*przed wojną domową*
Tak właśnie powinno być. On, spędzający z nimi czas, opowiadający bajki, później może i uczący polować, pomagając stawiać im pierwsze kroki w dorosłość. I Pójdźka, wpadająca po swoje maluchy, gdy już trochę od nich odpocznie, uśmiechająca się do niego ciepło, wesoła, zupełnie różna od… Otrząsnął się, starając się nie widzieć przed oczami jej gasnących oczu, nie słyszeć niemych próśb, by zakończył to wszystko, by…
- Nie, nie, nie! - miauknął, wyrwany z zamyślenia. Kolec wykorzystywał właśnie jego nieuwagę, radośnie wędrując w stronę znajdujących się przed żłobkiem krzaków.
- Do domu - odmiauknął liliowy. - Tu jest… dziwnie.
Kocur poczuł, że coś go ściska za serce.
- No dobrze… - powiedział cicho. Wtedy wpadł na pewien pomysł. Uśmiechnął się pod nosem. - Zapomniałem ci tylko powiedzieć, że na dworze znajdują się dzikie zwierzęta, niezwykłe stwory z wielkimi kłami oraz strasznie duże rzeczy, które zabijają - rzucił jak gdyby nigdy nic. Podziałało.
- Zabijają? - Kocurek przełknął nerwowo ślinę.
Czarny pokiwał głową.
- Tak, i to strasznie boleśnie. - Wykrzywił pokryty bliznami pysk w uśmiechu.
Kolec definitywnie stracił ochotę na jakąkolwiek wycieczkę.
- Bolesne…?! To... może ja pójdę coś zjeść? Heh… - zaśmiał się nerwowo.
Wilcze Serce uśmiechnął się, widząc, że cel został osiągnięty. Trochę nawet zrobiło mu się żal kocurka, przypominając sobie jak sam się bał, nastraszony tak przez wilcze rodzeństwo.
- Chcesz na kark? - zapytał młodego, chcąc zrekompensować mu poniesione straty moralne. Kocurek tylko się zdziwił, nie do końca rozumiejąc, co Wilcze Serce miał na myśli. Czarny zamiast bawić się w wyjaśnienia, po prostu podniósł malca i posadził go sobie na plecach. Nie musiał długo czekać na reakcję Kolca.
- Jak tu wysoko!
- Boisz się? - zapytał zaczepnie.
- Nie… - miauknął trochę niepewnie. Szybko jednak odzyskał humor. - Jestem teraz wyższy, wyższy nawet od ciebie! I… i umiem dotknął chmur. - Kocurek się wychylił, ale w końcu się przewrócił.
Wilcze Serce zaśmiał się cicho. Kociaki… Były takie beztroskie i niewinne…
- Wszystko dobrze?
- Tak, prosze pana - odmiauknął Kolec. Czarny nagle się zasępił.
- Mów mi Wilcze Serce. Albo… - W jego oczach błysnął smutek. - Wujku. Wujku Wilcze Serce. A zresztą, jak wolisz - dodał.
Liliowy pokiwał głową.
- Dobrze, proszę pana… znaczy, wujku - poprawił się szybko.
- Mówiłeś coś o jedzeniu? - Wilcze Serce spojrzał na niego, czując jak burczy mu w brzuchu. - Co powiesz, żebyśmy zjedli razem?
- Bardzo chętnie, wujku! A co mas? Mama przynosiła nam zwykle takie dobre małe ptaszki, o takie brązowe! - zaczął się entuzjazmować.
Wilcze Serce zostawił go w tyle, podchodząc do stosu ze zwierzyną. Zauważył małego wróbla, sięgnął więc po niego i wrócił do kociaka.
- Takie? - miauknął.
<Kolec? :3 To chyba będzie mój ostatni odpis, albo przedostatni :’)>
Dobrze :3
OdpowiedzUsuń