*Uwaga: opowiadanie zawiera pijacki bełkot*
Wsłuchiwał się w zrozpaczony głos przyjaciela, nie potrafiąc ani trochę uwierzyć w każde jego słowo. Owszem, wiedział, że mówi prawdę ale... to zdawało się być tak nierealne i wyimaginowane, ze po prostu... Oddychał szybko, wpatrując się w zapłakane ślepia kocura, którego ani trochę nie potrafił uspokoić. Pozwolił więc mu łkać w jego ramię, szeptać do ucha kojące słowa i raz po raz mruczeć, gdy napady szlochu czarnego nabierały na sile.
W końcu Wilcze Serce zmęczony i napity do granic możliwości ułożył się na ziemi jak długi. Pysk schował jednak w łapach i Igła między pijackim czkaniem doskonale słyszał jego szloch, który rozrywał mu serce. Liznął przyjaciela za uchem, ponownie rozpoczynając monolog o tym, jak wszystko będzie dobrze. Szkoda tylko, że on sam w to nie wierzył... Zapach zepsutych jabłek mącił mu w głowie, szepcząc, by i on ich spróbował.
Położył po sobie uszy, przełykając ślinę, która przerażająco szybko zbierała się w jego pysku. P-przecież... nic się nie stanie, jeśli spróbuje, prawda?
"Czasami rodzi się wilk zbyt niebezpieczny, zagrażający całej watasze, tak mi mówił - w głosie czarnego brzmiała pretensja. Wtedy własny ojciec musi go zabić. Dla dobra klanu."
Słowa przyjaciela dzwoniły mu w uszach. Co jeśli... i on będzie musiał to zrobić? Czuł jak łzy spływają mu z pyska i kapią na czarny kark, który poruszał się w spazmach szlochu. Nie mógł... nie byłby w stanie tego zrobić. Już sama myśl o tym, napawała go przerażającym bólem, zaś tymczasem...
— Oh Wilcze Serce... — wyszeptał, przyciskając pysk do jego policzka. Smród sfermentowanych jabłek ponownie w niego uderzył. Ochota na spróbowanie wzrastała w nim z każdą chwilą. Jednakże jego wilcza część zdecydowanie trzymała go przy przyjacielu. Skoro miał zamiar mu pomóc, to musiał być trzeźwy. Kaszlnął, pozbywając się dziwnego uczucia w gardle, po czym ułożył jego pysk na boku. Tak w razie czego, gdyby kocur miał zamiar rzygać.
— Pszyjacielu... — odezwał się zastępca Igły, po czym czknął pijacko — S-spróbuj, jakie dobre — point miał wrażenie, że jego przyjaciel roześmiał się donośnie, lecz nie mógł za to oddać łapy.
— Nie kuś mnie — mruknął ostro, oblizując pysk. Chciał je zjeść. Nie! On chciał się ich nawpieprzać jak świnia, byleby zapomnieć o tym całym gównie, które go otaczało i w którym stał po pysk. Jeszcze chwila, jeszcze jedno uderzenie serca i zdecydowanie rzuciłby się na owoce. Ostatkiem siły woli podniósł się i pomagając kocurowi wstać, zaprowadził go nad strumyk, by chociaż trochę ocucić tego pijaka.
* * *
Leżał pod jabłonką zanosząc się płaczem, zupełnie nie pojmując, jakim cudem udało mu się wymknąć aż tak daleko i nie natrafić na nikogo z wrogiej części obozu ani ze swojej. Może to i dobrze? Ostatnie czego chciał, to natrafić chociażby na własnego syna. Nadal pamiętał słowa, które kremowy point rzucił w jego stronę.
"Nawet zdechnąć nie potrafisz!"
Wiedział, że zawalił na linii ojciec=dziecko, aczkolwiek jeszcze do dnia przed wybuchem całej tej rebelii myślał, że jakkolwiek uda mu się to naprawić. Wierzył, że nie może być aż tak fatalnie...
A jednak, mylił się, skoro jego własny syn potrafił zbuntować się przeciwko niemu i życzyć śmierci.
Kulnął nadgniłe jabłko, leżące przed jego łapą, po czym westchnął ciężko. Nadal nie był co do tego wszystkiego pewny, jednak kusiło go to niebywale. Ślina napływała mu do pyska, za każdym razem, kiedy przymierzał się do zjedzenia.
— I-gła? — usłyszał ciche miauknięcie należące do Wilczego Serca. Podniósł łeb, wbijając spojrzenie niebieskich ślepi w czarną, na wpół łysą sylwetkę — Co ty tu robisz? — spytał, przysiadając obok. Point miał wrażenie, że jego przyjaciel próbuje udawać, że trafił tu przypadkiem. Cóż, możliwe, aczkolwiek byłą też duża szansa, że popada po prostu w paranoję.
— Ja... — głos uwiązł mu w gardle. Wbił pazury w ziemię, nie wiedząc co powiedzieć. Chociaż... czy stanie się coś złego, jeśli wyrzuci z siebie prawdę? — Czuję się jak gówno. Ja... chciałem odreagować. Jak ty — miauknął cicho, po czym przyciągnął do siebie jabłko.
— Oh, no cóż... — odparł, na sztywnych łapach podchodząc co przyjaciela i usiadając ciężko obok niego — Ja chyba też — wzruszył barkami, bezceremonialnie biorąc potężny gryz owocu. Lider zamrugał ślepiami, trochę ośmielony pewnością siebie swojego towarzysza. Wziął gryz, jeden, drugi, pochłaniając jabłko. Później kolejne, jeszcze kolejne aż nie poczuł, jak zaczyna kręcić się mu się w głowie. Czknął, usiłując się podnieść na cztery łapy, zamiast tego zakołysał się i runął bokiem na Wilcze Serce, który zdążył się już wstawić, jednakże nie tak mocno jak on.
Tak, zdecydowanie lider nie miał mocnej głowy. Czknął jeszcze raz, śmiejąc się jak ostatni kretyn.
— S-s-s-sooory — mówiąc to, beknął bezceremonialnie mu prosto w pysk. Położył łapę na jego policzku, starając się podnieść, na próżno. Jedynie co był w stanie wykonać, to ułożenie się na boku.
— Szuje siem jak śśfinja — kolejny raz w ciągu kilku uderzeń serca czknął, ogonem natomiast smyrał Wilcze Serce po boku, co w tamtej chwili wydawało mu się wybitnie zabawne.
— H-heee? — miauknął czarnuch, oblizując nos i marszcząc go, gdy ogon kocura dotknął jego wąsów. Jego chyba zaczynało też brać. Właściwie to Igła zaczynał rozumieć, dlaczego Wilcze Serce ostatnim razem znalazł się w takim stanie a i nawet był z lekka skłonny stwierdzić, iż to nie był pierwszy pijacki wybryk jego kompana.
— A fesz fio? — mruknął Igła z niewyobrażalną wręcz konsternacją — Zycie jeft dfo dupy — oznajmił, jakby było to odkrycie na skalę światową — Baby tes ssom. Mufje cji, pszyjacielu. N-najfepiej t-to tak jag my — mówiąc to, klepnął go łapą w klatę, cały czas nie zmieniając pozycji. Leżąc na boku było mu potwornie wygodnie a i ściskającego jego żołądek uczucie mijało.
— He. Maf rafcjem — odparł druh niedoli, w jakiej aktualnie się znajdował. Zastępca przekręcił łeb, spoglądając na liliowego.
— A fesz fio? S kofurem kyba lepfiej, fiesz? Ni baba ci ni glyndzi, dzicków tysz nje bendzie... A i fajnje mosze byci — miotał się, machając łapą we wszelkie strony świata. Może faktycznie tak byłoby wygodniej? Związać się z kocurem i nie martwić się, że kiedyś na świecie zjawi się jakaś mała psychopatka, nabijająca wszystkich jak leci na gałęzie, czy też psychol, który rozpieprzy klan. Potrząsnął łbem, krzywiąc się. Tak, zdecydowanie bycie z kocurem w tej właśnie sekundzie wydawało się dla Iglastej Gwiazdy najlepszą opcją z możliwych.
— Filcy, łajdaku gupi, ale ty mas spetny ryj!
— A ty maf dzifny pysfk — odparł lykoi, mierząc go rozbieganym spojrzeniem. Pręgowany położył mu łapy na pysk, przyciągając bliżej.
— Filcy, durnoto, dei mnje pyska — czknął, śmiejąc się niczym ostatnim wariat.
"Nawet zdechnąć nie potrafisz!"
Wiedział, że zawalił na linii ojciec=dziecko, aczkolwiek jeszcze do dnia przed wybuchem całej tej rebelii myślał, że jakkolwiek uda mu się to naprawić. Wierzył, że nie może być aż tak fatalnie...
A jednak, mylił się, skoro jego własny syn potrafił zbuntować się przeciwko niemu i życzyć śmierci.
Kulnął nadgniłe jabłko, leżące przed jego łapą, po czym westchnął ciężko. Nadal nie był co do tego wszystkiego pewny, jednak kusiło go to niebywale. Ślina napływała mu do pyska, za każdym razem, kiedy przymierzał się do zjedzenia.
— I-gła? — usłyszał ciche miauknięcie należące do Wilczego Serca. Podniósł łeb, wbijając spojrzenie niebieskich ślepi w czarną, na wpół łysą sylwetkę — Co ty tu robisz? — spytał, przysiadając obok. Point miał wrażenie, że jego przyjaciel próbuje udawać, że trafił tu przypadkiem. Cóż, możliwe, aczkolwiek byłą też duża szansa, że popada po prostu w paranoję.
— Ja... — głos uwiązł mu w gardle. Wbił pazury w ziemię, nie wiedząc co powiedzieć. Chociaż... czy stanie się coś złego, jeśli wyrzuci z siebie prawdę? — Czuję się jak gówno. Ja... chciałem odreagować. Jak ty — miauknął cicho, po czym przyciągnął do siebie jabłko.
— Oh, no cóż... — odparł, na sztywnych łapach podchodząc co przyjaciela i usiadając ciężko obok niego — Ja chyba też — wzruszył barkami, bezceremonialnie biorąc potężny gryz owocu. Lider zamrugał ślepiami, trochę ośmielony pewnością siebie swojego towarzysza. Wziął gryz, jeden, drugi, pochłaniając jabłko. Później kolejne, jeszcze kolejne aż nie poczuł, jak zaczyna kręcić się mu się w głowie. Czknął, usiłując się podnieść na cztery łapy, zamiast tego zakołysał się i runął bokiem na Wilcze Serce, który zdążył się już wstawić, jednakże nie tak mocno jak on.
Tak, zdecydowanie lider nie miał mocnej głowy. Czknął jeszcze raz, śmiejąc się jak ostatni kretyn.
— S-s-s-sooory — mówiąc to, beknął bezceremonialnie mu prosto w pysk. Położył łapę na jego policzku, starając się podnieść, na próżno. Jedynie co był w stanie wykonać, to ułożenie się na boku.
— Szuje siem jak śśfinja — kolejny raz w ciągu kilku uderzeń serca czknął, ogonem natomiast smyrał Wilcze Serce po boku, co w tamtej chwili wydawało mu się wybitnie zabawne.
— H-heee? — miauknął czarnuch, oblizując nos i marszcząc go, gdy ogon kocura dotknął jego wąsów. Jego chyba zaczynało też brać. Właściwie to Igła zaczynał rozumieć, dlaczego Wilcze Serce ostatnim razem znalazł się w takim stanie a i nawet był z lekka skłonny stwierdzić, iż to nie był pierwszy pijacki wybryk jego kompana.
— A fesz fio? — mruknął Igła z niewyobrażalną wręcz konsternacją — Zycie jeft dfo dupy — oznajmił, jakby było to odkrycie na skalę światową — Baby tes ssom. Mufje cji, pszyjacielu. N-najfepiej t-to tak jag my — mówiąc to, klepnął go łapą w klatę, cały czas nie zmieniając pozycji. Leżąc na boku było mu potwornie wygodnie a i ściskającego jego żołądek uczucie mijało.
— He. Maf rafcjem — odparł druh niedoli, w jakiej aktualnie się znajdował. Zastępca przekręcił łeb, spoglądając na liliowego.
— A fesz fio? S kofurem kyba lepfiej, fiesz? Ni baba ci ni glyndzi, dzicków tysz nje bendzie... A i fajnje mosze byci — miotał się, machając łapą we wszelkie strony świata. Może faktycznie tak byłoby wygodniej? Związać się z kocurem i nie martwić się, że kiedyś na świecie zjawi się jakaś mała psychopatka, nabijająca wszystkich jak leci na gałęzie, czy też psychol, który rozpieprzy klan. Potrząsnął łbem, krzywiąc się. Tak, zdecydowanie bycie z kocurem w tej właśnie sekundzie wydawało się dla Iglastej Gwiazdy najlepszą opcją z możliwych.
— Filcy, łajdaku gupi, ale ty mas spetny ryj!
— A ty maf dzifny pysfk — odparł lykoi, mierząc go rozbieganym spojrzeniem. Pręgowany położył mu łapy na pysk, przyciągając bliżej.
— Filcy, durnoto, dei mnje pyska — czknął, śmiejąc się niczym ostatnim wariat.
< Wilczy? >
To się nazywa prawdziwy przyjaciel xD
OdpowiedzUsuńPrzytuli, pocieszy, razem z tobą się najebie a i buzi nawet da!
UsuńPrawdziwa silna, męska przyjaźń <3
OdpowiedzUsuńNow kiss (人 •͈ᴗ•͈)
OdpowiedzUsuńSłyszysz Wilczy? Pora na buzi XD
Usuń