Wrócił z zgromadzenia w bardzo złym humorze. Nie ma to jak trochę walki, ale wolał ją oglądać w innych klanach, a nie w swoim. Widok jednak gniewu Klanu Gwiazd i jego potęgi był naprawdę niesamowity. Coraz bardziej przekonywał się w przeświadczeniu, że woli być po stronie zmarłych. Mieli wspaniałą potęgę, która zasługiwała na szacunek. Na jego nieszczęście, walka przeniosła się do obozu. Musiał szybko stąd spadać zanim przez przypadek oberwie. Postanowił więc usiąść w oddaleniu, blisko drzewa, tak na wszelki wypadek. Kiedy sytuacja się unormowała mógł ze spokojem wrócić do legowiska. Jednak nie było to zbyt łatwe, ponieważ jego głupia siostra wraz z Owocową Pogonią, zagradzały mu drogę.
- Jak śmiesz wywalać mnie z m o j e g o legowiska? - wrzasnął, - Tam został M Ó J TKACZ TY ZASRANY ŚMIERDZIELU!
- Teraz mieszka tam nowy lider! - wyjaśniła nowa zastępczyni.
- Ah tak? AH TAK? W TAKIM RAZIE NIECH POKAŻE SWOJE DZIEWIĘĆ ŻYWOTÓW! PÓKI KLAN GWIAZD NIE PRZEMÓWI, MAM GDZIEŚ JEGO POZYCJĘ! - Widząc niezadowolony wzrok siostry kontynuował - ODDAWAJCIE MOJEGO TKACZA! NIE BĘDZIECIE GO PRZETRZYMYWAĆ JAK WIĘŹNIA!
- Uspokój się to tylko pająk! Na dodatek nie wiesz co mówisz! Bluźnisz! - wypowiedziała się nierozgarnięta Wężowy Wrzask.
- Ja bluźnie? JA? Nie obraziłem przodków!
- Ale naszego lidera tak!
- JESTEŚ TĘPA! OD URODZENIA TO PRZECZUWAŁEM!
-Uspokój się Potrójna Łapo, bo cię jeszcze wygnają! - usłyszał obok głos Sosnowego Zagajnika, która przyszła sprawdzić co się dzieję.
- UMRĘ Z GODNOŚCIĄ, JAK MĘCZENNIK JEŚLI BĘDZIE TRZEBA! - zakrzyknął na cały obóz czując, że jednak wizja śmierci jest zbyt... straszna. Nie... raczej nie chciałby ginąć. Był w końcu młody. Jednak wierzył, że Klan Gwiazd by go przyjął, ponieważ był bardzo wierny jego kodeksowi i na dodatek kroczył ścieżką medyka. Ale to i tak... śmierć. Pokręcił głową.
- Dobra. Słuchajcie wy... mysie móżdżki! Oddajcie mi tylko Tkacza, zabiorę go do legowiska medyków.
Kotki spojrzały po sobie.
- Nie możemy nikogo tam wpuszczać. - odezwała się Wężowy Wrzask.
Czuł jak ciśnienie mu się podnosi. Sosnowy Zagajnik szybko złapała go za kark, uniemożliwiając przebicie się przez koci mur.
- Uspokój się - Medyczka puściła go. - Pogadam z Ostrokrzewiowym Cierniem. Pewnie ci go odda.
- No ja myślę. Inaczej sobie sam z tyłka wytrzaśnie pajęczynę na swoje rany! - Wygładził zjeżoną sierść, odchodząc zły, że nie był w stanie nic zrobić.
Usiadł niedaleko dziadka i wujka, patrząc rozeźlony w niebo. Miał nadzieję, że Klan Gwiazd coś na to poradzi i walnie piorunem tego całego uzurpatora. Co z tego, że był jego wujkiem? Był szalony. Zerknął na Leszczynka i jego nieporadne umiejętności medyczne. Przynajmniej coś robił... Szybko pobiegł do legowiska medyków i wykradł potrzebne zioła, mech nasączony wodą i garść pajęczyny, trzymanej na czarną godzinę. Przekradł się szybko w pobliże żłobka. Syknął na rudego syna Iglastej Gwiazdy. Ten podszedł niepewnie do niego, patrząc na medykamenty.
- Lepiej pomogą. Zaklej rany pajęczyną. Masz tu mech z wodą, obmywaj zaognione rany i nakładaj papkę z tych ziół.
- Pomagasz nam? - zapytał zdziwiony.
- Pomagam wszystkim kotom w klanie. Tak nakazuje mi kodeks. A jeśli będą się mnie o to czepiać, że pomagam i im i wam, powołam się na kodeks i Klan Gwiazd. Nie mogą mi nic zrobić. - powiedział z pewnością w głosie.
Chociaż wcale nie był tego taki pewny.
<Dziadku?>
Coraz bardziej go szanuję :>
OdpowiedzUsuń