- Mie zatszymali bo jesem słotki i uloczy - miauknął bez wahania, z pewnym siebie głosem unosząc głowę. W końcu nie widział innego powodu, rodzice go kochali bezwarunkowo a od taty tyle razy słyszał, że wyglądają jak najcudowniejsze stworzenia na świecie i jacy to uroczy nie są. Co prawda mówił to w kontekście do całego rodzeństwa, nie tylko niego, ale kto by się teraz przejmował szczegółami? Szept i tak nie specjalnie przepadał, kiedy do niego się tak słodziło. Znaczy, jasne, lubił pochwały, ale czasem czuł się jak na wizycie tej jednej ciotki co szczypała policzki i starał się uciec jak najdalej się dało.
- Muszę cię zmartwić, ale cię w takim lazie okłamali - odparł zaraz Srebrny. - Mnie zostawili szeby mieć chociasz jedno mądle dziecko.
- Ta? Bo mi się wydaje, sze sgubiłeś mądlość jakoś tszy dni temu. Do tej poly szczątki tfojego umysłu walają się po podłodze - odgryzł się, unosząc biały pyszczek w górę, zaraz dostrzegając, jak brat kręci gwałtownie głową na boki.
- Nieeee. Wtety to ty zgubiłeś godność. Oj Szepciku, szle z tobą, mylisz ciągle zdaszenia…
- No, godność to i f tfoim pszypadku jusz dafno upadła.
- Pozbyłem się jej wtedy, kiedy ty ją stlaciłeś, szebyś nie czuł się samotny w byciu głupim.
Szept pokręcił ze smutkiem głową, po czym zacmokał z podobną nutą.
- Wydaje mi się, sze z tfoją pamięcią jest coraz goszej. Upadłeś na głófkę? Choć, lozmasuje ci ją - to powiedziawszy wstał i podreptał w stronę Srebrnego, z zamiarem "rozmasowania" mu głowy. A tam co ucierpi przy okazji to już nie ważne.
- Ejejeje! - Odstąpił na większy krok. - Ale te swoje bludne łapska to tszymaj pszy sobie! - rzucił. - Najwylaźniej ploblemy z pamięcią to u nas coś dziedzicznego, skolo ty to masz i sugerujesz, sze i ja mam.
- Bludne?! - oburzył się lilowy z udawanym przejęciem, po czym wyciągnął swoją piękną puchatą łapkę przed Srebrnego - One są czyste jak sami Gfiezdni! - pochwalił się, dumnie unosząc bródkę - No chooo, nie wstyć się - Szept zbliżał się niebezpiecznie szybko z zamiarem oczywiście najczystszej opiekuńczości! Sam osobiście by prędzej uciekł niż dał się wymemłać na wszystkie strony, jednak drażnienie się z kimś w ten sposób? Przecież to jest wręcz tak cudowne, że jak na razie, puścił mimo uszu wcześniejszą uwagę, skupiając się na ważniejszym celu, który to westchnął cierpiętniczo, a na jego pysku niespodziewanie zagościł uśmiech.
- No dobla, ty się zajmiesz moim futelkiem, a ja wygładzę tloszeczkę twoje, bo ci się pomiętoliło - zauważył, podstawiając się do brata. Najpierw oblizał łapę, a następnie dotknął nią jego grzbietu. - I te uszka ci się tlochę lozklęciły, zalaz je naplostuje.Połóż się, a ja na nię usiądę - polecił w momencie, w którym Szept zdołał objąć Srebrnego łapami w niedźwiedzim uścisku, znaleźć się z boku i pogłaskać go łapą kilka razy po głowie, siląc się by nie odskoczyć przez to, że nadal czuł ślinę brata na grzbiecie. Fu, ew, to niemal dorównywało byciu dotkniętym przez babsztyla.
- Ajaj, widzisz? Nie pamiętasz jusz nawet, sze moje uszka zasze były klęcone. Biedactwo, demencja stalcza dopada cię tak szybko... - mówiąc to gładził głowę brata, a chwilę potem tą samą łapą dyskretnie spróbował dostać do dotkniętego śliną miejsca, by zaraz wytrzeć to o niebieskie futro. Być może nie dosięgnął, ale kto by się przejmował, liczył się gest, a żadna dupa nie będzie mu siadać na głowie.
- Wada wlodzona, zdasza się - mruknął Srebrny, wyraźnie nieprzejęty atakiem Szepta na jego przestrzeń osobistą, klepiąc lilowego łapą pokrzepiająco w bark. - Nie maltw się, sze wszystkie da się ciebie wyleczyć. I z twojej głupoty i z tych uszek. - Bicolor już otwierał pyszczek by coś odpowiedzieć, gdy nagle jakieś potężne, ciężkie cielsko przygniotło ich obu do ziemi, na co zamiast słów, z pyszczka Szeptu wyrwał się podirytowany dźwięk protestu.
- Aww, bawicie się w przytulanie? - rzucił z aktorską nutą Powiew, z zadowoleniem pozbawiając swoich pociech resztek powietrza, z głową uniesioną nieco w górę, gdyż małe łapy próbowały odepchnąć jego pysk. Wojownik wydawał się doskonale zdawać sprawę z wymiany zdań jaka zaszła pomiędzy kociakami, więc wychodziło na to, że robił to teraz z czystą premedytacją i zadowoleniem! Szept powoli przestał się wiercić. Kurde, przegrał.
。·◦⌟‒▾♞▾‒⌞◦· 。
Minęło trochę czasu od zgromadzenia i Szept już planował kolejne. W końcu jak go nie zabiorą, to pójdzie sam. Albo zagada na granicy! Z Klifiakami będzie miał łatwo, z Wilczakami w sumie też. Z Nocniaków na razie nikogo nie poznał, to samo tyczyło się Owocówek. Z nimi może być w sumie większy problem, patrząc na to, że są za Drogą Grzmotu, do której o ile wcześniej miał dość obojętne podejście, tak po śmierci Stokrotki wolał unikać tego miejsca na tyle, na ile się tylko dało. Niby było miejsce, gdzie można było przejść pod nią, ale i tak- wizja go po prostu przerażała, więc jak na razie, skupiał się na podkopywaniu tych parszywych korzonków wrzosów, chociaż i tu jak na razie powoli zaczynało brakować miejsca na kolejne podkopki, więc zaczynał się zastanawiać, co dalej. Nie przepadał za treningiem walki, ale przerobił go o dziwo- dość szybko, więc można powiedzieć, że miał coraz więcej czasu dla siebie. A przynajmniej w tych momentach, w których nie było innych rzeczy do zrobienia. Jak bieganie. To głupie bieganie. Jego jęki, stęki, czy nagłe chęci odwrócenia uwagi i ucieczki nie mogły zadziałać, kiedy prócz Diament był jakiś rudy typ szkolący Srebrnego. Z jednym dorosłym na razie sobie mógł dać radę, ale dwa? Zerknął wymownie na niebieskiego, zanim ruszyli sobie truchtem od martwego szlaku w stronę potwora, raz przyspieszając, raz zwalniając, innym razem pędząc jak spłoszone konie, gdzie zaraz potem Szept niemal nie wykaszlał płuc, chociaż i tak jego kondycja poprawiła się znacznie od czasów kocięcych. Może to przez długie łapy?
- Te, Srebrny - wysapał, kiedy zaprzestali biegu, a lilowy mógł wreszcie złapać powietrze - Nie zastanawia cię, jak żył tata? - Zerknął w międzyczasie spod byka na leżącego przed nimi, leniwie majaczącego potwora. Cóż, przynajmniej się przybliżył.
<Srebrny?>
[952 słów]
[idk, interwał biegowy]
[Przyznano 24%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz