*jeszcze podczas przeprowadzki*
Było im tak dobrze. Razem bzyczeli, a smutki odeszły w niepamięć. Czuła się znów tak dobrze. Nic się nie liczyło, kiedy on był obok niej. Kiedy razem z nią spędzał czas, tulił się.
Przytuliła go, a widząc, jak ten zasypia, uświadomiła coś sobie.
Jak się obudzi, to będzie zwykłym Niktem, który będzie jej wyrzucał, że go naćpała.
Już nie będzie czuła więcej tego szczęścia. Nie, póki nie da mu kocimiętki. A z poprzedniego krzaka oberwała chyba wszystkie możliwe liście…
Musiała znaleźć więcej kocimiętki!
Póki był śpiący, mogła na chwilę się oddalić.
Wyruszyła więc na poszukiwania, w nadziei, że znajdzie upragnione ziele. Tylko…
Jak długo mogła go ćpać, zanim coś mu się stanie? I czy kocimiętki starczy, by utrzymać ten stan…
na zawsze?
***
Przeczesywała tereny. Obecnie grzebała w jakiś krzaczorach, bo zdawało jej się, iż pośród ich rozlicznych pędów dostrzegła małą, maciupką kocimiętkę. Ale jak na razie na próżno.
- Gdzie ta kocimiętka… - mruknęła sama do siebie.
- Tutaj jej nie znajdziesz. Przeczesywałem już te tereny, o piękna…
Słysząc obcy głos, podskoczyła, od razu najeżając się i obracając. Po chwili jednak wygładziła nieco swe futro, widząc, jak samotnik nieco się cofa. Po co tak reagowała? Skoro mówił o tym, że tutaj nie ma kocimiętki, to mógł wiedzieć, gdzie ta była.
- Aha… - miauknęła niepewnie. – A…wiesz może, gdzie jest kocimiętka…? – spytała nieśmiało.
- Oh, niestety, na tych terenach ich niema, piękna koteczko – rzekł, podchodząc do niej z szarmanckim uśmiechem, który jednak nie wywołał u niej szybszego bicia serca, jak w przypadku banana na pyszczku pewnego pół-nocniaka. – ale za to, jest tutaj częściej spotykana alternatywa, o której często koty zapominają. – miauknął, podchodząc do niej bliżej.
- Naprawdę? – w jej oczach pojawiły się iskry. – co to? I gdzie to mogę znaleźć?
- To jastrzębiec. Dość łatwo go spotkać. – rzekł kocur miło, podchodząc do wspomnianej rośliny. Szylkretka od razu podbiegła do medykamentu, obwąchując go i przyglądając się mu.
- A… on też działa tak jak kocimiętka? W sensie…doznań i stanów umysłu po zjedzeniu?
- Nieco słabiej, ale tak. I też jest go trudniej przedawkować. – rzekł.
- O, dzięki! – miauknęła, po czym zerwała roślinę. Jastrzębiec. Musiała zapamiętać.
- Hej, do kąt idziesz? Nie chcesz go od razu zjeść? – spytał kocur.
- Nie. To dla ukochanego.
- Dla…ukochanego? – spytał kocur, skonfundowany, ale Miodunka ledwie go usłyszała, będąc już przy krzakach, za którymi miała zniknąć srebrnemu z oczu.
***
Kiedy doszła do Niktusia, i dostrzegła, iż ten dalej się nie wybudził, była wręcz wniebowzięta. Miała super alternatywę do kocimiętki, częściej spotykaną i trudniejszą do przedawkowania, no po prostu idealnie! Przez jakiś czas czekała, aż ten zacznie się wybudzać, by gdy tylko dostrzegła oznaki powolnego wychodzenia z krainy snów, dać mu jastrzębiec w ostatnim momencie, by nie wiedział, że ona go ćpała, ale też by na pewno nie przedawkować go razem z kocimiętką, którą mu wcześniej dała.
Przytuliła go, a widząc, jak ten zasypia, uświadomiła coś sobie.
Jak się obudzi, to będzie zwykłym Niktem, który będzie jej wyrzucał, że go naćpała.
Już nie będzie czuła więcej tego szczęścia. Nie, póki nie da mu kocimiętki. A z poprzedniego krzaka oberwała chyba wszystkie możliwe liście…
Musiała znaleźć więcej kocimiętki!
Póki był śpiący, mogła na chwilę się oddalić.
Wyruszyła więc na poszukiwania, w nadziei, że znajdzie upragnione ziele. Tylko…
Jak długo mogła go ćpać, zanim coś mu się stanie? I czy kocimiętki starczy, by utrzymać ten stan…
na zawsze?
***
Przeczesywała tereny. Obecnie grzebała w jakiś krzaczorach, bo zdawało jej się, iż pośród ich rozlicznych pędów dostrzegła małą, maciupką kocimiętkę. Ale jak na razie na próżno.
- Gdzie ta kocimiętka… - mruknęła sama do siebie.
- Tutaj jej nie znajdziesz. Przeczesywałem już te tereny, o piękna…
Słysząc obcy głos, podskoczyła, od razu najeżając się i obracając. Po chwili jednak wygładziła nieco swe futro, widząc, jak samotnik nieco się cofa. Po co tak reagowała? Skoro mówił o tym, że tutaj nie ma kocimiętki, to mógł wiedzieć, gdzie ta była.
- Aha… - miauknęła niepewnie. – A…wiesz może, gdzie jest kocimiętka…? – spytała nieśmiało.
- Oh, niestety, na tych terenach ich niema, piękna koteczko – rzekł, podchodząc do niej z szarmanckim uśmiechem, który jednak nie wywołał u niej szybszego bicia serca, jak w przypadku banana na pyszczku pewnego pół-nocniaka. – ale za to, jest tutaj częściej spotykana alternatywa, o której często koty zapominają. – miauknął, podchodząc do niej bliżej.
- Naprawdę? – w jej oczach pojawiły się iskry. – co to? I gdzie to mogę znaleźć?
- To jastrzębiec. Dość łatwo go spotkać. – rzekł kocur miło, podchodząc do wspomnianej rośliny. Szylkretka od razu podbiegła do medykamentu, obwąchując go i przyglądając się mu.
- A… on też działa tak jak kocimiętka? W sensie…doznań i stanów umysłu po zjedzeniu?
- Nieco słabiej, ale tak. I też jest go trudniej przedawkować. – rzekł.
- O, dzięki! – miauknęła, po czym zerwała roślinę. Jastrzębiec. Musiała zapamiętać.
- Hej, do kąt idziesz? Nie chcesz go od razu zjeść? – spytał kocur.
- Nie. To dla ukochanego.
- Dla…ukochanego? – spytał kocur, skonfundowany, ale Miodunka ledwie go usłyszała, będąc już przy krzakach, za którymi miała zniknąć srebrnemu z oczu.
***
Kiedy doszła do Niktusia, i dostrzegła, iż ten dalej się nie wybudził, była wręcz wniebowzięta. Miała super alternatywę do kocimiętki, częściej spotykaną i trudniejszą do przedawkowania, no po prostu idealnie! Przez jakiś czas czekała, aż ten zacznie się wybudzać, by gdy tylko dostrzegła oznaki powolnego wychodzenia z krainy snów, dać mu jastrzębiec w ostatnim momencie, by nie wiedział, że ona go ćpała, ale też by na pewno nie przedawkować go razem z kocimiętką, którą mu wcześniej dała.
<Niktusiu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz