Kazali im wyjść ze żłobka. Cała się trzęsła, przylegając do ziemi obok brata, gdy zostawali uczniami.
Potem podszedł ten rudy kocur. Patrzył na nią jak oni. Z tym dziwnym, zimnym spojrzeniem, którego się bała. Teraz miała zacząć się prawdziwa nauka, nie ta teoria, którą przedstawiano innym kociętom, którą podglądała z kąta, bo o niej zapomniano. Braciszek gdzieś znikał ze swoim mentorem, zostawiając ją samą.
Kocur na nią prychał, kiedy w ogóle zwrócił na nią uwagę. Szedł szybko przed siebie, a ona biegła za nim, tłumiąc ciężkie dyszenie.
Rudy zatrzymał się pod jakimś drzewem i coś zrobił. Potem odwrócił się do niej.
– Tutaj są granice – rzucił jej pogardliwe spojrzenie – z Klanem Nocy.
Kiwnęła głową, niespecjalnie wiedząc, co ma zrobić z tą informacją.
– Przechodzenie przez nie jest zakazane. Jak kogoś zobaczysz, masz go pogonić, żeby nie było więcej takich pokrak jak ty i twój brat.
Spuściła uszy. Szumiało jej w głowie. Łapy się trzęsły i płuca płonęły od wysiłku.
To wszystko na około było takie duże, nieznane. Co jak ktoś przyjdzie i ją zabije, tak, jak mówiły inne kocięta? Albo zgubi się w lesie. Albo mentor ją tutaj zostawi. Nie chciała. Pociągnęła nosem, próbując nie płakać.
Kocur ruszył już wzdłuż linii zapachu w dalszą drogę. Przerażona pocwałowała za nim.
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz