, bo coraz bardziej te kolory mu migały, a dziwne uczucie rosło w piersi. Nie miał pojęcia czemu, ale się roześmiał, chichocząc do siebie jak wariat. Zwariował! Zwariował już totalnie! Dostrzegając Echo, która prowadziła ledwo idącego burego, rozdziawił pysk.
- Znalazłem kwiatki - rzucił głupkowato, wskazując na bukiet.
Mentorka zamruczała, posyłając mu uśmiech pełen satysfakcji.
- Jakie śliczne... Może dasz swojemu koledze?- powiedziała z sugestią do naćpanego ucznia.
Dać mu? To słowo obijało mu się o głowę, więc chwycił i podał kwiatki buremu. Ten uśmiechnął się, przyjmując je, mrucząc i ocierając się o niego z wdzięcznością.
- Mruczysz - zauważył fakt oczywisty, kiwając się na boki, by zaraz oprzeć się o jego ciało.
- Chcecie żebym sobie stąd... Poszła?- usłyszał odległy głos, w zasadzie nie wiedział już czyj. Chyba upewniał się, czy może tu być. W zasadzie... Dlaczego nie? Im było ich więcej, tym czuł się weselej.
- Zostań - miauknął Szyszkowa Łapa, zamazując mu się przed oczami. - Bo... bo będzie ci smutno... Nie chcę by było komuś przeze mnie smutno... - wydukał.
- Mi jest wesoło - powiedział, zaczynając chichotać jak głupek. - Echoooo - zwołał do mentorki. - Wiesz, że cię lubię. Nie bądź baba, hihi... - Ale to było nieziemskie doznanie. Nie czuł nigdy czegoś takiego, co unosiło w niebiosa i powodowało, że był bliżej gwiazd. Może jak do nich dotrze, to uda mu się sprawdzić, czy Klan Gwiazdy naprawdę tam był i istniał?
- Może się pocałujecie? Bo widzę, że się naprawdę bardzo lubicie... Nie krępujcie się. - zachichotała.
- Lubimy... - rzucił nieumyślnie, co Szyszek wykorzystał. Przytulił go do siebie z pomrukiem.
- Ja też lubię. - powiedział bury.
Z gardła uciekł mu pomruk, a następnie poczuł jak starszy kolega daje mu buziaka w policzek. Ah... Paskuda... To była ona! Jak cudownie, że w końcu wychodziła z jakąś inicjatywą. Tak długo czekał na czułości z jej strony. Uwielbiał jak go lizała.
- Jak będę duży to wszystkie będą moje - mamrotał do nich, patrząc rozmarzonym wzrokiem w niebo. - Wszystkie będą moje...
- Ja też chcę... - Paskuda chciała z nim dominować kotki? No tego się po niej nie spodziewał. Ale będzie to musiało śmiesznie wyglądać. Może powinien się zgodzić, by to zobaczyć na własne oczy?
- Ty też możesz... Ja lubię... moje... - bełkotał, czując jak plącze mu się język.
- Czyli się bardzo kochacie, prawda?- miauknęła do nich Zanikające Echo, która nagle znalazła się w zasięgu jego wzroku. O! A ona skąd się tu wzięła? Czemu podglądała go i Paskudną Łapę? Ah... Zboczone Echo nadal w akcji. - Szyszku, czy ty kochasz Nastroszonego?- zwróciła się w ich stronę.
- Taak. Kocham go. Bardzo - Uczeń spojrzał mu rozmarzony w oczy, na co się uśmiechnął. Polizał go po pysku z uczuciem. Stop. Jaki Szyszek? A to nie była Paskuda? Zamrugał, ale obraz kotki dalej pojawiał mu się przed nosem, chociaż miała za mało to czekoladowe futro. Co jej się stało?
- Też cię kocham - miauknął jednak, postanawiając nieco później zastanowić się nad tą kwestią. Nawet jak trochę zbrzydła, to wciąż należała do niego. Oddał mu pocałunek, przytulając się do jego boku.
- Nastroszony, ty kochasz Szyszka, tak? Bardzo kochasz? - mentorka nie dawała za wygraną, gadając coś o jakichś szyszkach. Jak chciała dostać nimi w łeb, to powinna iść do lasu, gdzie grasowały wiewiórki!
- Tak. Bardzo go kocham! - Uniósł głowę, patrząc tym szyszką w oczy. Znów go polizał w pysk, przewracając.
- To od teraz jesteście partnerami! Gratulacje! - kotka pisnęła z zapałem.
Przytulili się do siebie bardziej, a te szyszki mu zapiszczały do ucha. Nie było to przyjemne, ale Paskuda się uśmiechała, co było dobrym znakiem.
- Będziemy zawsze razem! - zapewnił ją. Była czekoladowa albo bura? Czemu tak zmieniała kolory, nadal tego nie rozumiał, objęła go łapami, przewracając na bok, splatając się z nim w uścisku. Zachichotał na to zadowolony.
- Echooo... Powiedz mojej mamusiiii... Że mam chłopakaa... hihi - zachichotał głupkowato, bo właśnie ogarnął, że to chyba nie była Paskuda, a jakiś przystojniak.
- Dobrze - zamruczała cicho i uciekła mu z widoku.
Tulił się z kocurem jeszcze jakiś czas do jego piersi. Jego myśli to była kakofonia w zasadzie... niczego. Nie wiedział co robił, to działo się samoistnie, niczym sen. Gdy ciemność go ogarnęła, zapomniał o wszystkim co go dzisiaj spotkało.
Gdy się ocknął, pierwsze co to czuł pod łapami miękkie futro i przyjemne pociągnięcia językiem za uchem. Zamruczał na to zadowolony. Paskuda najwyraźniej starała się mu dogodzić.
Ziewnął, wtulając się bardziej w kotkę. Dziwnie pachniała. Nie myła się?
- Już się obudziłeś? - zapytał głos. Miała chrypę? Pewnie to po tych krzykach, jak wgryzał jej się ostatnio w ciało.
- Mhm... Nie przerywaj - miauknął. Pociągnięcia językiem powróciły, aż nie dotarły do jego pyska. No, no, starała się. Chcąc ją zaskoczyć, jak to miał w zwyczaju, polizał ją w pysk, gdy tylko znów poczuł jej język na swoim nosie. Otworzył oczy, a widząc zarumienionego Szyszka, poczuł jak spada na niego deszczowa chmura. Zamknął mordkę, gapiąc się na niego w szoku. Oni nie... nie... nie. NIE!
- Co jest? Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha - miauknął z troską, dając mu całusa w policzek.
Nie to sen. Chory sen, wciąż śnił. Zerwał się na równe łapy, jeżąc sierść. Co on najlepszego zrobił?! Poczuł wściekłość, gdy przypomniał sobie o tym, co mógł wyprawiać z kocurem i kto prawdopodobnie był tego sprawcą. Echo. Naćpała go!
- Co się dzieję, Nastroszona Łapo? - zapytał bury.
Wysunął pazury, czując głód, by go zamordować tu i teraz. Jak tylko to by wytłumaczył w klanie?! Cofnął się, po czym zwiał jak tchórz. Powinien mu dokopać. Powinien urwać mu język!
- ECHO! - wydarł się na mentorkę, wbiegając do obozu i natrafiając na wściekłą matkę. - Nie mam teraz czasu, szukam mentorki. - warknął.
- Poszła gdzieś - syknęła. - Powiedziała mi, że znalazłeś sobie chłopaka, to prawda?
Co. Wbił w nią zaskoczony wzrok, krzywiąc pysk z odrazy.
- Nie?! Fuj! Nie wierz jej, ona ma coś nie tak z głową, jest zboczona - Ominął ją szybko, kontynuując poszukiwania tej wroniej strawy. Miał nadzieję, że matka nie będzie w to wnikać. Wiedział, że nie lubiła kotki. Nikt jej nie lubił, a przez to nie uwierzy w te jej podłe kłamstwa!
- Echo! - warczał, szukając jej, gotów przeorać jej pysk.
W obozie jej nie było, więc skierował kroki poza te rejony. Przechodził obok gęstwin, akurat, gdy coś się poruszyło. Podszedł do krzaka z wściekłą miną, a widząc mentorkę, złość tylko wzrosła.
- Ty! Jak mogłaś... Jak mogłaś mi to zrobić?! - wydarł się na nią, wpadając do rośliny niczym huragan. Kocica próbowała się cofnąć do tyłu, lecz potknęła się o jakieś wystające gałęzie i upadła na plecy, szybko jednak wstając.
- Ale co zrobić?...- próbowała zgrywać głupią, machając nerwowo ogonem.
- Nie udawaj głupiej! - zawarczał z palącym ogniem w oczach. - Naćpałaś mnie i zmusiłaś do przelizania z kocurem! Jesteś... obrzydliwa! Zapłacisz mi za to!
Był zbrukany! Nie wierzył, że mogła się do tego posunąć! Nie dość, że go dręczyła za młodu, to teraz zaplanowała kolejne upokorzenie, które miał pamiętać już do końca życia! Zasługiwała na śmierć!
- Ja... Ja... T-tego nie zrobiłam!- próbowała zaprzeczyć, ale nieskutecznie, bo doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak było naprawdę.
- Zrobiłaś! Pamiętam to! Na dodatek powiedziałaś mojej matce! Życie ci niemiłe?! Wiesz co wyznaje. Oko za oko, ząb za ząb. Teraz ty przeliżesz się z kocurem, bo inaczej wydrapie ci oko i zostaniesz na zawsze kaleką! - zagroził, już wysuwając pazury, by spełnić swoją groźbę.
Żar się z niego wręcz wylewał. Chciał ją tu i teraz rozszarpać na strzępy, mając gdzieś co powie jej brat. Była okropnym kotem! Nie zasługiwała na litość!
- Nie przeliżę się z kocurem! Nie zrobię tego, nie zmusisz mnie! - syknęła, odsuwając się do tyłu.
- Przeliżesz. Naćpam cię tak jak ty mnie i przeliżesz. Z uczuciem - zasyczał. - Robisz to. Przez ciebie Szyszkowa Łapa myśli, że go kocham! Że jestem gejem! Nienawidzę cię... zabiję cię... zabiję! - warknął, skacząc na nią w szale. Już po niej. Flaki powywiesza na tym krzaku i tyle będzie z tej Obsmarkanej Echo.
Pisnęła głośno drżąc na całym ciele, gdy przyciskał ją do ziemi.
- N-nie naćpasz mnie. Nie zrobisz tego. Ani mnie nie zabijesz, bo będziesz miał kłopoty.
Zacisnął pysk. Miała rację. Nie mógł jej zabić. Wrzasnął jej w pysk ze wściekłością, plując aż śliną.
- A ty możesz mnie ćpać i zmuszać do związku z kocurem?! Należy mi się zapłata za tą zniewagę i upokorzenie! Liżesz się z kocurem. Pozwolę ci go sobie wybrać. Jeśli nie, to uwierz, ale jestem zdolny cię zniszczyć. Zapomniałaś już, że wszyscy myślą, że dajesz dupy każdemu na prawo i lewo? Może mam ogłosić, że chcesz wznowić swoje usługi? Co?
Zamarła.
- N-nie! Nie będę się lizała z kocurem! Nikomu nigdy nie dawałam dupy! Nie próbuj nawet niczego ogłaszać! - wydukała z przestrachem w oku.
- Zrobię to! Ty mnie ośmieszyłaś! Pozbawiłaś godności! Nie zapomnę ci tego! To twój koniec! A jeśli nie chcesz, by niewinne koty oberwały za twoją głupotę, powiedz Szyszkowej Łapie, że nie jestem gejem i to były żarty!
- Nie zrobisz tego! Powiem to wszystko Szyszkowej Łapie! Zostaw mnie już, nic ci się przecież nie stało! - rzuciła jakby to było nic, jakby wcale nie pozbawiła go godności.
- Jak to się nic nie stało?! Stało się! Zrobiłaś ze mnie geja! A nie cierpię kocurów!
Mimo nieciekawego położenia uśmiechnęła się lekko. Miała tupet, by to robić.
- Gdybyś go zabił miałbyś kłopoty. Poza tym... Słodko ze sobą wyglądaliście.
Wbił pazury w jej ciało. Rozerwie, rozszarpię, nabiję i pożrę! Tym teraz się kierował. Dosłownie wystarczyła chwila i kotka by zdechła. Powstrzymywał się jednak. Niestety musiał. Musiał, bo inaczej rudy pupilek tej wywłoki go wygna!
- Odszczekaj to - syknął. - Nie jestem gejem. Nienawidzę lizać się z kocurami. To obrzydliwe. Nie jestem tak popaprany jak ty!
Pisnęła cicho, jednak nic nie powiedziała, co go rozwścieczyło bardziej. Wbił mocniej pazury w jej ciało, słysząc zaraz jej cudowny krzyk. Tak Echo. Krzycz. Krzycz, bo jak nie będziesz krzyczeć, to nikt cię nie uratuję przed jego gniewem!
- Jesteś bezczelna! - warknął. - Powinienem cię zabić i wypatroszyć. To koniec. Tu kończy się nasza przygoda. Niedługo będę mianowany na wojownika. Nie chcę cię widzieć na oczy, nie przychodź po mnie na trening. Nie będę dalej uczył się gejowania. A jak Szyszkowa Łapa się znajdzie w pobliżu, to wydrapie mu oczy, więc uratuj go i wytłumacz co zrobiłaś.
- P-puść mnie. Po prostu mnie już z-zostaw- syknęła do niego, próbując się wyrwać, ignorując jego słowa.
Drapnął ją na odchodne, znikając jej z oczu.
***
Mimo jego słów, zjawiła się po niego rano następnego dnia.
- Wstawaj na trening. - zarządziła, tak jakby nie byli w bardzo napiętych stosunkach, po tym co się stało. Miała tupet, że tu wracała.
Nie ruszył się, ignorując ją. Tylko spokojnie, spokojnie. Udało mu się przeżyć to upokorzenie, a na Szyszkową Łapę nie mógł patrzeć, bo zbierało mu się od razu na wymioty. Gdy go tylko zaczepił, dostał w mordę, dzięki czemu trzymał się już od niego na dystans.
Pacnęła go łapą w bok.
- Wstawaj homosiu.
Zawarczał pod nosem, nie ruszając się dalej.
- Zamknij ryj
- Wstawaj geju - spróbowała znowu, mocniej trącając go łapą. - Czy może poprosić by twój chłopak po ciebie przyszedł?
- Nie mam chłopaka, to twój chłopak - syknął do niej wkurzony. - Mam ci znów wlać byś zrozumiała, że masz mnie zostawić?
- Ledwo co mnie musnąłeś. Poza tym, nie zadaję się z młodziakami. Nie musisz się wstydzić związku.
- Mam inny związek. Z kotką - warknął do niej. - Nie ma w nim miejsca na kocura - Wstał jednak i wyszedł z legowiska, tylko po to, by pozbyć się jej z ogona. Nie zamierzał z nią trenować, nie zamierzał jej znać, czy się z nią zadawać. Jeżeli chciała żyć, powinna uszanować to, że darował jej życie i go nie podjudzać, bo tym razem nie popełni tego błędu i wbije pazury głębiej w jej ciało, aż ziemia nie spłynie krwią.
<Ty okropna, wredna, wronia strawo. Nienawidzę cię. >:[ >
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz