*pierwszy dzień pośród Złotych Traw*
Siedziała przed Drewnianym Gniazdem, czuwając. Była noc, a gwiazdy świeciły na niebie. Krokus oddychała szybko, zestresowana. Czemu. Znów zawiodła. Wypłosz się zbuntował. Zdradził ich. Sójka uciekła. Uciekła, bo nie zaznała dostatecznie dyscypliny. Zmarnowała potencjał kotki. A tak bardzo chciała pokazać matce, jak wiele jest w stanie dla niej zrobić, że jest wystarczająca. Dwunogi zabrały Szczekuszkę. Srebrna kotka miała ogromny potencjał, było widać wierność rodzinie w jej oczach. I teraz wszystko było stracone, bo bura nie dość się postarała. Bo nie wyczuła zagrożenia ze strony dwunogów, a potem było za późno i ich wyłapali. Bo nie dostrzegła, iż nie złamała swego ucznia. Bo nie utemperowała charakteru Sójki na tyle, by kotka się słuchała. Bo nie spróbowała nawet otworzyć klatki, przerażona tym, co się wokół niej działo, a może znalazłaby rozwiązanie. Ale nie. Nic nie zrobiła.
Czuła, że zawiodła. Zawiodła swą rodzinę, a co najważniejsze – ukochaną matkę.
Łzy spłynęły z miodowych ślipi.
Popsuła nawet próbę rekompensaty.
Była do niczego.
Jedyne na co mogła liczyć, to to, że w jakiś sposób odpokutuje swe winy. Dlatego siedziała, i pilnowała. Nie mogła pozwolić, by znów na jej grupę spadły nieszczęścia.
Spojrzała w Gwiazdy.
Czy naprawdę była tam jej prababcia, Pląsająca Sójka? Czy była jedną z Gwiazd? Czy kotka była na nią zła, iż nie zadowoliła błękitnej staruszki, śpiącej teraz spokojnie na legowisku ze słomy? Czy wielka przodkini była nią zawiedziona, iż nie udało jej się sprawić, by kocię nazwane po niej spokorniało?
- P-p-przepraszam…bardzo…p-p-p-przepraszam… - miauknęła do nieba, a łzy znów wypełniły jej ślipia. – P-p-p-przepraszam…że jestem takim przegrywem… bezużytecznym przegrywem... - miauknęła. – n-n-n-naprawdę się starałam…a-a-ale to pewnie za ma-mało… - dodała – postaram s-się to wy-wynagrodzić…b-b-będę wierna twej wnu-wnuczce…obi-obie-obiecuję…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz