Tylko ona była w legowisku starszych. Nienawidziła samotności, nienawidziła być sama w drewnianym pomieszczeniu. To zmuszało ją do wyjścia i ciągłego wymykania się. Musiała mieć w zasięgu wzroku jakiegoś kota inaczej popadała w panikę. Mimo to dalej zbytnio się nie ukazywała ani nie rozmawiała. Prawie nikogo tu nie znała, byli tacy obcy i nieufni, jednak po tylu księżycach wcale nie oczekiwała zaufania, nauczyła się żyć bez niego. Życie już takie bywało, były gorsze i lepsze chwile. Istnienie to wcale nie wielka pula nagród, a wręcz przeciwnie — problemów. Tyle jej powtarzali, by to słowo zamienić na wyzwanie, ale nie. Ona chyba wie lepiej. Częściej koty, które tak miauczały miały tysiąc razy łatwiejsze i cudowniejsze życie od niej. Nie wiedzieli co to ból po stracie bliskiej osoby, tęsknota, cierpienie, stracenie wszystkiego, co się kocha. A ona wiedziała doskonale, czuła to prawie każdego dnia. Już za długo wstrzymywała łzy i łapy, ale teraz dość. Zrozumiała cały ten gówniany sekret, tajemnica w tym, że… Wcale nie jest tak jak my sobie, to wyobrażamy! Nie mamy talentów ani przeznaczenia. Jesteśmy tylko beznadziejnym ziarenkiem, który może i równie dobrze zginąć, bo to i tak nie obchodzi to świata, w którym przyszło nam żyć. Nie warto zakładać rodziny ani zaprzyjaźniać się, bo i tak wszystkich bliskich kiedyś stracimy, albo oni nas. Wystarczy jeden błąd, a wszystkie zacznie się sypać jak domek z kart. Nie ma nadziei, to tylko nasze chore urojenia, które sobie dzień w dzień wmawiamy na pocieszenie! W skrócie jesteśmy niczym...
Tymi przegonami żyła właśnie Smutna Cisza. Zastanawiała się przez większość czasu jak najszybciej popełnić (tym razem udane) samobójstwo. Główkowa również nad metodami samookaleczenia, tak by nikt nie widział. Właśnie w tym celu udała się do tutejszych medyków po pajęczyny na łapy, nie mieli nic przeciwko, zaczęła je nosić. Udawała, że ma opinię gdzie innych kotów, jednak tak naprawdę każde złe słowo skierowane do niej ją okropnie raniło i odciskało na niej piętno. W końcu któregoś dnia doszła do wniosku, że nie chce umierać sama, nie umie. Przeraża ją to. Z kimś. Tak, podwójne samobójstwo. Czyż nie będzie raźniej? Może spotka kogoś, kto ma takie samo zdanie jak ona?
Tymi przegonami żyła właśnie Smutna Cisza. Zastanawiała się przez większość czasu jak najszybciej popełnić (tym razem udane) samobójstwo. Główkowa również nad metodami samookaleczenia, tak by nikt nie widział. Właśnie w tym celu udała się do tutejszych medyków po pajęczyny na łapy, nie mieli nic przeciwko, zaczęła je nosić. Udawała, że ma opinię gdzie innych kotów, jednak tak naprawdę każde złe słowo skierowane do niej ją okropnie raniło i odciskało na niej piętno. W końcu któregoś dnia doszła do wniosku, że nie chce umierać sama, nie umie. Przeraża ją to. Z kimś. Tak, podwójne samobójstwo. Czyż nie będzie raźniej? Może spotka kogoś, kto ma takie samo zdanie jak ona?
***
Dni mijały dość szybko i nudno, a ona dalej nie znalazła nikogo do wspólnego samobójstwa. No cóż… Może dlatego, że nikogo nie spytała się o zdanie? Dalej się bała, nie chciałaby reakcja Nocniaków była taka sama jak w Klanie Burzy. Brrr… Na same wspomnienie przeszły po niej ciarki. Poczuła mocną nostalgię. Zostawiła swoich przyjaciół, najpewniej myślą, że zginęła. Znów miała obraz przed oczami białego, liliowego i czekoladowego Kocura oraz burej, niebieskiej i czarno-białej Kotki. Miała w głębi serca nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkają. Jednak obawiała się tego, że będą na nią patrzeć tak samo, jak ona na siebie. Z nienawiścią i żalem. Co teraz o niej sądzą? Jest przeklętą idiotką? Głupią zdrajczynią? Czy fajtłapowatą samobójczynią? A może o niej zapomnieli, w końcu kto by chciał pamiętać taką kreaturę?
Spuściła uszy. Nie będzie się przecież okłamywać. Dowody patrzyły jej w oczy. Nikt tak naprawdę jej losem się nie obchodzi, mogłaby zdechnąć w jakieś norze i tak, by się tym nikt nie przejął. Chciało jej się płakać i krzyczeć. Te chore myśli wracały z każdą chwilą. Zwinęła się w kłębek zaciskając mocno zęby, znów czuła gorzki smak swoich łez.
Spuściła uszy. Nie będzie się przecież okłamywać. Dowody patrzyły jej w oczy. Nikt tak naprawdę jej losem się nie obchodzi, mogłaby zdechnąć w jakieś norze i tak, by się tym nikt nie przejął. Chciało jej się płakać i krzyczeć. Te chore myśli wracały z każdą chwilą. Zwinęła się w kłębek zaciskając mocno zęby, znów czuła gorzki smak swoich łez.
<Ktoś? ^^>
Klep! ^^
OdpowiedzUsuń