- Wydoroślałem? Zmieniłem? Aż tak to widać? O rety.... Nie spodziewałem się tego... Może to przez te ryby mi zad urósł? Czy bycie dorosłym to posiadanie dużego tyłka? Ciociu, powiedz, że nie - miauczał Szkarłatny Mróz, spoglądając z bólem na tył własnego ciała. - Nieważne... - stwierdził, widząc na pysku Szyszki zdziwienie i niepokój. - Pokaż mi Owocowy Las, a ja ci opowiem, co się działo w Klanie Nocy.
Dwójka kotów udała się na spacer, spokojny, bez zbędnego pośpiechu.
- Opowiadaj, mamy dużo czasu - poprosiła Szyszka.
- Dobrze... Karmili nas rybami. Codziennie! Od rana do wieczora. Niektóre były paskudne, a inne... Całkiem skacze. Jednak wszystkie cechowała duża ilość łusek i... Tłuszczu. Trochę tam przytyłem. Widzisz te fałdki na moim brzuchu? - zapytał się Szkarłatny Mróz, kładąc się na ziemię i pokazując zgrubienia na swojej skórze. - Paskudnie dużo! Przynajmniej nie muszę głodować i wytrwam zimę! - Ton głosu rudego ponownie stał się wesoły w pogodny.
- Torturowali was? - zapytała się czarna, z widoczną troską w oczach.
- Nieeee, nie bili. Raz wysłali mnie na walkę, w której zginął mój mentor, Sumowy Wąs. Sum to taka ryba, która... Ma wąsiska. Ogromne i długie jak... Jak te gałęzie, o tam - miauknął, pokazując ogonem korony drzew owocowych. - Całkiem spoko koleś. Tylko małomówny i... Bardzo spokojny. Jak chciałem dużo skakać czy polować, czy pływać, to dziwnie się patrzył.
- Opowiedz coś więcej o tej walce - poprosiła Szyszka, bacznie słuchając każdego słowa, wypowiadanego przez wojownika.
- Klan Klifu walczył z Klanem Nocy. Nic wielkiego się nie stało. Kilka kotów umarło, a ja uderzyłem się w głowę i złe zagoiła mi się rana. Mam przez to bliznę na karku. Pokażę ci - rzekł, pochylając głowę i prezentując pozostałość po ranie. - Znaczy dziwnie to brzmi, że uderzyłem głową o kamień, a blizna na karku. Nie wiem, od czego, ale Truskawek, czyli taka łamaga nocniaków, nie potrafił mnie wyleczyć.
- Rozumiem - odparła Szyszka. - A jak twój kontakt z Czermieniem?
-Czermieniowy Gniew? Aaaa... Nie zmienił się. No... Może coś tam się uspokoił, ale nadal stroi fochy, gdy chcę go przytulić. Ma gdzieś Tchórzliwy Krok i mnie... Znalazł sobie dziewczynę, Nornicę. Właśnie, ta czarna dwójka ze sobą chodzi! Często idą w kącik i rozmawiają ze sobą. Nie lubią, jak się im przeszkadza... I nauczyłem się pływać! Sporo rzeczy wyniosłem z klanu.
Przez chwilę rudzielec trajkotał wesoło i opowiadał każdą przygodę z obozu rybojadów.
Szkarłatny Mróz trącał łapą rosnące na skraju gałęzi jabłko. Chciał zobaczyć, jak spada, tak po prostu. Pod drzewem nikt się nie krzątał, a zakończył dzisiejszy trening z Żukiem. Skupił całą swoją uwagę na takiej małej pierdóce, lecz jemu to nie przeszkadzało. Wolał to niż kolejny dzień spędzony na ciągłym leżeniu.
- Szkarłacie? Moglibyśmy chwilę porozmawiać? - usłyszał głos Szyszki.
Rudy od razu pacnął łapą owoc, który od razu zleciał na ziemię i odbił się kilka razy. Cofnął się wgłąb gałęzi i spojrzał na ciocię.
- Co się dzieje? Żuka boli brzuch? Czermień uciekł? A może... Mój uczeń zaszedł w ciążę? Albo ty?! Powiedzcie, dzieciaki, czemu pojawiłyście się w brzuchu mojej cioci?! - miauczał Szkarłatny Mróz, zwracając się do wyimaginowanych gówniaków we wnętrzu czarnej.
Szyszka zaśmiała się lekko, widząc głupotę rudego.
- Nie, nie... Czermieniowy Gniew porzucił swoje dawne imię i pozostał Czermieniem. Zgodnie z naszymi zasadami przyjmujemy tylko jedno imię i nie zmieniamy go. Nadal posiadasz dwa człony, więc.. Jesteś gotowy z nich zrezygnować, czy nie? - zapytała się z cierpliwością.
Rudy się chwilę Zastanowił. Znał doskonale zasady, panujące w Owocowym Lesie. Kiedyś podobno gardził imionami, chociaż teraz dwa człony przypominały mu o tym, co przeszedł. Nie był do końca pewien swojego stanowiska w tej sprawie.
- Hmm... Wolałbym nie... Nie zostanę za to wygnany? Nie mam innego domu! Ciociu, miej litość - miauczał żałośnie, patrząc na Szyszkę z błaganiem.
Dwójka kotów udała się na spacer, spokojny, bez zbędnego pośpiechu.
- Opowiadaj, mamy dużo czasu - poprosiła Szyszka.
- Dobrze... Karmili nas rybami. Codziennie! Od rana do wieczora. Niektóre były paskudne, a inne... Całkiem skacze. Jednak wszystkie cechowała duża ilość łusek i... Tłuszczu. Trochę tam przytyłem. Widzisz te fałdki na moim brzuchu? - zapytał się Szkarłatny Mróz, kładąc się na ziemię i pokazując zgrubienia na swojej skórze. - Paskudnie dużo! Przynajmniej nie muszę głodować i wytrwam zimę! - Ton głosu rudego ponownie stał się wesoły w pogodny.
- Torturowali was? - zapytała się czarna, z widoczną troską w oczach.
- Nieeee, nie bili. Raz wysłali mnie na walkę, w której zginął mój mentor, Sumowy Wąs. Sum to taka ryba, która... Ma wąsiska. Ogromne i długie jak... Jak te gałęzie, o tam - miauknął, pokazując ogonem korony drzew owocowych. - Całkiem spoko koleś. Tylko małomówny i... Bardzo spokojny. Jak chciałem dużo skakać czy polować, czy pływać, to dziwnie się patrzył.
- Opowiedz coś więcej o tej walce - poprosiła Szyszka, bacznie słuchając każdego słowa, wypowiadanego przez wojownika.
- Klan Klifu walczył z Klanem Nocy. Nic wielkiego się nie stało. Kilka kotów umarło, a ja uderzyłem się w głowę i złe zagoiła mi się rana. Mam przez to bliznę na karku. Pokażę ci - rzekł, pochylając głowę i prezentując pozostałość po ranie. - Znaczy dziwnie to brzmi, że uderzyłem głową o kamień, a blizna na karku. Nie wiem, od czego, ale Truskawek, czyli taka łamaga nocniaków, nie potrafił mnie wyleczyć.
- Rozumiem - odparła Szyszka. - A jak twój kontakt z Czermieniem?
-Czermieniowy Gniew? Aaaa... Nie zmienił się. No... Może coś tam się uspokoił, ale nadal stroi fochy, gdy chcę go przytulić. Ma gdzieś Tchórzliwy Krok i mnie... Znalazł sobie dziewczynę, Nornicę. Właśnie, ta czarna dwójka ze sobą chodzi! Często idą w kącik i rozmawiają ze sobą. Nie lubią, jak się im przeszkadza... I nauczyłem się pływać! Sporo rzeczy wyniosłem z klanu.
Przez chwilę rudzielec trajkotał wesoło i opowiadał każdą przygodę z obozu rybojadów.
kilka tygodni później
Szkarłatny Mróz trącał łapą rosnące na skraju gałęzi jabłko. Chciał zobaczyć, jak spada, tak po prostu. Pod drzewem nikt się nie krzątał, a zakończył dzisiejszy trening z Żukiem. Skupił całą swoją uwagę na takiej małej pierdóce, lecz jemu to nie przeszkadzało. Wolał to niż kolejny dzień spędzony na ciągłym leżeniu.
- Szkarłacie? Moglibyśmy chwilę porozmawiać? - usłyszał głos Szyszki.
Rudy od razu pacnął łapą owoc, który od razu zleciał na ziemię i odbił się kilka razy. Cofnął się wgłąb gałęzi i spojrzał na ciocię.
- Co się dzieje? Żuka boli brzuch? Czermień uciekł? A może... Mój uczeń zaszedł w ciążę? Albo ty?! Powiedzcie, dzieciaki, czemu pojawiłyście się w brzuchu mojej cioci?! - miauczał Szkarłatny Mróz, zwracając się do wyimaginowanych gówniaków we wnętrzu czarnej.
Szyszka zaśmiała się lekko, widząc głupotę rudego.
- Nie, nie... Czermieniowy Gniew porzucił swoje dawne imię i pozostał Czermieniem. Zgodnie z naszymi zasadami przyjmujemy tylko jedno imię i nie zmieniamy go. Nadal posiadasz dwa człony, więc.. Jesteś gotowy z nich zrezygnować, czy nie? - zapytała się z cierpliwością.
Rudy się chwilę Zastanowił. Znał doskonale zasady, panujące w Owocowym Lesie. Kiedyś podobno gardził imionami, chociaż teraz dwa człony przypominały mu o tym, co przeszedł. Nie był do końca pewien swojego stanowiska w tej sprawie.
- Hmm... Wolałbym nie... Nie zostanę za to wygnany? Nie mam innego domu! Ciociu, miej litość - miauczał żałośnie, patrząc na Szyszkę z błaganiem.
<Szyszko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz