Starała się uwierzyć ojcu. Starała się jak mogła, lecz otaczająca rzeczywistość nie pozwalała na wskrzeszenie w sobie wiary. Rany na ciele Iglastego Krzewu, przerwane treningi, zniżenie klanowiczów do rangi gówna.
Mówiła, że będzie lepiej, ale... Mogła kłamać. Kto dał jej wiedzę, by miauczała to z taką pewnością?
Zamknęła oczy, wtulając się w sierść taty. Wzięła głęboki wdech, czując zapach lasu. Zapach, który tak dobrze zapamiętała z dzieciństwa. Posiadała rodzinę: ojca, matkę, obie siostry. Niektórzy z wojowników pozostali sami, a poszczególni stracili wszystkich swoich bliskich. Na swój sposób była szczęściarą.
Gdyby tylko mogła bardziej legalnie rozmawiać z Fasolkową Łapą, życie okazałoby się o wiele prostsze.
Iglasty Krzew owinął córkę swoim ogonem, na chwilę przywracając Pierzastej Łapie poczucie bezpieczeństwa. Minęło po chwili, gdy przed nimi przeszedł jeden z klifiaków, patrolujący i szukający okazji do bójki. Niebieskooka spojrzała kątem oka na wroga. Utrzymanie kontaktu wzrokowego skończyłoby się bójką, a czuła się naprawdę dobrze blisko jednego z rodziców.
Tej nocy spała przy Igle, śniąc o dawnym życiu, pełnym spokoju i radości.
***
Nie potrafiła w to uwierzyć. Jakim prawem, po tym wszystkim, co przeszedł klan, Potrójny Krok nazwał Fasolkę Fasolową Krzywicą?! Jej siostra tyle wycierpiała, tak się namęczyła, zdołała zbudować sobie reputację, a ten liliowy wypierdek losu tak ją skrzywdził!
Chodziła poddenerwowana po legowisku wojowników, burcząc raz po raz. W stanie wkurzenia wolała nie wchodzić z nikim w głębszą interakcję, bo skończyłoby to się darciem mordy i laniem pyska. Kusiło ją udanie się do trójnogiego zgreda i naszczanie mu na legowisko, w ramach zemsty za schańbienie jej siostry. A medyk tak kochał Iglastą Gwiazdę, lecz jego krew już nie! Co za hipokryta, widocznie mentalnie ciągle będący na etapie płodu w brzuchu matki.
Wzięła oddech. Nie, ani nasmrodzenie nie przyniesie odpowiednich efektów, ani ciągłe złoszczenie się. To drugie przyspieszy siwienie futerka, a liliowa nie chciała wyglądać jak stara panna w wieku mniej niż dwadzieścia księżyców.
Umyła się, postanawiając odwiedzić tatę w jego legowisku. Znalazła prosty, acz skuteczny sposób, aby nie skupiać się tylko i wyłącznie na samcu o wybujałym ego.
Potuptała do Iglastej Gwiazdy. Kocur odpoczywał, przynajmniej wyglądał na zrelaksowanego. Kotka ucieszyła się, że lider zdołał odzyskać część sił po zabiciu Stwórcy i jego podopiecznych.
- Tato, mam bardzo ważną sprawę - rzuciła od razu Pierzasta Mordka. - Chcę iść na patrol. Z kimkolwiek. Nie mogę zdzierżyć, że Potrójny Krok tak nazwał Fasolkę, a nie uśmiecha mi się stracić nerwów na takiego... osobnika.
Mówiła, że będzie lepiej, ale... Mogła kłamać. Kto dał jej wiedzę, by miauczała to z taką pewnością?
Zamknęła oczy, wtulając się w sierść taty. Wzięła głęboki wdech, czując zapach lasu. Zapach, który tak dobrze zapamiętała z dzieciństwa. Posiadała rodzinę: ojca, matkę, obie siostry. Niektórzy z wojowników pozostali sami, a poszczególni stracili wszystkich swoich bliskich. Na swój sposób była szczęściarą.
Gdyby tylko mogła bardziej legalnie rozmawiać z Fasolkową Łapą, życie okazałoby się o wiele prostsze.
Iglasty Krzew owinął córkę swoim ogonem, na chwilę przywracając Pierzastej Łapie poczucie bezpieczeństwa. Minęło po chwili, gdy przed nimi przeszedł jeden z klifiaków, patrolujący i szukający okazji do bójki. Niebieskooka spojrzała kątem oka na wroga. Utrzymanie kontaktu wzrokowego skończyłoby się bójką, a czuła się naprawdę dobrze blisko jednego z rodziców.
Tej nocy spała przy Igle, śniąc o dawnym życiu, pełnym spokoju i radości.
***
Nie potrafiła w to uwierzyć. Jakim prawem, po tym wszystkim, co przeszedł klan, Potrójny Krok nazwał Fasolkę Fasolową Krzywicą?! Jej siostra tyle wycierpiała, tak się namęczyła, zdołała zbudować sobie reputację, a ten liliowy wypierdek losu tak ją skrzywdził!
Chodziła poddenerwowana po legowisku wojowników, burcząc raz po raz. W stanie wkurzenia wolała nie wchodzić z nikim w głębszą interakcję, bo skończyłoby to się darciem mordy i laniem pyska. Kusiło ją udanie się do trójnogiego zgreda i naszczanie mu na legowisko, w ramach zemsty za schańbienie jej siostry. A medyk tak kochał Iglastą Gwiazdę, lecz jego krew już nie! Co za hipokryta, widocznie mentalnie ciągle będący na etapie płodu w brzuchu matki.
Wzięła oddech. Nie, ani nasmrodzenie nie przyniesie odpowiednich efektów, ani ciągłe złoszczenie się. To drugie przyspieszy siwienie futerka, a liliowa nie chciała wyglądać jak stara panna w wieku mniej niż dwadzieścia księżyców.
Umyła się, postanawiając odwiedzić tatę w jego legowisku. Znalazła prosty, acz skuteczny sposób, aby nie skupiać się tylko i wyłącznie na samcu o wybujałym ego.
Potuptała do Iglastej Gwiazdy. Kocur odpoczywał, przynajmniej wyglądał na zrelaksowanego. Kotka ucieszyła się, że lider zdołał odzyskać część sił po zabiciu Stwórcy i jego podopiecznych.
- Tato, mam bardzo ważną sprawę - rzuciła od razu Pierzasta Mordka. - Chcę iść na patrol. Z kimkolwiek. Nie mogę zdzierżyć, że Potrójny Krok tak nazwał Fasolkę, a nie uśmiecha mi się stracić nerwów na takiego... osobnika.
<Igło?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz