Nie miał pojęcia, jak to się działo. Całe dnie siedziała w legowisku starszyzny, żyjąc we własnym świecie, gdy wstawała, ledwo trzymała się na łapach, jej koordynacja i równowaga były coraz gorsze, na dodatek praktycznie cały czas miał ją na oku, on albo Borsuk, po raz enty wyjaśniając, że są jej dziećmi, a ona sama należy do Klanu Wilka (oczywiście tylko wtedy, gdy miała dobry nastrój. Czyli coraz rzadziej, zwykle nie mieli na to czasu, zajęci pilnowaniem, żeby albo nie rzuciła się w furii na nikogo, albo nie zrobiła krzywdy sama sobie), a ona i tak w jakiś niepojęty dla niego sposób była w stanie niezauważona wyjść z legowiska.
Za pierwszym razem prawie umarł ze strachu. Znalazł ją dopiero, gdy pomogła mu Północ, a później długo namawiał, żeby wróciła z nim do obozu.
Za drugim razem obwiniał się, że jej nie przypilnował. Doszła pod samą granicę i musiał gęsto tłumaczyć się patrolowi cholernych Klifiaków. Dobrze, że miał przy sobie siostrę, jej aparycja była bardzo skutecznym narzędziem do zamykania kotom pysków.
Z każdym kolejnym razem coraz mocniej zastanawiał się, czy właśnie tak będzie teraz wyglądało jego życie. Pobudka o świcie, rozesłanie patroli, palące jego kark spojrzenia. Załatwiane w pośpiechu obowiązki, wizyta u mamy. Zwalniał Borsuk, sam zajmował się jej karmieniem i pilnowaniem do zachodu słońca. Powrót Borsuk, rozesłanie wieczornych patroli, polowanie. Sen, po upewnieniu się, że Cętkowany Liść zasnęła i nie ma zamiaru robić sobie nocnych wycieczek. Ani budzić klanu wrzaskami.
Nie powiedział nikomu, co się z nią działo. Nie chciał ich nic nie znaczącej litości.
Mogli plotkować. Nie obchodziło go to. Ani trochę.
Szedł, czując jak jeży mu się futro.
Chciał być zły. Chciał wrzeszczeć na matkę, wytykając jej lekkomyślność, głupotę i egoizm, chciał krzyczeć na wszystkich przyglądających mu się zbyt długo z tą cholerną troską w oczach, chciał rzucić się na Skowronek, która nie kiwnęła pazurem żeby w jakikolwiek sposób mu pomóc, ba, która ani razu nie odwiedziła Cętki.
Czasami chciał, żeby jego matka umarła i to wszystko się skończyło.
Poczuł, że ma mokre policzki. Zasyczał, ocierając je jednym ruchem.
Nie chciał myśleć o tych wszystkich chwilach, które spędzili razem. O dumie w jej ślepiach, gdy chwalił się każdą nową umiejętnością, o najpiękniejszym uśmiechu, który zagościł na jej pysku, gdy został zastępcą. Wypierał z pamięci jej ironiczne żarty, dumną postawę, błysk w jej oczach gdy walczyła. Zachody słońca pełne opowieści, ciepłe futro zawsze wtedy, gdy było mu źle, wspólne objadanie się nadprogramową myszą ukradzioną ze stosu.
Nie chciał pamiętać. Nie chciał czuć. Nie chciał cierpieć.
Wolał pogrzebać swoją matkę już za życia niż mierzyć się z każdą chwilą, w której był dla niej obcy.
Rozejrzał się po obozie. Jak na złość, wszyscy gdzieś zniknęli. Kątem oka dostrzegł jakiś ruch. Potrójny Krok. Ruszył w jego stronę, mając zamiar zadać pytanie, którego nienawidził najbardziej na świecie. Szczęśliwie lub nie, medyk go ubiegł.
- Szukasz matki? Jeśli tak, to widziałem jak opuściła obóz jakiś czas temu.
Poczuł, jak jego pazury same się wysuwają.
- Widziałeś jak wychodzi i nic nie zrobiłeś?! Nie przyszło ci do głowy, żeby ją zatrzymać?! - Naskoczył na kocura, zupełnie tracąc panowanie nad sobą. - To taki wielki wysiłek?! Tak strasznie trudno się zainteresować drugim kotem?! - Jego ogon bił wściekle na boki, a mięśnie były gotowe do ataku. Nie dał dojść liliowemu do głosu. - Nie, lepiej sortować cholerne ziółka i mieć cały świat głęboko w dupie!
- Wystarczy - chrapliwy głos odezwał się tuż przy uchu burego. Wziął wdech, mając zamiar zasypać medyka kolejnym potokiem wyzwisk, ale Borsuk brutalnie zatkała mu pysk ogonem. - Powiedziałam wystarczy. Mój brat jest bardzo wdzięczy za twoją pomoc - miauknęła równie obojętnym tonem do trójłapego. - Kiedy następnym razem zauważysz Cętkowany Liść wychodzącą z obozu, zatrzymaj ją. Albo od razu przyjdź po nas - jej ton nie znosił sprzeciwu.
<Trójko? Co ty na to?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz