*akcja dzieje się jeszcze przed zgromadzeniem i odbiciem części obozu*
Był tym wszystkim zwyczajnie zmęczony. Ta ciągła nienawiść, walka o nawet najmniejszy skrawek pożywienia... Słyszał, jak brzuch burczy mu cicho. Nie jadł już tak porządnie jak przed tym wszystkim... Razem z Wilczym Sercem zdecydowaną większość tego, co podrzucił im Słoneczny Zmierzch czy też Przygasający Płomyk oddawali swoim partnerkom oraz dzieciom. Czasem spoglądał na Wróbelka, który próbował ich naśladować i dosłownie czuł, jak mięknie mu serce. Maluch był po prostu przecudny...
Teraz siedział przed kociarnią, ciesząc się z tego, że chociaż trochę może rozprostować łapy, podczas gdy ich wróg, którego jeszcze niedawno niejednokrotnie nazywał przyjacielem czy druhem, śpi pogrążony w głębokim śnie. Nadal był z lekka zdziwiony, że tym razem nie postawili w pobliżu żłobka jakiekolwiek straży, która by ich pilnowała.
Byli więźniami we własnym klanie. Cóż za ironia...
— Wujku? — wzdrygnął się, gdy do jego uszu dotarło cichutkie miauknięcie. Obrócił się, jednakże nikogo nie zauważył, dopiero gdy spuścił łeb, jego oczom ukazał się Wróbelek. Przymknął smutne ślepia, oddychając ciężko — Chciałbym, żebyś nauczył mnie walczyć.
Otworzył pysk, nie wiedząc co powiedzieć. Jakaś jego część chciała pomóc maluchowi, aczkolwiek wizja Cętki, która rozpruwała mu brzuch ani trochę się do niego nie uśmiechała. Poza tym... w kociarni zwyczajnie nie było odpowiedniej ilości miejsca.
— Nie wiem, Wróbelku — odparł zgodnie z prawdą, obserwując z bólem serca jak pyszczek malca wykrzywia się w podkówkę. Poruszył niespokojnie ogonem, wpatrując się w niebo, na którym migotały gwiazdy.
— Cóż... no dobrze, wujku — kociak zdawał się być zawiedziony, ze spuszczonymi uszkami odwrócił się, kierując w stronę śpiącej matki.
— Wróbelku, zaczekaj — miauknął cicho — Zgoda, tylko zapytamy taty o zgodę, dobrze? — uśmiechnął się łagodnie. Cóż... obiecał, teraz nie miał drogi odwrotu.
* * *
*i cyk akcja ma miejsce już po zgro*
Przykucnął na łapach, machając ogonem na boki. Co prawda rany po zgromadzeniu nadal były dla kocura niebywale odczuwalne, jednakże obiecał coś Wróbelkowi i tego słowa miał zamiar dotrzymać.
Obserwował jak kocurek krąży wokół niego na również ugiętych łapach, jego ogon był napuszony, zaś końcówka drgała niespokojnie.
— Spokojnie, Wróblowa Łapo — uśmiechnął się, spoglądając na burego, który na dźwięk uczniowskiej wersji swojego imienia spojrzał na lidera nieźle zdziwiony — No co, myślałeś, że do końca życia będziesz mieć imię kociaka? — zaśmiał się pod nosem, okrążając go ponownie. Cieszył się, że chociaż w taki sposób może podnieść go na duchu.
— A teraz broń się! — mówiąc to, rzucił się na ucznia, przyduszając go do ziemi.
< Wróbelku? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz