Stała jak słup soli, nie wiedząc, co zrobić. Niebieskie futro ucznia stopniowo zaczęło przypominać kremowe barwy Pszczeli Pyłek. Patrząc osłupiała na ciało gorączkowo czepiające się krawędzi lodu, kotka miała przed oczami śmierć królowej. Zabiła ją.
Te same oczy, te same łapy z determinacją błądzące po wodzie.
Popatrzyła się prosto w ślepia Jałowej Łapy, widząc w nich swoją ofiarę.
Uderzenia serca mijały. Napięcie wzrastało z każdą chwilą. A kotka dalej nie mogła nic zrobić.
Ogarnął ją dziwny paraliż. Czuła się, jakby to był sen - nie mogła nic zrobić. Jałowa Łapa musiał umrzeć tak samo, jak Pszczeli Pyłek. Ta sama Pszczoła, którą czarna z zimną krwią zamordowała...
Pokręciła głową, odzyskując kontrolę nad ciałem. Rzuciła się do przodu, wchodząc na lód. Patrzyła pod nogi, zaciskając zęby.
- Pomóż! - Wrzasnął Jałowa Łapa, gdy czarna krok po kroku szła w jego stronę.
Powoli.
Nie biegnij. Da radę.
Lód jest cienki.
Szła tak szybko, jak mogła. Stała blisko niego, gdy poczuła trzask i lód załamał się, tworząc sieć pęknieć. Czarna przełknęła ślinę i postawiła krok, gdy chłodna warstwa całkowicie przepadła w wodnej otchłani, a łapa kotki zamoczyła się. Kamienna Łapa zadrżała, czując, że jej serce bije szybciej, niż można to sobie wyobrazić.
Przeszła jeszcze kawałek, aż była na wyciągnięcie łapy od niebieskiego ucznia.
Nie spieprz tego.
On nie mógł zginąć. Nie mogła spierdolić sytuacji kolejny raz.
Złapała go za kark, zaciskając mocno zęby. Wysuwając pazury, ostrożnie odsunęła się od dziury w zamarzniętej rzece i wyciągnęła go, wyrywając mu przy tym pół sierści z karku. Jęknął z bólu, gdy czarna brutalnie ciągnęła go po lodzie. Puściła go przy brzegu, gdzie był bezpieczny.
- Kocham cię! - Krzyknął.
Kamienna Łapa popatrzyła się na niego zdziwionym, pytającym wzrokiem.
- Co?
Niezręczna cisza.
Pokręciła głową, marszcząc brwi.
- Nieważne - Warknęła, podnosząc brodę do góry. - Mogłeś umrzeć, kretynie. Nie powinieneś...
- Byłem głodny! - Próbował się tłumaczyć. Dygotał z zimna, a przez wilgoć dobrze było widać wystający szkielet. Wychudzony. Jak każdy nierudy. - Wiesz, jak nas traktują!
- To nie powód, żeby ot tak wchodzić na rzekę! - Syknęła z wściekłością i skoczyła na niego, nie panując nad sobą. Poturlali się po śniegu, oddalając od rzeki. - Mogłeś zginąć, rozumiesz!?
- Obchodzi cię moje życie?
Zamilkła.
Czemu się o niego martwiła? Czemu go nie zostawiła?
- To nieważne. - Westchnęła, dysząc. Potrzebowała złapać oddech. - Lepiej oddalmy się od rzeki, zanim rybojady nas zauważą.
To była po prostu wymówka. Dopóki byli na swoim terytorium, nic nie mogli im zrobić. Tak przynajmniej myślała.
Po prostu nie chciała się przed nim tłumaczyć.
Szli w ciszy. Ona z zaciśniętymi zębami i bijącym ogonem, on z uniesionym pyskiem, od stóp do głów wymoczony w wodzie. To Jałowa Łapa pierwszy przerwał milczenie.
- Dlaczego mnie uratowałaś?
- Jeśli chcesz, możemy tam wrócić. - Warknęła. - I tym razem cię zostawię.
Widziała w nim Pszczeli Pyłek. Nie potrafiłaby zobaczyć, jak umiera. Kremowa na to zasłużyła. On nie.
Patrząc na niego, przypominał jej też Gliniane Ucho. Ten sam niebieski błysk futra. Te same duże, okrągłe oczy.
Nie byłaby w stanie go zostawić. To jak morderstwo. Nie chciała zabijać w ten sam sposób. W ten sam sposób, w jaki zabiła Pszczeli Pyłek.
<Jałowa Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz