BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkę

W Klanie Klifu

Wojna z Klanem Wilka i samotniczkami zakończyła się upokarzającą porażką. Klan Klifu stracił wielu wojowników – Miedziany Kieł, Jerzykową Werwę, Złotą Drogę oraz przywódczynię, Liściastą Gwiazdę. Nie obyło się również bez poważnych ran bitewnych, które odnieśli Źródlana Łuna, Promieniste Słońce i Jastrzębi Zew. Klan Wilka zajął teren Czarnych Gniazd i otaczającego je lasku, dołączając go do swojego terytorium. Klan Klifu z podkulonym ogonem wrócił do obozu, by pochować zmarłych, opatrzeć swoje rany i pogodzić się z gorzką świadomością zdrady – zarówno tej ze strony samotniczek, które obiecywały im sojusz, jak i członkini własnego Klanu, zabójczyni Zagubionego Obuwika i Melodyjnego Trelu, Zielonego Wzgórza. Klifiakom pozostaje czekać na decyzje ich nowego przywódcy, Judaszowcowej Gwiazdy. Kogo kocur mianuje swoim zastępcą? Co postanowi zrobić z Jagienką i Zielonym Wzgórzem, której bezpieczeństwa bez przerwy pilnuje Bożodrzewny Kaprys, gotowa rzucić się na każdego, kto podejdzie zbyt blisko?

W Klanie Nocy

Ostatni czas nie okazał się zbyt łaskawy dla Nocniaków. Poza nowo odkrytymi terenami, którym wielu pozwoliły zapomnieć nieco o krwawej wojnie z samotnikami, przodkowie nie pobłogosławili ich niemalże niczym więcej. Niedługo bowiem po zakończeniu eksploracji tajemniczego obszaru, doszło do tragedii — Mątwia Łapa, jedna z księżniczek, padła ofiarą morderstwa, którego sprawcy jak na razie nie odkryto. Pośmiertnie została odznaczona za swoje zasługi, otrzymując miano Mątwiego Marzenia. Nie złagodziło to jednak bólu jej bliskich po stracie młodej kotki. Nie mieli zresztą czasu uporać się z żałobą, bo zaledwie kilka wschodów słońca po tym przykrym wydarzeniu, doszło do prawdziwej katastrofy — powodzi. Dotąd zaufany żywioł odwrócił się przeciw Klanowi Nocy, porywając ze sobą życie i zdrowie niejednego kota, jakby odbierając zapłatę za księżyce swej dobroci, którą się z nimi dzielił. Po poległych pozostały jedynie szczątki i pojedyncze pamiątki, których nie zdołały porwać fale przed obniżeniem się poziomu wód, w konsekwencji czego następnego ranka udało się trafić na wiele przykrych znalezisk. Pomimo ciężkiej, ponurej atmosfery żałoby, wpływającej na niemalże wszystkich Nocniaków, normalne życie musiało dalej toczyć się swoim naturalnym rytmem.
Przeniesiono się więc do tymczasowego schronienia w lesie, gdzie uzupełniono zniszczone przez potop zapasy ziół oraz zwierzyny i zregenerowano siły. Następnie rozpoczęła się odbudowa poprzedniego obozu, która poszła dość sprawnie, dzięki ogromnemu zaangażowaniu i samozaparciu członków klanu — w pracach renowacyjnych pomagał bowiem niemalże każdy, od małego kocięcia aż po członków starszyzny. W konsekwencji tego, miejsce to podniosło się z ruin i wróciło do swojej dawnej świetności. Wciąż jednak pewne pozostałości katastrofy przypominają o niej Nocniakom, naruszając ich poczucie bezpieczeństwa. Zwłaszcza z krążącymi wśród kotów pogłoskami o tym, że powódź, która ich nawiedziła, nie była czymś przypadkowym — a zemstą rozchwianego żywiołu, mszczącego się na nich za śmierć członkini rodu. W obozie więc wciąż panuje niepokój, a nawet najmniejszy szmer sprawia, że każdy z wojowników machinalnie stroszy futro i wzmaga skupienie, obawiając się kolejnego zagrożenia.

W Klanie Wilka

Ostatnio dzieje się całkiem sporo – jedną z ważniejszych rzeczy jest konflikt z Klanem Klifu, powstały wskutek nieporozumienia. Wszystko przez samotniczkę imieniem Terpsychora, która przez swoją chęć zemsty, wywołała wojnę między dwoma przynależnościami. Nie trwała ona długo, ale z całą pewnością zostawiła w sercach przywódców dużo goryczy i niesmaku. Wszystko wskazuje na to, że następne zgromadzenie będzie bardzo nerwowe, pełne nieporozumień i negatywnych emocji. Mimo tego Klan Wilka wyszedł z tego starcia zwycięsko – odebrali Klifiakom kilka kotów, łącznie z ich przywódczynią, a także zajęli część ich terytorium w okolicy Czarnych Gniazd.
Jednak w samym Klanie Wilka również pojawiły się problemy. Pewnego dnia z obozu wyszli cali i zdrowi Zabłąkany Omen i jego uczennica Kocankowa Łapa. Wrócili jednak mocno poobijani, a z zeznań złożonych przez srebrnego kocura, wynika, że to młoda szylkretka była wszystkiemu winna. Za karę została wpędzona do izolatki, gdzie spędziła kilka dni wraz ze swoją matką, która umieszczona została tam już wcześniej. Podczas jej zamknięcia, Zabłąkany Omen zmarł, lecz jego śmierć nie była bezpośrednio powiązana z atakiem uczennicy – co jednak nie powstrzymało największych plotkarzy od robienia swojego. W obozie szepczą, że Kocankowa Łapa przynosi pecha i nieszczęście. Jej drugi mentor, wybrany po srebrnym kocurze, stracił wzrok podczas wojny, co tylko podsyca te domysły. Na szczęście nie wszystko, co dzieje się w klanie jest złe. Ostatnio do ich żłobka zawitała samotniczka Barczatka, która urodziła Wilczakom córeczkę o imieniu Trop – a trzy księżyce później narodził się także Tygrysek (Oba kociaki są do adopcji!).

W Owocowym Lesie

Dla owocniaków nadszedł trudny okres. Wszystko zaczęło się od śmierci wiekowej szamanki Świergot i jej partnerki, zastępczyni Gruszki. Za nią pociągnęły się śmierci liderki, rozpacz i tęsknota, które pociągnęła za sobą najmłodszą medyczkę, by skończyć na wybuchu epidemii zielonego kaszlu. Zmarło wiele kotów, jeszcze więcej wciąż walczy z chorobą, a pora nagich drzew tylko potęguje kryzys. Jeden z patroli miał niesamowite szczęście – natrafił na grupę wędrownych uzdrowicieli. Natychmiast wyraziła ona chęć pomocy. Derwisz, Jaskier i Jeżogłówka zostali tymczasowo przyjęci w progi Owocowego Lasu. Zamieszkują Upadłą Gwiazdę i dzielą się z tubylcami ziołami, pomocą, jak i również ciekawą wiedzą.

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty


Miot w Klanie Burzy!
(dwa wolne miejsca!)

Miot w Klanie Klifu!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Owocowym Lesie!
(dwa wolne miejsca!)

Zmiana pory roku już 7 grudnia, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

16 września 2020

Od Świtającej Maski


 Uwaga, opowiadanie zwinięte, ponieważ jest dosyć długie, zawiera sporadycznie przekleństwa oraz jedną mniej przyjemną scenę. Czytasz na własną odpowiedzialność.




Skoro już tu jesteś, zjedz sobie coś.
1941 słów



Jako dziecko wolałeś czekać i patrzeć z oddali, ale zawsze wiedziałeś, że będziesz tym, który będzie cierpieć, kiedy oni wszyscy będą się bawić...

Ciasne ściany jamy zbliżały się powoli w jego kierunku. Czyjeś stopy rytmicznie uderzały głowę małego kociaka. Wyszły, robiąc młodszemu więcej miejsca.
Chciał tu zostać. Było tu ciepło, miło, cicho...
Niewidzialna siła popychała go do przodu. Przez niesamowicie cienkie ściany słyszał czyiś krzyk, jęki, piski i setki głosów. Przeraził się, skulił w małą kulkę.
Małe, płowe ciałko otoczył chłód. Chcąc, nie chcąc, pisnął, szukając odebranego mu ciepła. Poruszał małymi łapkami, chwilę potem turlając się i zatrzymując o czyjeś ciało.
Instynktownie wyczuł, gdzie znajduje się mleko.
Pierwsze oddechy okazały się bardzo ważne dla kocięcia. Poznało smak chłodnego powietrza i rozpoznał karmicielkę. Swobodnie kontrolowało każdy wdech i wydech, aby przeżyć.
Aby tylko przeżyć.

Oprawcy raz po raz zatykali mu nos, zamykając dostęp świeżego tlenu. Łapami szczelnie otaczali wejście do dróg oddechowych i na coraz to dłuższe sekundy nie pozwalali wojownikowi odetchnąć. Próbował walczyć, lecz od razu spotykał się z ostrymi jak brzytwa pazurami.
Świtająca Maska raz po raz mdlał przez brak powietrza. Na razie klifiaki nie zadawały mu bólu, lecz sama zabawa z płucami płowego już sprawiała im frajdę. Ogon wojownika nadal leżał pod ciężkimi kamieniami, raz na jakiś czas stare i wilgotne skały były zastępowane nowymi, nieco cięższymi i ostrymi, aby najmniejszy ruch niewolnika skutkował kolejną raną.
Świt przestał liczyć, ile minut minęło.
Jedyne, co zdążył usłyszeć przed kolejnym omdleniem, były słowa Zachwaszczonej Ścieżki:
- Teraz ogon! Stwórca nam pozwolił!


W młodości często leżałeś w nocy rozbudzony, planując wszystkie te rzeczy, które mógłbyś zmienić, ale to był tylko sen



- Trójko! Trójko! Pokaż mi w końcu te wynalazki! -miauczał Świt, okrążając kuzyna po raz kolejny. Ignorował to, że liliowy olewał go i zbywał. Dziecięca ciekawość wygrywała, a on chciał dowiedzieć się TYLKO o jednej małej, malusieńszej, maluczkiej, malusiej rzeczy. Pragnął zobaczyć jakieś śmieszne coś, zwane „wynalazkiem”, nad którym pracował trójnogi. 
- Nie. To nie twoja sprawa – odpowiedział Trójka, odsuwając ogonem Świt.
Malec wydał wściekły pisk. Po raz kolejny jego prośba i zaciekawienie zostało zignorowane. Prychnął, bucząc z niezadowoleniem.
- Obsikam ci zioła i tyle z tego będzie! - zagroził z niemiłym wyrazem pyszczka. 
- Ani mi się waż, łajzo – burknął oschle Trójka, który zwinął się w kłębek i poszedł spać.
Płowy odczekał, aż mama i brat udadzą się na spoczynek. Płowy pochodził po żłobku, węsząc jak pies, w poszukiwaniu ziółek kuzyna. Udało mu się to zrobić naprawdę szybko. Z tym, co zaplanował, oblał niezbyt przyjemnie pachnącą cieczą zioła i szybko potuptał do śpiącej rodzinki.
Skoro liliowy go złewał, to również i Świt na swój sposób go zlał.


Z ciemności wybudziło go nagłe uderzanie. Kaszlnął kilka razy, w końcu mogąc normalnie oddychać. Rozejrzał się. Cala gromadka przybocznych Stwórcy stała przy ogonie wojownika i na coś oczekiwała.
- Lamus i pupilek się obudził! - miauknęła z uśmiechem Bagienny Kwiat. - Możemy zaczynać! Trzymam go! - Kotka położyła się całą sobą na płowym. Jadła normalnie, jak każdy zdrowy wojownik, więc ciężarem idealnie przygwoździła Świtającą Maskę do ziemi. Morskooki jęknął, nie potrafiąc nic więcej zrobić przez otępienie po wybudzeniu.
Wrogowie wzięli kamienie, będące blisko obozu dawnego Klanu Wilka. Zaczęli oni miażdżyć ogon Świtu turlając między sobą ciężkie elementy martwej natury. Raz po raz rozlegał się gruchot zmiażdżonej kości lub niszczonej tkanki.
Krzyczał, czując ból. Pragnął końca, chociaż znalazł się dopiero na początku całej kaźni. Próbował się wyrwać, korzystając z resztek sił, które nadal gdzieś tam były w jego wnętrzu, ale masywne ciało czekoladowej kotki utrudniało wszystko.
Niebo pociemniało, a powietrze zrobiło się cięższe. Śmiechy i pogardliwe uwagi przybocznych zlały się w jedną całość i Świtowi coraz trudniej było rozpoznać, kto co mówi.
Koniec! - Zabawę przerwał donośny głos Stwórcy. - Teraz ja z nim porozmawiam...


Nadejdzie czas, kiedy będziesz musiał wznieść się ponad najlepszych i udowodnić sobie, że twój duch nigdy nie umiera.

Miał już trzy księżyce i umiał wykraść się ze żłobka bez zwracania na siebie uwagi. Wychodził gdy Trzcinowy Brzeg zajmowała się Ciężkim. Wtedy czuł wolność, bo poruszał się z dala od rodziny, siedzącej w ciasnej przestrzeni legowiska dla matek z dziećmi.
Zakradł się do kącika medyków, Sosnowy Zagajnik udała się w nieznane kociakowi miejsce. Rozejrzał się, czując zapach Trójki. Skrzywił się, liliowy już zdołał zagościć w tym miejscu.
Płowy nie wiedział za bardzo, co ze sobą zrobić. Wyszedł z głową pełną pomysłów, a nagle wśród ziół spotkał się z pustką w malusiej główce. Postanowił dać mamie jakiś prezent, aby ocieplić stosunek między ich dwójką. Wziął w pyszczek jakiś ładnie pachnący kwiat i wrócił do żłobka.
Trzcinowy Brzeg leżała i patrzyła ze znudzeniem, jak Ciężki siedział na ogonie Trójki. Kociak miauczał głośno do ucha liliowego, a przyszły medyk odwarkiwał, grożąc na swój sposób.
Świt podszedł do karmicielki i położył jej kwiat pod łapy.
- Mamusiu... To prezent dla ciebie. Pachnie tak ładnie, jak ty i... pasuje ci do oczu – miauknął, wymyślając komplement na poczekaniu. Uśmiechnął się, starając się wyglądać na milusiego synka. 
Trzcinowy Brzeg spojrzała kątem oka na roślinę. Nie wyglądała w żadnym stopniu na zainteresowaną podarunkiem.
- Tak, tak, masz rację, mały – rzuciła od niechcenia. 
Świt przekrzywił głowę, zastanawiając się, co tym razem zrobił źle. Uciekł ze żłobka po raz kolejny, ale kotka nie dawała mu takich kar, jak za pierwszymi razami. Zachowywała się jak zawodowa ignorantka.
- Coś nie tak, mamo? - zapytał się płowy. 
- Nie, nie, ładny badyl... znaczy kwiat. Położę go przy głowie podczas snu – odpowiedziała od razu, nawet nie spoglądając na roślinę. 
Kilka godzin później Świt zauważył swój prezent przy wejściu do żłobka. Podeptany, z dala od mamy, która nie spojrzała nawet na delikatne płatki kwiatu. 


Stwórca zbliżał się do ofiary, krok po kroku, z drwiną wypisaną w każdym ruchu. Szpony, lekko wysunięte, ocierały się o ziemię, pozostawiając ślady.
Świtająca Maska spuścił wzrok, dysząc. Przestał czuć w pełni swój ogon. Mógł trochę nim poruszać lecz każdy ruch czy chociaż drobne zetknięcie z przedmiotem skończyło się uderzeniem bólu. Nie był masochistą, cierpienie nie przyprawiało go o radość, tylko o zmęczenie i chęć spokoju.
- Myślałeś, że jesteś taki mądry, tak? Kradnąc zioła i współpracując z medyczką? - mówił Stwórca. Kocur stanął tuż nad płowym, górując nad nim. - Spójrz mi w oczy, pokaż oczka, no pokaż – szeptał cicho słodkim tonem najważniejszy z nich. Usiadł, przednią łapą podnosząc głowę Świtającej Maski. Więzień nie wykonał polecenia, powieki zasłaniały gałkę oczną. - Pokaż oczka najsłodszy... no, dalej – zachęcał spokojnym głosem Stwórca. - OTWÓRZ OCZY! - krzyknął, podnosząc ton głosu. Płowy automatycznie otworzył oczy, zwyczajnie się bojąc. Cicho i naiwnie wierzył, że zdoła zmniejszyć swoje cierpienie. - Ojej, jakie śliczne oczęta... Szkoda by ich było, gdybyś je stracił – uznał wróg. Stwórca wysunął jeden z pazurów i zamaszystym ruchem drapnął płowego, tuż nad jednym z oczu.
Odszedł. Nie pozbawił Świtającej Maski wzroku, lecz pozostawił po sobie piękną pamiątkę.


Nadejdzie czas, gdy będziesz musiał pokonać najlepszych, udoskonalić siebie. Twój duch walki nigdy nie umiera.

Pamiętał rozmowy z ojcem, podczas których rodzic okazywał mu wsparcie. Pamiętał prezent od Leszczynowej Bryzy, z którym prawie że zdołał się zaprzyjaźnić. Pamiętał uśmiechniętego Wróbelka, nim stał się dorosłym Wróblowym Sercem. Wspominał drobne rozmowy , które w porównaniu do tego, co przeżywał, okazały się czymś naprawdę niesamowitym. Nie docenił tego, za dużo wymagał, za dużo udawał.
Zaczął normalnie, skończył jako wrak, ignorowany, bo trzymający się cienia.

- Nieźle cię urządzili – miauknęła Borsuczy Krok swoim ochrypniętym głosem. Odwiedziła dawnego mentora. Pysk burej wydawał się obojętny wobec cierpienia płowego. Nie okazywała po sobie żadnych emocji. Niewzruszona.
- Wiem, że z nimi współpracujesz – powiedział cicho. Nadal miał zdarty głos po krzykach. Rana nad okiem została szybko oczyszczona przez Fasolkową Łapę, zdołała uzyskać zgodę Stwórcy, pod długich namowach, lecz zawsze coś. - Widziałem, jak z nimi się konsultujesz. Masz plecy – mówił.
- Już nie rozgaduj się tak, bo padniesz – mruknęła Borsuczy Krok. - Tak, współpracuję z nimi. Dzięki temu jem, piję i żyję, jak wcześniej.
- Masz... dostęp do ziół? - zapytał się Świtająca Maska, z błyskiem w oku. Poczuł... pewną nadzieję i trochę dawnego ducha walki. Ponowna troska i energia, jednak nie tak silne przez osłabienie wywołane głodem.
- Może i tak, ale po twoim naiwnym wybryku nie dam ci nawet listka. Stwórcy bardzo się to nie spodobało – miauknęła kotka, siedząc żabi skok od mentora.
Noc nadał chorowała, nadal głodowała, nadal czuła pragnienie.
- Proszę cię... błagam. Daj mojej znajdce jedzenie i trochę wody. Chociaż ten jeden raz. Skoro przeze mnie nie może wyzdrowieć, to chociaż pozwól jej nie głodować. Jest mała... - poprosił Borsuk. Zrobił to pod wpływem chwili. Niech chociaż ktoś nie cierpi z jego powodu.
- Prosisz mnie? No, proszę... nie spodziewałam się tego po tobie. Trochę poboli i zupełnie inny kocur – odparła, uśmiechając się z drwiną. - Wiesz, że taka prośba poniesie konsekwencje? - zapytała się.
Zamilkł. Wiedział, lecz w tej chwili za bardzo liczyła się każda chwila. Podejmie ryzyko. W świetle całego życia był tylko gównem, zwykłym gównem. Dla nikogo się nie liczył, stracił rodzinę, jego Konwalia traciła szacunek przez zwykłe bycie medyczką, a Noc, własna córka, cierpiała. Może przesadzał...
- Tak, wiem – odparł krótko.
- Skoro tak... Odezwę się w przyszłości, spełnię twoją prośbę, ale będę wymagała odwdzięczenia się – powiedziała Borsuczy Krok i udała się w swoją stronę, zostawiając Świtającą Maskę strażnikowi, pełniącym nad nim wartę.
Tej nocy czarna córka medyczki i wojownika zjadła swój posiłek i otrzymała wodę. Na prośbę niestabilnego emocjonalnie ojca.


Żegnajcie, odszedłem, by objąć mój tron ponad nimi. Nie płaczcie za mną, bo to będzie praca wykonywana z zamiłowaniem

Podczas któregoś treningu z Ciężkim Krokiem zdołał się pogodzić z bratem. Odepchnęli na bok dawne spory i poprawili swoje stosunki. Jednak do końca pozostali zwykłymi obserwatorami własnych zachowań.
Oprócz tych nocnych, podczas których Świt wymykał się do swojej Konwalii, rozkosznej, kochanej, pięknie pachnącej bzem, o oczach żółtych jak promienie letniego słońca. Razem spędzali czas, rezygnując ze snu we własnych obozach. Dla siebie pokonywali dystans do granicy Klanu Wilka i Klanu Burzy. Wielu wyższym nie podobała się taka kolej rzeczy, lecz jego samego to nie obchodziło.
Klan Gwiazd od zawsze pozostawał dla niego wymysłem i do końca trwał z takim nastawieniem.

- Kocury to lamusy! - krzyczała mu do ucha Bagienny Kwiat. Nie wiedział, co ten irytujący kawał lisiego łajna chciał osiągnąć. Już któryś dzień leżał z kamieniami na ogonie, z małym kawałkiem mięsa w żołądku i ograniczoną ilością wody. Codzienne tortury stały się codziennością. Ciągłe ugniatanie ogna, gryzienie i próby łamania psychiki stały się czymś zwykłym. - Zostałeś sam! Już nikt nigdy ci nie pomoże! Nikt a nikt. Zostałeś sam. Zostałeś sam jak ułamany pazur w łapie. Wyglądasz jak ofiara losu! Gdzie twoi gwiezdni przodkowie? Cieszą się z twojego cierpienia. Robią z ciebie taką zabaweczkę. Taką wypchaną mięsem i krwią laleczkę!
- Nie wierzę w nich – odparł oschle i twardo Świtająca Maska. - To gówniana bajka dla naiwnych chujków.
- Ja nie wierzę! Klanowy kiciuś przeklina Klan Gwiazd! Taki wielki i potężny! - odparła przesadnie zdziwionym tonem Bagienny Kwiat. Chciała coś rzecz, lecz spojrzała na ogon płowego, który w niektórych momentach stracił część sierści. Skóra w niektórych miejscach wyglądała na czarną jak ziemia. - Co to za wilcza sztuczka? Co ty zrobiłeś ze swoim ogonem, paskudo? - zapytała się.
- Skąd mam to wiedzieć, głupia babo? - odpowiedział pytaniem Świt. - Podziękuj swoim przyjaciołom. Dzięki waszemu kojącemu masażowi za pomocą kamieni już go nie czuję – odpowiedział.
Do oględzin tej części ciała przystąpiła Fasolkowa Łapa. Pointka od razu znalazła przyczynę ciemnych plam na skórze ogona i braku czucia.
- Do ogona wdarła się martwica, trzeba przeprowadzić amputację. Inaczej wedrze się dalej i będzie po Świtającej Masce – oznajmiła niedaleko stojącemu Stwórcy.
- Amputacja powiadasz... Bolesne pozbawienie kogoś części ciała... Przeprowadź ją, teraz. Bez znieczulenia. Niech moja mała zabaweczka zrozumie w pełni, że nie podskakuje się wyższym od siebie – nakazał uczennicy kocur.
Świtająca Maska wstrzymał oddech. Nie przewidział takiego obrotu sytuacji. Myślał, iż zbliża się do finału, a dopiero co zbliżał się moment kulminacyjnym.
- Na co czekasz, medyczko? - zapytał się Stwórca. - Działaj, niech poleje się krew i zacznie prawdziwy krzyk cierpienia. 

Oto jesteśmy, nie odwracaj się teraz, jesteśmy wojownikami katami.

przerwa na reklamy, czyli cdn.

2 komentarze:

  1. Wow! Prawie się popłakałam, to naprawdę smutne...

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku... w połowie nie mogłam tego już czytać...

    OdpowiedzUsuń