- Z miłą chęcią - odpowiedziała i wstała z kocura, a mu ulżyło, bo mimo małych rozmiarów, jego ukochana miała trochę masy. Brzoskwinka podreptała na słońce i położyła się na plecach, patrząc na białe obłoczki. Kocur wstał i otrząsnął się, po czym położył się obok niej patrząc w chmury.
Musiał przyznać, że tego mu brakowało. Wyluzowania się. Ciągle tylko obowiązki i obowiązki. Dobrze było wiedzieć, że Brzoskwiniowa Bryza dostrzegła jego zapracowanie i próbowała w jakiś sposób ulżyć, jego zmęczonemu ciału.
- Zobacz! Ta wygląda jak ryba! - miauknęła wskazując łapą na puchatą chmurę.
Przyjrzał jej się i rzeczywiście! W białym obłoku dostrzegł ogon i płetwy. Nigdy by nie przypuszczał, że chmury mogą przybierać znajome kształty. Postanowił więc bardziej się im poprzyglądać z nadzieją, że może i on coś wypatrzy. Nie trwało długo, kiedy jego cel został osiągnięty. Z uśmiechem wskazał łapą na wolno sunący obłok, który kojarzył mu się z przedstawicielem jego gatunku.
- Patrz! Tam chyba jest kot!
Kremowo-biała uniosła wzrok we wskazaną stronę i zaśmiała się pod nosem.
- Pewnie to Kacza Łapa.
- Czemu on?
- Nie widzisz jak skacze? On jest taki rozbrykany.
- Malinowa Łapa również... - Uśmiechnął się.
Mimo tego, że co zgromadzenie kłócili się, bardzo ich kochał. Całą trójkę. No właśnie... Niedługo było zgromadzenie. Miał nadzieję, że jego dzieci będą się dobrze zachowywały. Z tego co słyszał od Aroniowej Gwiazdy mieli na nie iść. Oby tym razem wszystko potoczyło się spokojnie.
***
Zgromadzenie nie było tym wymarzonym. Jego syn wprost wytknął mu to, że jest kocurem na posyłki Aroniowej Gwiazdy. To bardzo go ugodziło, w końcu... Z wujkiem znał się od kociaka! Nie był żadnym lizusem! Że też jego własny syn... Nieważne. Teraz musiał się skupić na czymś ważniejszym. Ich obóz tonął. Znaczy nie do końca. Poziom wody się podniósł i zalał wszystkie wyjścia na wyspę. Woda już zebrała swoje pierwsze żniwo, zabijając jego mentora Białego Kła i Owcze Futerko.
Kolejna strata... Kolejna...
Uniósł głowę obserwując jak Brzoskwinowa Bryza wróciła właśnie z treningu ze swoją uczennicą. Pewnie lekcją było pływanie. W końcu bez tej umiejętności żaden kot nie wydostanie się na polowanie czy patrol.
Wstał i podszedł do ukochanej, ocierając się o jej sierść.
- Jak tam szkolenie, Pszczelej Łapy? - miauknął zaciekawiony.
W końcu była to jej pierwsza uczennica, na którą zresztą długo czekała.
<Brzoskwinko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz