- To jak? Dzisiaj wreszcie zapolujemy? - dopytywał się ciekawsko Łososiowa Łapa, kiedy razem z Karasiową Łuską przekraczali rzekę.
- Być może - odparła mentorka przekornie. - A zaniosłeś jedzenie Słodkiemu Językowi i Truskawkowej Łapie?
- Owszem. - Kocurek wyprostował się dumnie.
- W takim razie zobaczymy. - Uśmiechnęła się, widząc zabawny grymas na pysku swojego ucznia.
- Hej! Przecież jest tak wcześnie... A ja przyszedłem punktualnie i zrobiłem co mi kazałaś. Miejże serce! - westchnął teatralnie.
- No już, niech ci będzie. - Karasiowa Łuska przewróciła oczami i zaczęła mówić w przerysowany sposób. - Znaj me dobre serce, malućki.
Kremowy prychnął i podążył za mentorką na łąkę, leżącą pod lasem. Dobrze, że słońce jeszcze nie szczytowało, bo chyba ugotowałby się żywcem w tych swoich długich kłakach. Mentorka poprowadziła Łososiową Łapę pod drzewo i usadowiła się na leżących na ziemi igiełkach.
- Zgadnij, co będzie teraz. - Zielonooka wymownie spojrzała na kocura.
Łososiowa Łapa nie musiał zgadywać. Wiedział, że kocica odpyta go z teorii. Cóż za niewyobrażalne szczęście, dosłownie nic lepszego nie mogło mu się przytrafić. Co prawda z początku starał się skupiać na treningach bardziej na praktycznej stronie ćwiczeń, ale szybko zorientował się, że takie postępowanie nie miało za wiele sensu, ponieważ kremowo-biała pytała go wyrywkowo ze wszystkiego, co mu tłumaczyła, a wszystkie braki uzupełniała... kolejnymi wykładami, a jakże. Nawet nie czekając na pytanie, Łosoś jednym tchem wyrecytował:
- Mysz usłyszy nas szybciej, niż zobaczy, dlatego trzeba stąpać bardzo lekko i ostrożnie, ciężar ciała utrzymujemy na tylnych łapach, nie oddychamy za głośno, nasłuchujemy, póki mysz nie znajdzie się w zasięgu wzroku i zabijamy ją jednym, zdecydowanym ruchem, bo inaczej może zwiać.
- No i brawo - miauknęła zadowolona. - A teraz ruszaj, bo wszystkie ci się pochowają, jak słońce wzejdzie trochę wyżej. Ja też zapoluję i widzimy się pod tym drzewem o porze wysokiego słońca.
Uczeń już nie za bardzo przysłuchiwał się słowom kocicy, dodatkowo zniekształconych przez wiejący wiatr. Czuł radosne podniecenie przeszywające całe jego ciało. Wreszcie zapoluje sam! Co prawda wcześniej Karasiowa Łuska przyniosła mu już kiedyś jedną czy dwie ranne myszy, aby to na nich poćwiczył polowanie, ale teraz to było co innego! Ciekawe, jak to jest poczuć smak krwi swojej pierwszej upolowanej zwierzyny... Łosoś znowu z wizualizował sobie, jak brawurowo podkrada się do myszy i zadaje jej śmiertelne ugryzienie. Z rzeczywistością miało to jednak niewiele wspólnego. Przez cały ten entuzjazm, serducho waliło mu jak młot. To przełożyło się na szybszy i głośniejszy oddech, a z kolei przez niego mysz szybko zdała sobie sprawę z obecności drapieżnika i uratowała się bezzwłoczną ucieczką. Druga zdobycz najwyraźniej musiała poczuć wibracje, bo choć terminator był pewien, że nie wydał najcichszego dźwięku, gryzoń znowu się mu wymknął, zanim znalazł się w zasięgu kocich pazurów. Pech - tłumaczył sobie kremus. Z tyłu jego głowy zaczęły się jednak kłębić wątpliwości. Może polowanie to nie jego mocna strona? A może za mało czasu poświęcił na trening? A może po prostu jest życiowym niedorajdą, skoro nie potrafi przechytrzyć tępej myszy! Potrząsnął łebkiem, żeby odpędzić od siebie te myśli. Przecież wiedział, co i jak ma robić. Upoluje coś. Nagle usłyszał szelest pośród wysokiej trawy, a tuż za nim pojawiła się Karasiowa Łuska. O mało nie wyskoczył ze skóry.
- Wiesz, jaki jest twój problem? - spytała. - Za bardzo skupiasz się na celu, zamiast na własnych akcjach. Nie próbuj mi udowodnić, że umiesz polować. Po prostu poluj! - Uśmiechnęła się życzliwie i nie czekając na odpowiedź, znowu zniknęła w trawie.
Łososiowa Łapa musiał przyznać, że słowa kotki dodały mu nieco otuchy. Powtarzał sobie w myśli jak mantrę, że to tylko trening i nikomu nie musi nic udowadniać, jednak teraz, jak na złość, nie mógł znaleźć nawet pojedynczej myszki. Szlajał się przez jakiś czas po łące i na skraju lasu, lecz
nic nie znalazł. W pewnym momencie po prostu się położył.
- Tak, wygrałyście, wy przeklęte gryzonie. Możecie mnie pożreć, czekam - mruknął, moszcząc sobie legowisko pomiędzy trawami. Leżał tak przez jakiś czas, kiedy do jego uszu dotarł cichutki pisk. Słońce było już dość wysoko, więc Łososiowa Łapa wolał raczej spać, aniżeli zaprzątać sobie głowę polowaniem, ale kiedy myszka znalazła się na długość ogona przed nim, nie wahał się. Szybko podniósł się z wygniecionego legowiska i równie prędko uśmiercił zwierzątko. Gorąca krew ofiary spływała mu z pyska cienką strużką. Co za genialne uczucie! Kiedy ochłonął, przyjrzał się upolowanej zwierzynie. Była raczej przeciętnych rozmiarów, być może nawet lekko żylasta. On jednak na to nie zważał. Przyniesie ją do obozu i wrzuci na stos zwierzyny z dumą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz