Zajmowanie się potomstwem Wilczego Serca było niebywałą przyjemnością dla Leszczynowej Bryzy, o ile ich mamy - Cętkowanego Kwiatu oraz małej Borsuk nie było gdzieś w pobliżu. Co prawda kocurek wiedział, że kociak może zrobić mu tyle, co nic, aczkolwiek miał wrażenie, że buraska pała doń jakimś dziwnym rodzajem niechęci, który nie tyle co mu nie pasował, co przerażał. Wyobraźcie sobie te małe wredne ślepka wpatrujące się w was, jakby zaraz miały zeżreć duszę.
Kocurek wzdrygnął się, gdy na moment powrócił myślami do realnego świata.
Wróbelek i Skowronek byli zdecydowanie milsi od swojej przerażającej i brutalnej siostry i gdyby nie dostał za to po łbie od wojowniczki, już dawno otwarcie by przyznał, że zdecydowanie woli czarną koteczkę i burego kocurka. No, jednak Leszczynek zdecydowanie bardziej wolał swoje życie od mówienia na głos swych myśli, dlatego też trzymał język w paszczy, starając się pokazać, że całą trójcę traktuje równo.
Wzdrygnął się i nastawił uszu, gdy usłyszał szelest na zewnątrz kociarni. Wiatr wiał z północy, toteż nie od razu rozpoznał znajomą woń - Nagietkowa Pręga.
Mimowolnie spiął ciało.
— Jedliście śniadanie? Jeśli nie, chętnie zjem z wami, jeśli nie będę przeszkadzał — miauknął przyjacielsko kocur, podchodząc bliżej. Rudzielec już chciał jakkolwiek go spławić, jednakże w słowo wszedł mu Wróbelek, radośnie zapraszając wojownika do wspólnego posiłku.
Niebieskooki westchnął tylko, całą swoją uwagę przelewając na dwa maluchy, starając się przy tym unikać wzroku wojownika.
* * *
Sytuacja w klanie się nie poprawiała ani trochę. Co prawda odzyskali część obozu, aczkolwiek Leszczynek nadal bał się, że może stać się coś gorszego niż dotychczas. Za każdym razem gdy wychodził z obozu na polowanie, czy brał zwierzynę z ich własnego stosu wyglądał jak kłębek nerwów i w rzeczywistości nim był. Nienawidził przebywać poza kociarnią, aczkolwiek chciał dać też wujkowi trochę spokoju zaś Cętkowanemu Kwiatowi i jego macosze trochę prywatności. Jego ojciec - Iglasta Gwiazda cały czas naradzał się po kryjomu z Przygasającym Płomieniem oraz Słonecznym Zmierzchem, którzy starali się dowiedzieć czegoś pożytecznego i przekazać wiadomość ojcu. Ich młodszy brat doskonale wiedział ile ryzykowali, dlatego był z nich tak szalenie dumny.
— Witaj Leszczynku! — wesołe powitanie ani trochę go nie ucieszyło. Ściągnął uszy w tył, pusząc i tak już najeżone futro. Rozglądał się nerwowo dookoła, zaciskając szczęki na gałązce jałowca, która trzasnęła cicho, pękając pod naciskiem kłów — Jak tam leci?
Jak leci?
Kocurek zadrżał, czując jak wewnętrznie coś w nim pęka. Jak on śmiał!? Wujek Wilcze Serce leżał z gorączką, której nie był w stanie opanować sam, bez pomocy medyka, jego brat rozbił klan wilka na pół siejąc zamęt, jego ojciec stracił życie na zgromadzeniu przez jednego ze swoich współklanowiczy, do tego on zamiast jakkolwiek im pomóc siedział z boku i patrzył. I dlatego? Bo nie lubił konfliktów?!
Leszczynowa Bryza też ich nie lubił. Ba! O ile był jakkolwiek zdolny do nienawidzenia czegoś, to zdecydowanie wszelakie wojny i niesnaski były tym "czymś".
Uważał go za przyjaciela.
Najwidoczniej się mylił...
— N-nie p-powinni-iśmy r-rozmawiać — wymamrotał, zbierając jeszcze dwie gałązki, bujnie obrośnięte w owoce. Koło jego łapy leżał mały kawałek szczawiu oraz główka maku. Co jakiś czas zerkał na nie. Wiedział, że to tylko zaleczy skutki gorączki, a nie wyleczy, liczył jednak, że chociaż trochę wujkowi się polepszy.
— Dlaczego niby? — zamrugał. Kpił z niego, prawda? Leszczynek oddychał szybko, niczym po ciężkim biegu. Drżąc zabrał leżące na ziemi medykamenty, po czym rzucił Nagietkowej Prędze spojrzenie pełne zawodu.
— N-nie w-wolno r-rozm-mawiać m-mi z-z w-wrogiem — wyszeptał i korzystając z szoku w jakim znalazł się wojownik, czym prędzej czmychnął w stronę obozu, w głowie mając jeden, prosty cel - wyleczyć Wilcze Serce.
< Nagietku? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz