Żaden z nich nie odezwał się ani słowem, a jedynie przysłuchiwali się ostatniej ceremonii, przydzielonej Daliowej Łapie. Potem wszystko poszło gładko, klan zaczął skandować imiona uczniów, na co Łabędzi Plusk położył po sobie uszy z niechęcią. Świeżo upieczony uczeń odbiegł od niego, by wymienić się czułościami z liczną rodzinką. Gwar zaczął miarowo opadać, a zebrani rozchodzić się, co naprawdę usatysfakcjonowało bojaźliwego kocura. Teraz wstał z wolna miejsca, chcąc już skierować się do legowiska wojowników, by poświęcić całą noc na dokładne układanie planu szkolenia. Przecież, jeśli zaśnie, złowrogie sny i tak go zbudzą. Wtem jednak do wojownika podszedł, z uśmiechem na mordce, Szczawiowa Łapa. Cóż, w sumie Łabądek mógł się spodziewać, że ten jeszcze dziś go zaczepi.
— Masz ogromne szczęście. Obiecuję, że będę ciężko pracował, żeby zasłużyć na miano wojownika — miauknął dumnie, by zaraz usadowić się przed swym mentorem.
— N-nie w-wątpię — odparł przy lekkim drżeniu wąsów. Tak, nie wątpił i właściwie zdążył polubić swojego nowego podopiecznego jeszcze za kociaka, więc naprawdę liczył, że nie skończy to się tak, jak z jego poprzednią uczennicą. — T-trening z-zaczynamy o-oczywiście j-jutro z ra-rana. L-liczę, że w m-miarę mo-możliwości w-wstaniesz w-wcześnie, o świ-świcie.
Liliowy kocurek zamrugał, po czym energicznie pokiwał głową.
— Jasne! No to jutro zaczynamy — powtórzył słowa Łabędziego Plusku, delikatnie się przy tym szczerząc.
***
Przez niemal całą noc nie zmrużył oka. Tak, jak przewidywał. Czuł, jak bardzo osowiały i niemrawy jest, ale wmawiał samemu sobie, że bez problemu sobie poradzi. Przecież nie mógł zawalić w tym momencie, zdecydowanie za bardzo naraziłby się na gniew Lisiej Gwiazdy, bagatelizując pierwszy trening dziecka jego ukochanej zastępczyni.
Trzymając się sztywno na nogach, czekał więc po środku opustoszałego obozu, aż Szczawiowa Łapa wstanie. Obiecał w końcu przyjść na czas, a wojownik wierzył, że tak się stanie. Mijały jednak kolejne chwile, kolejne koty leniwie wyłaniały się na zewnątrz, a po jego nowym podopiecznym nie było śladu. Wzdychając z rezygnacją, ruszył w kierunku legowiska uczniów, by obudzić śpiącą królewnę. Wiedział, że nie powinien mieć mu tego za złe, w końcu to oczywiste, że kociak nie przestawi się z dnia na dzień z trybu popołudniowych drzemek na tryb wstawania o świcie, ale sam był zbyt zmęczony, żeby się nad tym zastanawiać. Wkroczył lekkim krokiem do środka, rozglądając się pobieżnie od razu zauważając liliowe, unoszące się na bokach w rytm oddechów, futro.
— Buuu — mruknął prosto do ucha kocurka i jeszcze szturchnął go stanowczo, by mieć całkowitą pewność, że to go obudzi. — Wsta-wstajemy i r-ruszamy n-na t-trening. W pie-pierwszym dniu p-pokażę ci na-nasze t-terytorium.
<Szczawiku, knujący siostrzeńcu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz