Otarł łzy zbierające się w jego oczach łapą. Nadal nie wierzył w to wszystko... to było zwyczajnie chore, by bał się o własne życie rozmawiając ze swym kolegą z klanu. Położył po sobie uszy, nie wiedząc co powiedzieć. Płowy kocur gdzieś zniknął, co tylko spotęgowało negatywne odczucia w Leszczynku. A co jeśli poszedł o wszystkim powiedzieć Ostrokrzewiowemu Cierniowi? Czuł, jak mysz, którą ostatnio zjadł podchodzi mu do gardła. Miał ochotę zwymiotować wprost na swoje łapy. Nerwowo machał ogonem, miał po prostu ochotę uciec z tego miejsca jednakże... jakaś jego część mówiła, że dobrze zrobi jeśli zostanie.
Po prostu... czuł się zmęczony, gubił się w tym całym syfie, jaki dział się w klanie wilka, przyprawiając go o zawroty głowy. Wszystko, co dotychczas było tak, jak powinno nagle się zmieniło i młodemu wojownikowi ani trochę nie podobał się ten pomysł. Chciał stąd uciec, popędzić do Malinowej Łapy i wyrzucić z siebie wszystkie żale, by później wtulić się w jego miękkie futerko. Tęsknił za spotkaniami z nocniakiem, co bardzo się nad nim odbiło. Z dnia na dzień zdawał się popadać w paranoję, a przecież... on chciał tylko przytulić się do swojego bliskiego przyjaciela, nie miał pewności, czy może tak nazywać pręgusa, po czym zapomnieć o wszystkim złym, co miało miejsce.
— Zobacz, jaki fajny meszek. Taki zieloniutki — Leszczynek poruszył uchem, spoglądając na drepczącego w jego stronę Świtu. Mimowolnie odetchnął z ogromną ulgą. Płowy kocurek uśmiechnął się pogodnie, po czym kulnął w jego stronę kupkę mchu. — Teraz ty musisz potoczyć ją do mnie. Albo zatrzymać... Tak na pamiątkę.
— T-to bardzo miłe, Świtająca Łapo — miauknął cicho, przyglądając się uczniowi. Czuł przyjemne ciepło na serduszku. Do tego świadomość, że nie każdy jest do niego wrogo nastawiony tylko podnosiła go na duchu. Jakby tego było mało, w środku skakał wręcz z radości, że jakkolwiek zapanował nad swoim jąkaniem.
Swoje niebieskie ślepia przeniósł na kulkę mchu, która leżała między jego łapkami. Pacnął ją, była taka miękka. Oczywiście, że chciał ją zatrzymać! Jednakże rudemu było zwyczajnie głupio, że ten nie ma dla niego nic w zamian. To było zwyczajnie niegrzeczne, nie tego uczyła go Gęsie Pióro.
— P-poczekaj chwilkę, zgoda? — poprosił, zaś gdy otrzymał skinięcie głową na "tak", ruszył w kierunku kociarni. Nie wszedł jednak do środka, tylko okrążył ją, podnosząc jeden z większych kamieni leżących za żłobkiem. Kawałek skały odsłonił mały dołek wypełniony mchem, piórkami i kilkoma kamyczkami. Leszczynek wziął jedno z nich, te zgubione przez dzięcioła, po czym wrócił do towarzysza.
— T-to dla ciebie — mówiąc to, położył mu przed łapami piórko — T-teraz jesteśmy przyjaciółmi Świt-tająca Łapo — miauknął pociesznie, sprawiając wrażenie, jakby był pełen kocięcej naiwności. Szkoda tylko, że zajęci sobą nie zauważyli zbliżającego się w ich stronę, aczkolwiek kulejącego, Ostrokrzewia i napuszonej, sprawiającej wrażenie dwa razy większej, Wężowego Wrzasku.
< Świt? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz