Zmrużył niebieskie ślepka w zastanowieniu. Czy ciężkie są treningi na wojownika? Pewnie gdyby to pytanie zadał mu jakiś uczeń odpowiedziałby od razu: "Nie, są łatwe!". Jednak Mglisty Sen nie była jakimś tam uczniem. Przed nią nie musiał się popisywać, pyskować, czy kłócić. Szanował młodą medyczkę. Zdobyła jego zaufanie i chociaż ona również nie była w stanie uporać się z jego trudnym charakterem, wydawało mu się, że nie działa jej tak bardzo na nerwy. W klanie jak na razie były tylko cztery koty przy których czuł się dobrze.
- Zależy od umiejętności. Komuś wyjdzie lepiej polowanie niż walka, a w obu dziedzinach musi osiągnąć odpowiedni poziom, żeby zostać mianowanym na wojownika. Ciężka praca. - miauknął rudzielec. Miał ochotę się skrzywić na przypomnienie sobie treningów z Borsuczym Warkotem. Mieli oboje dominujące charaktery, a to powodowało zbyt wiele konfliktów. - Poza tym trzeba jeszcze wymieniać mech i brać udział w patrolach. Borsuczy Warkot mówił, że tej samej nocy po mianowaniu trzeba odbyć milczące czuwanie. To musi być ciekawe.
Przyjrzał się roślinkom. Trybula i rumianek. Nie przypominał sobie, żeby słyszał wcześniej te nazwy, dlatego powtórzył je w myślach, żeby na pewno zapamiętać, a pamięć miał bardzo dobrą, co umożliwiało mu prędką naukę. To był mocny plus.
- Szkolenie medyka trwa dłużej od tego wojownika, prawda? - zerknął na Mglisty Sen.
- Prawda. - potwierdziła.
- Więc można stwierdzić, że jest bardziej skomplikowana, chociaż trzeba jedynie uczyć się o ziołach i jak leczyć. Uczeń wojownika uczy się więcej umiejętności. - stwierdził kocurek. Lubił takie przemyślenia, nawet jeśli niektóre mogły nie mieć większego sensu. Kot uczy się całe życie. - O, a odbierałaś kiedyś poród? Nowonarodzone kociaki wyglądają jak gluty?
- Gluty? - miauknęła z rozbawieniem. - Odpowiadając na twoje pytanie. Tak, brałam udział przy odbiorze porodu.
- Chciało ci się? - przekrzywił łebek. To musiało być strasznie męczące! Jak dobrze, że on nie musiał tego oglądać. Do jego noska dotarły kolejne interesujące wonie. - Pouczysz mnie jeszcze, proooszę?
Łapką wskazał na medykamenty.
Rudy kocur poczuł jak sierść zaczyna mu się jeżyć. Powstrzymał się przed syknięciem, chociaż uparcie go do tego ciągnęło. Borsuczy Warkot działał mu na nerwy coraz bardziej jakby oczekiwał, że go to zmotywuje albo czerpał z tego przyjemność. Może jego poprzedni uczniowie mieli tak samo pod górkę? Albo tylko on obrywał jako syn zastępcy? Oczekiwano od ich całej trójki, że będą równie zdolne co ojciec i kierowały się szlachetną ścieżką wojownika. Te oczekiwania mogły przytłoczyć niejednego. Jesiotrowa Łuska zawsze w oczach klanu będzie tym najbardziej idealnym. Drobna Łapa położył uszka. Pamiętał jak na Zgromadzeniu ojciec powiedział mu, że przynosi klanowi wstyd i że jako syn zastępcy powinien zachowywać się lepiej. Tylko co jeśli po prostu nie umiał odrzucić swojego łobuzerskiego charakteru i stać się drugim nadętym Jesiotrem? Czy tata pewnego dnia przestanie go kochać? Nie, nie zrobiłby tego. Prawda?
- Dopóki Aroniowa Gwiazda nie uzna, że się nie nadajesz do trenowania własnego ucznia. - prychnął, posyłając mentorowi chłodne spojrzenie. - Przecież polować i walczyć już umiem. Możesz pójść do posrańca i spytać o moje mianowanie.
Przez ostatni czas poza pyskowaniem przyłożył się do nauki, chociaż robił to mechanicznie, z przymusu. Polowanie szło mu gładko i szybko. Walki raczej nigdy nie polubi, bo niski wzrost dużo mu utrudniał, ale chociaż zrobił postęp. Zmrużył oczy. Jedynym plusem mianowania będzie brak oglądania gęby Borsuczego Warkotu. Do życia wojownika go przestało ciągnąć dawno. To nie było dla niego. Wolałby robić coś znacznie ciekawszego i może najwyższy czas zdecydować się na ten krok? Potem może być za późno. Uśmiechnął się słabo. Może rodzice będą wreszcie dumni jak wtedy, gdy złapał swoją pierwszą zdobycz. Albo się go wyrzekną uznając, że ich zawiódł. No i da nieźle w kość Borsukowi! Najbardziej przekonujący był jednak fakt, że będzie miał wreszcie dobrego mentora i chociaż nowe szkolenie będzie dłuższe i pełne dużej ilości wiedzy do zapamiętywania, będzie warto.
- Nie nadajesz się. - stwierdził. Uśmiechnął się złośliwie. - Chociaż jak ładnie poprosisz....
Uczeń wywrócił oczami. Tej rutyny nie będzie mu brakować z pewnością. Złapał mysz, zanim wrócili z treningu. Odłożył ją na słabą stertę z pożywieniem. Skrzywił na wodę, która strasznie zmoczyła jego łapki. Było zbyt mokro. Poruszanie się po obozie stanowiło duży problem dla karzełka. A pomyśleć, że urodził się pod koniec lata, na samym początku Pory Opadających Liści.
Po krótkim przemyśleniu chwycił z powrotem mysz. Skierował swoje kroki do legowiska medyka. Zaglądając do środka dojrzał znajomą sierść Mglistego Snu. Porannej Zorzy nie było w pobliżu. To w sumie dobrze. Drobna Łapa w kilku susach znalazł się przy medyczce. Podchwycił jej wzrok, zanim odłożył złapaną mysz prosto przy jej łapach.
- Przyniosłem ci mysz. Sam złapałem. - miauknął, prostując się. Zauważył obok niej zioła. Znowu sortowała? A może zmokły przez wodę, która niebezpiecznie sunęła po obozie zmieniając suchą ziemię w nieprzyjemnie zmokłą?
Usiadł. Wbił poważny wzrok w medyczkę.
- Chciałbym się od ciebie uczyć. I nie chodzi mi o dodatkowe lekcje. Jeśli się zgodzisz, to pójdę do Aroniowej Gwiazdy po zgodę na zostanie twoim uczniem. Nie chce być wojownikiem. To nie jest dla mnie. Zbyt duże wymagania, ciągle ta sama rutyna. Chciałbym robić coś ciekawszego i przy okazji nie przynosić jedynie rozczarowania. - uderzył ogonem o podłoże. - No i lubię zioła. Bardzo lubię. Mam dobrą pamięć! Same zalety, prawda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz